Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
"Great Expectations" nie odbiega zbytnio od poprzednich wydawnictw Ellingsena. To trochę taka nordycka wersja DeMarco (a trochę sophisti-Real Estate), przypominająca zresztą w swojej linearności niedawny singiel Kanadyjczyka, "My Old Man". Pokal ma zawsze na tyle ciekawe podejście do dłubania w akordach i aranżach zwrotek, że przy paru modyfikacjach mogłyby one funkcjonować jako niekończące się refreny. Nie zrozumcie mnie źle – nie chodzi o spektakularne hooki, to raczej przyjemność wynikająca z nerdowskiego śledzenia ciekawych progresji i aranżów w ramach indie-popu, zresztą przezroczysty, chłodny wokal (jako atut i jako wymowne odzwierciedlenie etykietki "cloud pop") ułatwia zadanie. Nie inaczej jest teraz – cała uwaga schodzi na intrygujący podkład. Po raz kolejny wychodzi na to, że Pokal jest obecnie jednym z najrówniejszych ziomków "w okolicy" i ja tam bym nie pogardził kolejną EP-ką. –J.Bugdol
Natalie Prass, pochodząca z Nashville nowa twarz Best New Music, wychodzi z propozycją, która powinna zadowolić fanów Carole King albo Joni Mitchell circa Court And Spark. "Why Don’t You Believe Me" to subtelnie skrojona balladka, urzekająca doskonale wyważoną aranżacją: od kameralnych orkiestracji i delikatnych pyknięć w klawisze po lekko bujający groove sekcji rytmicznej. Sama Natalie ucieka od nadmiernej ekspresji, z łagodnością poddając się kawiarnianemu klimatowi utworu. Cóż – mnie to ma, popijając gorącą czekoladę czekam więc na więcej. -W.Chełmecki
Nie tak dawno pojawiły się wieści, że Guillermo Scott Herren, znany przede wszystkim jako Prefuse 73, pod którym to monikerem wydał w ubiegłej dekadzie kilka świetnych albumów z eksperymentalnym, instrumentalnym hip hopem, w tym roku wyda kolejny. No właśnie. Na przestrzeni lat muzyka P73 zaczęła zmierzać ku dość nieokreślonemu centrum, które coraz mocniej skupia w sobie wątki z pobocznych odsłon Herrena. “Infrared” być może dlatego nie powinno być zaskoczeniem. Nie pamiętam jednak za bardzo, aby producent ten kogokolwiek w taki sposób gościł featuringiem. To już pełnoprawna piosenka rozpięta między działaniami Thundercata, Samphy i Taylora McFerrina, i przyznaje, że też całkiem obiecująca. Podąża ku konkretowi, który przyjmę z otwartymi ramionami, jeśli wypełni w takiej formie cały album (a będą też w tym roku dwie EP-ki). Z mieszanymi uczuciami, ale na obecną chwilę łapka w górę dla tego pana. –K.Pytel
Jorge Elbrecht nie zwalnia tempa. Jeśli przypadkiem trafiliście ostatnio na jakiś dobrze rokujący band na soundcloudzie czy innym bandcampie, z dużą dozą prawdopodobieństwa możecie założyć, że Kostarykańczyk maczał w nim palce. Nie tak dawno pisaliśmy o znakomitym singlu Drynx, a teraz nie wypada nie wspomnieć o kolejnym dobrze zapowiadającym się projekcie typa. O Presentable Corpse nie wiadomo na razie zbyt wiele, sam zainteresowany opisuje swoje nowe granie jako "music created from the perspective of a deceased songwriter", hehe. W odróżnieniu od wspomnianego Drynxowego reanimowania popu, tutaj Elbrecht sięga po klasyczne Violensowe zagrywki. Pierwsza gitara prowadzi wyrafinowany akordowy pochód, na drugiej Jorge jakby od niechcenia wygrywa eleganckie, ulotne melodie, a refrenowy zaśpiew kontruje wyeksponowaną, zgrabną linią basu. Nad wszystkim unosi się ten Smithsowo-Prefabowy vibe, który towarzyszył już wielu wcześniejszym nagraniom najpopularniejszej ekipy Elbrechta. Czekamy na więcej! –S. Kuczok
Primal Scream promują swój nowy album Chaosmosis, który ukazać ma się już w marcu tego roku, singlem z gościnnym udziałem Sky Ferreiry. Zestawienie bandu dowodzonego przez ponad pięćdziesięcioletniego Gillespiego z młodą artystką nie okazuje się jednak zbyt przekonujące i nie chodzi tu jedynie o różnicę paru pokoleń. Wokalny dialog w zwrotce wypada mocno przeciętnie, a przez wysunięcie go na pierwszy plan, męczy jeszcze bardziej. Kawałek wyciąga nośny refren, w którym nawarstwiają się całkiem zgrabne basowo/synthowe motywy, na tle których wokaliści w końcu przypominają sobie, że śpiewają tu razem i zaczynają brzmieć wyraziście. Na koniec dostajemy jeszcze krótką gitarową solówkę i wyciszenie z wyeksponowanym akustykiem. Na przestrzeni tych niespełna czterech minut dzieje się więc sporo, ale niestety nie zawsze dzieje się dobrze. –S.Kuczok
Grime beka zawitała do Warszawy, pod postacią muzyczno-PRowskiego projektu Mariusza "Bezika" Bereziaka, producenta sceny dance, który do tej pory miał taki pomysł, żeby promować się atrakcyjną (choć tu zapewne wielu by dyskutowało)/cycatą/nogatą "wokalistką" (Groovebusterz, Ola Wróbel), a teraz porywa się na rytmy wielkomiejskie. Z press kitu: "Debiut Run This City opisuje realia życia nocnego wielkomiejskiej rzeczywistości. Obnaża żądze, pragnienia i fantazje, których wszyscy doświadczamy lecz obłudnie skrywamy przed światem." Na pewno obnażanie wychodzi dobrze niewieście z teledysku, a jak z resztą to nie wiem. –M.Zagroba
Pamiętacie jeszcze taki zespół jak Global Communication? Tak, to właśnie ich legendarne dziełko zatytułowane 76:14 wylądowało na 94. miejscu w ramach naszego płytowego podsumowania lat 1990-1999 w muzyce. W 2016 roku Mark Pritchard – połówka legendarnej formacji nie bawi się już w ambient-techno, lecz stawia na subtelną folktronikę przywodzącą na myśl dokonania Four Teta oraz świetne Ambivalence Avenue autorstwa Brytyjczyka Bibio (zwróćcie uwagę chociażby na samplowane dźwięki fletu).
Zdecydowanie, sznyt w duchu Warp (zresztą album Pritcharda ukaże się w maju w tej zacnej oficynie) daje mocno po oczach, jednak prawdopodobnie nie zajawiłbym się tak mocno tym kawałkiem, gdyby nie gościnny udział Thoma Yorke’a. O wokalu Thoma nie mam zamiaru dłużej pisać, bo wiadomo jak on działa, jednak sądzę, że lider Radiohead nie powstydziłby się takiej produkcji na swoich solowych albumach, ale i na dwóch ostatnich krążkach Radiogłowych. Możliwe, że na swoich solowych wydawnictwach Thom również podłubie mocniej w folktronice? A może tak właśnie będzie brzmiał nowy album Radiohead? Tego nie wiem, ale póki co mariaż Pritcharda i Yorke’a to całkiem niezły substytut w kontekście czekania na nowy album zespołu z Oxfordu. –J.Marczuk
Nie wiem, ile mocy przerobowych ma jeszcze Bartosz Kruczyński (vel The Phantom, zresztą pisaliśmy już o nim wiele dobrego), który wspólnie z Jaromirem Kamińskim stanowi trzon duetu Ptaki, ale skoro przekłada się to wszystko na jakość opublikowanych nagrań to jestem pod dużym wrażeniem. Ptaków nie muszę przedstawiać, bo prawie każdy entuzjasta klubowego grania nad Wisłą słyszał już "Krystynę”, "Kalinę” i kilka innych reworków nieco zapomnianych już polskich utworów. Tym razem duet odkurza piosenkę Jolanty Arnal "Mam Tyle Siły" i znów wycieczka w świat nieco nostalgicznej elektroniki przysparza wiele radości, ale i tęsknoty za tamtymi czasami, które wcale nie były zgrzebną konfekcją (czytaliście przecież nasz polski podsum). Jeżeli na planowanym przez duet krążku Przelot będzie kilka innych tak udanych reworków, to sukces mają raczej jak w banku. –J.Marczuk
Duet Kruczyński-Kamiński nie spuszcza z tonu. Tym razem panowie zabierają nas na zwariowany kurs nocnym tramwajem, osadzając nostalgiczne klawiszowe tło na miarowym, jednostajnym rytmie bitu i świdrującym, w nieskończonośc powtarzanym motywie synth-basu. Sporadyczne gitarowe szapnięcia jedynie potęgują paranoję i koniec końców "Ostatni Kurs" to "Strzeż Się Tych Miejsc" 2015 roku, a przy okazji kolejny świetny utwór Ptaków – nie mogę się juz doczekać ich Przelotu. –W.Chełmecki
Well, easy easy, jak śpiewał kiedyś pewien nieprzypadkowo wspomniany już w pierwszym zdaniu rudzielec. Z tym że Cosmo Pyke – przeciwnie do Archy’ego Marshalla – nie sprawia wrażenia, jakby w wieku 18 lat przeżywał katusze wieku średniego, a raczej jeździ na rowerze i cieszy się życiem. Wąs diabelski, chord anielski, rzekłby klasyk: to ten sam typ smoothiastej, krystalicznej, jazzowo niemal prowadzonej gitarki co u King Krule, ale podany w anturażu słonecznego przedmieścia i czekoladowych dredów. Urzeka rozmarzony, chwytliwy refren, intryguje zawiły przebieg kompozycji i tak sobie myślę, że warto chłopaka obserwować. –W.Chełmecki