Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
"Dangerous Woman" całkiem słusznie porównuje się do "Earned It" Weeknda z soundtracku do 50 Twarzy Greya, przy czym trzeba zaznaczyć, że jest to kawałek znacznie lepszy od mdłych, tesfaye’owskich ścieków. Co prawda ani postać, ani timbre Grande ni krzty nie pasuje mi do tak rozbuchanych, celujących w bondostwo soul-rockowych hymnów, ale też nie można powiedzieć, by tęsknota za cukierkowym refrenem "Love Me Harder" przyćmiewała rzemieślniczą sprawność utworu. Pytanie tylko, czy to jednorazowy, uzasadniony marketingowo strzał, czy może cała płyta taka będzie, na co wskazywałby fakt, że "Dangerous Woman" stanowi jej utwór tytułowy – osobiście życzyłbym sobie stonowania zapędów. –W.Chełmecki