Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Slowdive czaru sprzed lat nie stracili. Młodzieńczą werwę? Już tak. Gdy sukcesywnie tracąca słuch Rachel Goswell schodzi na drugi plan, a do głosu dochodzi Neil Halstead, Brytyjczycy jeszcze bardziej zatracają się w estetyce minimalnego aranżu spod znaku Pygmalion. Ale tutaj nie powiewa już tym klinicznym chłodem uprawianym przez nich dwadzieścia lat temu, kiedy band wyczekiwał rychłego wydawniczego końca. "Star Roving" też z tego żadne – kotłujące się gitarowe faktury ustępują miejsca balladycznej pop-rockowej konstrukcji. Pierwszy raz na powierzchni utworu tak obficie rozlewa się starcze ciepło. I właśnie ten nastrój łagodnego smutku każe zastanowić się, na co w przypadku Slowdive tak naprawdę czekałem. Bo słysząc przed kilkoma tygodniami pierwsze przymiarki do kompaktowego reunionu, w uszach miałem tylko wapniacką kalkę przeszłych dokonań. Nikomu niepotrzebną syntezę wielkości najntisowego grania. Teraz, powolutku, zaczynam wierzyć w sens głośnego powrotu, no bo kto inny ma szansę rozgonić songwriting XX i Beach House, jeżeli nie Slowdive? −W.Tyczka