Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Zaśpiewany przez Cyndi Lauper na początku lat osiemdziesiątych popowy klasyk w rękach tercetu z Portland uwypukla jedno – u Chromatics wciąż bez większych zmian. Ruth Radelet w schematyczny już sposób czaruje podobnie poprowadzonymi wokalizami, a Johnny Jewel odurza plastikowym, cloudowym drum kitem tak charakterystycznym dla pościelowych chillwave’owych producentów sprzed kilku wiosen. Ale nie to jest najgorsze, bo najbardziej boli fakt, iż mimo nie opuszczającego mnie przez cały utwór wrażenia, że słyszałem podobne piosenki na co najmniej dziesięciu undergroundowych SoundCloudach, to wciąż nagranie to porywa. Tacy trochę Majestic Casual współczesnej muzyki rozrywkowej. Niczym nie zaskoczą, ale wciąż słucha się tego może bez wypieków na twarzy, ale na pewno przyjemnie. –W. Tyczka