Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Parafrazując jeden z najgorszych tekstów w historii muzyki, w karierze muzycznej trzeba wyczuć dobry moment, żeby zejść ze sceny niewyświechtanym. Podobnie jest z powrotami – trzeba się dobrze wstrzelić. Warto trochę odczekać, w międzyczasie odchować dzieci, pojeździć i pooglądać, ale z każdym rokiem rośnie ryzyko, że fani zdążą wyprawić ci pogrzeb. Blackalicious dali sobie 10 lat. Wracają z trylogią, której pierwsza część (Imani, Vol. 1) ujrzy światło dzienne 14. sierpnia. Na porządny rozpęd – niesiony dęciakami kawałek "On Fire Tonight", czyli osnuta ujmującym gościnnym wokalem Myrona wizytówka akrobatyki słownej od Gift of Gaba i dynamicznej produkcji Chief Xcela. Znów udany mariaż hip – hopu i soulu, niebezpiecznie przystępny i spasiony dobrymi samplami. Podobno część druga będzie pełna popisów krewnych I znajomych muzyka, ale Vol. 1 to przede wszystkim ujawnienie nowej perspektywy i przypomnienie starej mocy Blackalicious. –M.Riegel