
-
C - Krótka Piłka - Piosenki
-
Karolina Czarnecka "Hera koka hasz LSD"
(9 sierpnia 2014)Niech mi ktoś wytłumaczy fenomen Karoliny Czarneckiej i piosenki "Hera koka hasz LSD". Oczywiście, zerowe to wszystko: piosenka aktorska (?), cover jednego z najgorszych zespołów w historii muzyki, typowy poland dla czytelników Masłowskiej i miłośników sióstr Wrońskich, studentek polonistyki pierwszego, drugiego roku, którym jeszcze wydaje się, że mogą robić jakieś ciekawsze rzeczy w życiu niż praca w szkole. Te klimaty. Laska w typie intelektualistki dresiary. Kwasy z youtuba. A teraz powstał do tego teledysk i wygląda na to, że ludzie się jarają. Przecież już ten cały Mister D był lepszy. Smutne. –P.Gołąb
-
!!! "All U Writers"
(2 kwietnia 2015)Niestety, ale czas, w którym singiel "Me And Giuliani Down By The School Yard" rządził (znaczy cały czas rządzi, tylko sęk w tym, że świat idzie do przodu) już dawno się skończył. Ale jak widać Wykrzykniki chyba wciąż się w tym nie połapały, bo dalej sunął nie tylko dance-punkowe płyty, w końcu Thr!!!er wydali w 2013 roku, ale i kolejne single. "All U Writers", to w sumie taki doczepek do tego ostatniego longplaya, który był kompletnie wtórny i nie wnosił tak bardzo NIC do CZEGOKOLWIEK (chociaż miał kilka niezłych momentów), że aż strach. Także nie wiem − jeśli kogoś jeszcze jara wyeksploatowany schemat: podcięte wokale, funkujące gitary i sprężyste basy wplecione w taneczny puls, to okej, niech słucha nowego singla !!!. A jeśli kogoś nie jara, to nawet jeszcze lepiej. −T.Skowyra
-
CHVRCHES "Dead Air"
(6 listopada 2014)Dwie pierwsze odsłony ekranizacji Hunger Games bez ironii uważam za całkiem sprawnie zrealizowane teen movies. Na dniach na polskie ekrany trafić ma Mockingjay – Part 1, czyli trzecia część serii, i gdyby decyzja o ewentualnym pójściu do kina uwarunkowana była poziomem promujących soundtrack singli, bez chwili zastanowienia pieniądze przeznaczone na bilet wydałbym na piwo. Jakiś czas temu "Yellow Flicker Beat" Lorde słusznie skarcił Kacper Bartosiak, klapą okazała się również propozycja Chemical Brothers, a teraz do tego orszaku mierności dołączają CHVRCHES, autorzy jednej z najbardziej beztreściowych płyt, jakie przyniósł 2013 rok. "Dead Air" to inspirowany ejtisami, gówniano-melancholijny electro-pop z refrenem przewidywalnym bardziej niż porażka nadchodzącego filmu o Aaliyah. Podobno utwór grywany był już wcześniej na koncertach…O kurwa, właśnie wyobraziłem sobie pobyt na ich koncercie. Niech ten dzień się wreszcie skończy. –W.Chełmecki
-
Californiaman "On The Radio"
(26 października 2014)Californiaman, projekt o którym pisaliśmy wcześniej tutaj, to zajawka dla ludzi, którzy większość swojej muzyki mają otagowane jako "Oldies". Szwed brzmi niczym mieszanka wszystkiego, co możecie usłyszeć w Waszym ulubionym radiu AC i, nomen omen, nie inaczej jest z tym kawałkiem. Jakże sympatyczne i - paradoksalnie - odświeżające jest to granie tak wiernie a zarazem kreatywnie emulujące brzmienie i kompozycje klasyków. Chyba najbliższym odniesiem mógłby być dla niego Dungen, ale chłopaki zamiast zgłębiać psychodeliczne stany udają się na samochodową przejażdżkę po soft-rockowych okolicach z funkowym vibem. Dobre dziady! -K.Michalak
-
Camera Shy "Colors Radiate"
(2 czerwca 2015)Najnowszy side-project Nicka Basseta, amerykańskiego gitarzysty shoegaze’owych Whirr oraz Nothing (ongiś także Deafheaven), to ponoć hołd dla jego młodzieńczej fascynacji popową sceną twee-indie. Wieślarz zaprosił do współpracy dawną koleżankę z zespołu i razem postanowili stworzyć najbardziej sztampową i nudną popową piosenkę, jaką tylko zrobić się dało. Nawet w największym skupieniu nikt nie jest w stanie wychwycić choćby jednego nieoczywistego akordu w tej niesamowicie beznamiętnej kompozycji. Drugiego Belle and Sebastian z tego nie będzie, także nie pozostaje nic innego niż pogratulować Camera Shy powalającego singla podgrzewającego atmosferę oczekiwania na debiutancki longplay. –W.Tyczka
-
Mariah Carey "Infinity"
(8 maja 2015)Realia popu nie sprzyjają starszym wykonawcom. Wystarczy raz spaść z piedestału i powrót może się okazać niemożliwy, bo media szybko kreują nowe gwiazdy, które błyskawicznie zastępują te wcześniejsze. Nie wystarczy nagrać dobrej płyty, jak zrobiła to rok temu Mariah Carey – sprzedaż jej czternastego albumu osiągnęła tak niski poziom, że zaistniała potrzeba powrotu do sprawdzonych patentów. Stąd najnowsze wydawnictwo piosenkarki to kompilacja jej największych przebojów, której tracklista niemalże pokrywa się z krążkiem #1's sprzed 17 lat. Promującym singlem został premierowy utwór o nazwie "Infinity". Zaczyna się on całkiem obiecująco – klasyczne 90sowe brzmienie, a Mariah wzdycha aah i ooh. Brew zaczynam marszczyć, gdy po intrze okazuje się, że kompozycyjnie w kawałku dzieje się niewiele więcej, co próbuje się zamaskować wokalnymi popisami. À propos: dwór diwy nie odważy się śmiać z jej manier, lecz trzeba przyznać, że jej głos nadal brzmi dobrze, ale już nie tak lekko jak kiedyś. Krótko mówiąc, dość przyjemna nieinwazyjna piosenka, ale też rozczarowanie po zeszłorocznej płycie. –P.Ejsmont
-
Mariah Carey feat. YG "I Don't"
(15 lutego 2017)Mariah chyba już ogarnęła się po niefortunnej, sylwestrowej wpadce i wraca z nowym kawałkiem. Co prawda nie wysiliła się jakoś specjalnie, bo w "I Don't" nie słychać ani modernistycznych naleciałości modnych obecnie w żeńskim popie (wystarczy spojrzeć na Tinashe, Syd czy nowy singiel Missy Elliott), ani jakiegoś konkretniejszego trapowego kierunku, ale pozostanie przy raczej dość tradycyjnym formacie r&b-ballady nie sprawiło, że coś poszło nie tak. Na miarowym bicie Carey korzysta z możliwości swojego głosu i przy wsparciu YG wykręca solidny numer chwytający od pierwszego odtworzenia. Swoje robią też schowane na drugim planie pokrzykiwania, które w łatwy sposób budują charakter piosenki. Czyli bez większych sensacji amerykańska diva zdobywa mój głos swoją nową propozycją. Miło. –T.Skowyra
-
Cekol "Przebojowa Gładź"
(23 lutego 2015)"Jak ktoś nie słyszał tej piosenki, to znaczy, że nie mieszka w Polsce!" – przekonywał rozemocjonowany Krzysztof Varga, by w następnym zdaniu dodać, że "w internecie największy idiotyzm może osiągnąć gigantyczny sukces". Pamiętne rozkminy "fana popkultury, który zatęsknił za elitaryzmem" polecam każdemu w związku z tą reklamą. Disco polo wraca do mainstreamu na pełnej kurwie. Oprócz filmu Disco Polo z wszędobylskim Tomaszem Kotem dowodem ta wersja, którą już niedługo wszyscy będziemy rzygać. Gładź szpachlową reklamuje bowiem odpowiednio przerobiona wersja "Ona Tańczy Dla Mnie". Wyobraźcie sobie tylko proces myślowy tytanów marketingu, który doprowadził do tego wydarzenia...
Środa wieczór, burza mózgów w pewnej agencji. Na stole walają się puste puszki po Tigerze Restart (bo na natemat napisali, że najlepiej stawia na nogi). W powietrzu czuć atmosferę wszechobecnej spinki, bo deadline się zbliża, a pomysłów czym reklamować tę jebaną gładź jak na lekarstwo. Heavymetalowy riff – najmocniejsza z dotychczasowych propozycji – nie budzi akceptacji szefa.
– Panowie kurwa, nie czuję tego. To są proste chłopaki, gdzie mi tu z tym metalem. To musi być coś przystępniejszego. Ja wiem, reklamował to kiedyś Mamed Chalidow, ale teraz nie ma funduszy na gwiazdę. Ma być biednie, ale godnie.
– Hmm, szefie, a może... Ale nie, to chyba nie przejdzie – odzywa się nagle jeden ze stażystów.
– Dajesz świeżak, siedzimy tu kurwa 7 godzin, kończmy tę mękę.
– Może... disco polo?
– Ale co kurwa disco polo? A może Prince Polo? Downa masz? Skąd ty się tu wziąłeś? Konkretniej, kurwa! – zirytował się przełożony.
– Link 4 pan kojarzy? Przeróbmy jakieś disco polo do reklamy. "Ona Tańczy Dla Mnie", to był hit, cała Polska tym żyła. Prości ludzie i intelektualiści z Newsweeka, wszyscy o tym gadali.
– Świeżak, kurwa, jesteśmy na ścieżce, na kursie! Jakby to mogło lecieć?
– No na przykład tak... –K.Bartosiak -
Chairlift "Ch-Ching"
(19 października 2015)Something nie był może wielkim albumem, ale perspektywa usłyszenia zabarwionych dream popem eightiesowych synthów i panującego nad tym wszystkim głosu Caroline Polachek sprawiła, że wieść o wypuszczeniu zapowiadającego najnowszy krążek duetu singla "Ch-Ching" przyjąłem ze sporym entuzjazmem. Czy to nowe "I Belong In Your Arms" lub "Ghost Tonight"? Nic z tych rzeczy.
Opisywany tu numer przypomina raczej napisany przez Polachek dla Beyoncé "No Angel". Zamglone, zwiewne podkłady zostały zastąpione przeciętnym mainstreamowym brzmieniem. Wybijające się na pierwszy plan dęciaki, nowoczesne bębny i nieznośny tytułowy hook nie należą do właściwości, z jakimi kojarzył mi się Chairlift. "Ch-Ching" ratuje generyczny, ale za to całkiem chwytliwy refren. Miejmy nadzieję, że singiel to tylko zmyła przed prawdziwym powrotem. –P.Ejsmont
-
Charles "I Know You Love Me, But Do You Think Of Me, Romantically"
(22 kwietnia 2016)Charlotte Lindèn Ercoli od jakiegoś czasu wrzuca sobie na SoundClouda swoje sypialniane nagrywki pomykające między chillwave'owym vibem, dyskretnym italo i delikatnym dream-popem. Najnowsza z nich, czyli "I Know You Love Me, But Do You Think Of Me, Romantically" może i jest trochę niedbale, lo-fi'owo sklejona, ale za to kojarzy mi się z jakimś bezbronnym popem Sally Shapiro czy wczesnej Annie, a nawet brzmi trochę jak zaspana Madonna z lat osiemdziesiątych. I nie chodzi tylko o wycofany, skryty w miękkiej powłoce wokal, ale ogólnie o przyjemny, senny drive wirujących synthów cedujący uroczy refrenik. Ciekawe, co w przyszłości wykluje się z tego niepozornego projektu, jakim jest Charles. Warto obserwować, bo coś czuję, że na jednym dobry tracku się nie skończy. –T.Skowyra