Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Jeśli byłbym złośliwy, mógłbym sprowadzić zjawisko Lower Dens do "tych dwóch typów i jednej typiary od "Brians"" i nie popełniłbym w tym momencie aż tak znaczącego faux pas. Jednak nie jestem złośliwcem i szczerze cenię sobie podejmowane przez Janę Hunter próby tworzenia narkotycznej syntezy shoegazu z post-punkiem, które, gdyby nie braki stricte materiałowe, mogłyby być naprawdę intrygujące. Na wysokości "To Die In L.A." Jana odrzuca nadmiar środków odurzających i kieruje się w stronę światła, przywołując nawet skojarzenia z Metronomy (hehe), co mogło by być całkiem fajnym pomysłem, ale znów materiałowo to strzał w środek (lecz nie tarczy, a porcysowej skali). Niby mamy tutaj chwytliwy chorus i fajne sythowe pasaże w końcówce, jednak nie do końca mnie to wszystko przekonuje. Mimo to nie skreślam nadchodzącego lada dzień wydawnictwa, mając nadzieję, że będzie ono czymś więcej niż ten piątkowy singiel. –M.Lewandowski