Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Smolasty, jakby to chciały komentarze "na jutub", polski Chris Brown, producent Bałagana i ziomek z kręgu GM2L, próbuje przeszczepić na nasz swojski grunt współczesne klubowe r'n'b z musztardowym posmakiem. Jak mu to wychodzi? Najbardziej dyplomatyczna odpowiedź brzmi – profesjonalnie. Mam pewne obiekcje co do jego twórczości, szczególnie w warstwie wokalnej. Niestety brakuje tutaj charyzmy. Całość jednak ratuje doskonały bit, szalenie odtwórczy w stosunku do zachodnich trendów, ale przy tym niesamowicie skuteczny i dobry. Trochę szkoda, bo na Locie 022 jego brzmienie było bardzo "własne" i mam nadzieję, że na Źródle z Kazkiem jeszcze do niego wróci. Mimo wszystko "W Moim Typie" to udany numer, chwytliwy, o sporym replay value, a gościnnie występujący Białas, który rzuca absurdalnym wersem o hydrze chwyta mnie za serce. Mr Hennessy ukaże się już 23 marca i bankowo będzie warte sprawdzenia. –A.Barszczak
Już za kilka dni ukaże się kolejna, druga po Forever (Part II) EP-ka Snakehips, All My Friends. Obok numeru tytułowego, który stał się pewnego rodzaju hitem, na małej płycie pojawi się również kawałek goszczący jednego z największych wygranych tego roku, czyli Andersona .Paaka. Brytyjskie duo nie straciło rezonu i podrzuca kolejny soczysty background lekko iskrzący kolorytem świetnego "Gone", a Paak, którego flow wciąż kojarzy się z Kendrickiem, kładzie na podkład kilka porządnie nawiniętych linijek. A to oznacza, że być może tym razem Snakehips nie wymięknął na całej długości EP-ki. Zagadka rozwiąże się 15 kwietnia, ale skoro dwa trafienia już zaliczyli, to prawdopodobieństwo, że całość zatrybi prawilnie jest bardzo duże. –T.Skowyra
Niech mnie kule biją, ten cały Pharrell to jest naprawdę sprytny gość. Ta połowa słynnego duetu producenckiego Neptunes, niegdyś absolutny gamechanger na poletku mainstreamu, do perfekcji opanował odcinanie kuponów w taki sposób, aby większość ludzi się na to nabrała, tak, ażeby nikt nie spostrzegł, że kolejne przeboje z jego udziałem to de facto ta sama piosenka. "Peaches N Cream" nic w tej materii nie zmienia – dostajemy porcję profesjonalnie przygotowanego, maksymalnie przystępnego, lekkiego funku, na którym sobie (uwaga, ważne słowo) płynie Snoop. Główka się buja, nóżka pracuje, refren, prawdziwy earworm, siedzi w głowie w połowie pierwszego odsłuchu. Nie mogę uciec od wrażenia, że ten kawałek to straszna ściema, niesamowicie precyzyjnie wyliczona na "podobanie się", której nawet sam ulegam. Bądźcie mądrzejsi ode mnie. (Refren = sweterek od Hilfigera, marynarka z Zary + wódka z colą). –A.Barszczak
Pamiętacie Walter Sobcek? Duet skrócił nazwę, ale to nadal Paryżanie ciałem, lecz Kalifornijczycy duchem i wciąż brzmią jak oglądanie filmów Johna Hughesa po dobrych kilku latach. I chociaż ich nowy kawałek to nie ten sam kaliber, co zjawiskowe "Miami", to przecież tak kojącym, zwiewnym nu-disco nie zwykłem wzgardzać. "Calendar Girl" to nostalgia na synthowych skrzydłach i powiew bryzy na twarzy po ciężkim sezonie. Biorę w ciemno. –W.Chełmecki
Ariel i Soko jak Jane i Serge, tyle że z komiksu, którego kasowej ekranizacji nikt by się nie spodziewał. Ona w poważnej pozie, z nisko osadzoną barwą głosu i zdystansowanym niedowierzaniem wypisanym na twarzy. On już zawsze będzie chłopcem z wybujałą fantazją. Jej zwrotka, jego refren, jej "shadow of the doubt", jego spontaniczna beztroskość. Spotkanie w romantycznej scenerii, której konwencjonalne ramy każde z osobna rozsadza swoją nieprzystawalnością. Współczesny lovesong spoza walentynkowych składanek, a jakże słodkawy, jaki uroczy, szczególnie wówczas, gdy pamiętamy, że to taka gra, że się nie dzieje na serio, ani naprawdę. –P.Gołąb
Niedawno przeczytałem wiadomość, że Sokół ma wydać płytę solo (pierwszą!) i bardzo się z tego powodu ucieszyłem. To jeden (jedyny?) z tych genialnych niegdyś raperów, którzy nigdy nie zaliczyli w swojej karierze w pełni udanego albumu. Może w końcu się uda? Płonna to była nadzieja, ale jakaś była. Niestety potem nadeszły fakty. Obecność Lindy. Pewnie, "Filandia” była świetna, ale to raczej wyjątek. Współpraca zgorzkniałego rapera, który potrafi wydać coś takiego, z burakiem pokroju pana Bogusława nie mogła zaowocować niczym dobrym. Nie mam ochoty się pastwić jakoś bardzo nad tym tworem. Oczywiście pod względem produkcyjnym, wykonawczym, realizacyjnym itd. jest w pełni profesjonalnie i fajnie. Marna to jednak pociecha, gdy efektem starań jest czerstwy rap dla prenumeratorów magazynu Logo. Przy ostatniej scenie, w której zadowolone chłopaki polewają sobie po szklaneczce Black Label, robi mi się autentycznie smutno, więc już może zamilknę. Rób to, w co wierzysz? Ja już w nic nie wierzę. –A.Barszczak
Muszę przyznać, że ta historia miłosna, która narratorowi pasuje, choć jej za chuja nie czai, podoba mi się dużo bardziej niż nawijki z ostatniego albumu Żyta. Bezpośredni jak zawsze, raper błyszczy tu zmysłem obserwacji, prezentując swe osobiste podejście do ogranego ostatnio tematu słoików, relacji międzyludzkich i sensu życia. A klubowy podkład Sonar Soula? Klei się wybornie, nadając kawałkowi dynamiki i niewymuszonego luzu. Super! -K.Michalak
Dziwność – a raczej taka urokliwa nietypowość – od zawsze stanowi silny faktor w muzyce Zosi Mikuckiej. "Chcemy" zupełnie wpisuje się w ten trend melodyką będącą jeszcze bardziej odrealnionym, przećpanym echem "Fantazi" i refrenem odsyłającym wprost do Animal Collective. Akustyczne flow utworu dodaje mu zaś lekkości, co w pakiecie z tekstem i kalejdoskopowym teledyskiem układa się w odę do wszystkich tych chwil, które gdzieś uleciały i wracają zaledwie jako mgliste wspomnienia. Nie będziemy żyć jeszcze raz, za to Sonięmiki znów można sobie zapętlić w nieskończoność, bo nagrała kolejny świetny kawałek. –W.Chełmecki
Nowy singiel Beaty Kozidrak był dla mnie jednym wielkim rozczarowaniem. Jednak kiedy tak podczas koncertu słuchałam "Olka" z solowego debiutu Beaty, to pomyślałam, że nie wszystko stracone, bo jest ktoś, kto pop z tej półki jeszcze trochę w Polsce pociągnie. Ten obowiązek spada na barki Soniamiki. Od pierwszych dźwięków "Fantazi" przywodzi na myśl estetykę najntisów, no może poza przewijającym się basem. "Lemoniada" urzekała pulsującym syntezatorem i błyskotliwym songwritingiem – i w tej kwestii Zosia Mikucka dalej nie zawodzi. Robi apetyt na więcej. –A.Kania

-R.Siadaczka-Lizak