Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Singlowa promocja zbliżającego się Art Angles to istna sinusoida. Claire Boucher najpierw mami nas jednym z najlepszych nagrań bieżącego roku ("REALiTI"), kompletnie niespodziewanym soundem sprzed kilkunastu lat (kto gra tak w 2015?), by chwilę później rozczarować przeciętną do bólu propozycją osadzenia aliasu Grimes w ryzach hook-based mainstream popu ("Flesh Without Blood"). I już zupełnie nie wiem, co o tej całej stylistycznej wolcie myśleć. A tu na horyzoncie jeszcze jedno, stokroć ciekawsze wcielenie – produkcyjnie skrojone w sam raz pod M.I.A. "SCREAM". Treściwa wypowiedź zbudowana z rzężącego gitarowego riffu, brazylijskich bębnów i rozproszonych, stanowiących osnowę utworu, bojowych krzyków frapuje może nie ze względu na swoją konstrukcję, a raczej z powodu orientalnego featuringu. Udzielająca się na tracku tajwańska raperka Aristophanes kradnie show. Za diabła nie wiem o czym nawija, ale jej performance jest na tyle elektryzujący, że w końcu zaglądam na jej SoundCloud, a tam szok i niedowierzanie – maksymalny eklektyzm! Mieszkanka Tajpej mimo, że leci jak chce po podkładach żywcem wyrwanych z katalogu Manicure Records, to nie ma absolutnie żadnego problemu by chwilę później wcielić się w industrialne, azjatyckie Dälek. W to mi graj. –W.Tyczka