Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Kelela wprawdzie nie zaanonsowała na 2014 żadnego większego akcentu, ale z pewnością nie można powiedzieć, że siedzi w korwinowskich pieleszach i próżnuje. Ostatnich kilka miesięcy przyniosło bowiem sporo kozackich singli z nią w roli głównej (ależ ja wcale nie kłamię, przescrolluj myszką trochę na dół i sam to sprawdź, ziomek). Ten najnowszy morduje już samym line-upem, no bo jak inaczej: naczelny queer-rapowiec, nadzieja zawoalowanej muzyki klubowej i nasza ulubiona dredziara, czy ten team może zawieść? Nigdy i nigdzie. P. Morris rzucił hipnotyzujący, leniwie mknący bit, Le1f dograł zwrotkę podszytą autotune'owym efektem, a Kelela uwieczniła zawodzenie (ale nie zawiodła) na standardowym dla siebie poziomie. Ode mnie obligatoryjna łapka w górę! -R.Marek