Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Kolektywne, redakcyjne podkochiwanie się w Wilburnie zawsze wydawało mi się na swój sposób nie tylko urocze, ale i zabawne. No bo, umówmy się, gdzie takiemu panu-od-monolitów Future do singlowej swobody i wyrazistości Thuggera? Jeffery już od dobrych trzech mixtape'ów rzuca same trójki, a posłuchawszy S/T, to już w ogóle wypadałoby urządzić jakiś wirtualny ostracyzm wszystkich tych, którzy podważają status czarnego Bowiego. A rys dwudziestopięcioletniego reprezentanta Atlanty przywołuję dlatego, że "Heatstroke" to w istocie trochę takie one man show (:-(), gdzie "king of the jungle, tycoon" w stu procentach leci na wajbie z naszego 7.6. Umówmy się więc, że chórki i refren Grande i Pharrella to tylko filler dla najlepszego rapowania i najśmieszniejszych metafor oraz porównań tej dekady. Produkcyjnie? Bez wątpienia najlepszy utwór na Random Access Memories. –W.Tyczka