Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
"Czy oni zawsze byli tacy zjebani?" – zapytał ktoś w wieżowcu Porcys tuż po premierze "Psycho", pierwszego singla promującego nowe wydawnictwo Muse. Odpowiedź jest chyba jasna, skoro riff przewodni tego gniota został napisany 16 lat temu. Skumajcie, 16 lat! Zaiste, konserwacja godna Aphexa. Wraz z "Dead Inside" skończyło się ich zasrane życie: odtąd zaczynają nowe, zaszczane. Trio otwiera się na synthpop niczym Popek na muzykę gitarową. Wyobraźcie sobie, jak złe piosenki musieliby napisać U2 na album chujowszy niż swoje najchujowsze, a, jak wiemy, zdarzały się im naprawdę tragiczne. Tak, taka to jest właśnie piosenka, a kalecznie przeprowadzona stylizacja na ejtisy jedynie pogarsza sprawę. A jak komuś mało wrażeń, niech przeczyta sobie, jak lider zespołu skomentował kawałek w kontekście całego albumu. Psy szczekają, fani się cieszą, karawana jedzie dalej. –W.Chełmecki
W swojej wcale-nie-ostatniej piosence MØ wskakuje gdzieś między Charli XCX a wszechobecne aktualnie klimaty majorlazerowe. Nie wiem na ile pomagał w napisaniu utworu MNEK, o którym Dunka wspominała w jego kontekście, ale być może akurat napisał ten całkiem przyjemny refren, który niespodziewanie ratuje "Final Song" od RMF-owej nudy, choć może tylko sobie to wmawiam, bo słuchając uśmiechnąłem się pod nosem na myśl o Afro Kolektywie. –W.Chełmecki
Cieszę się, że statuetka Porcys dla najbardziej czerstwej piosenki z Polski co roku trafia w odpowiednie, doskonale zmaskulinizowane dłonie. Tylko pamiętajcie: rację miał artysta, gdy twierdził, że mężczyźni są odrażający, brudni i źli. A gdy okazuje się, że biorą się za nagrywanie okropnej muzyki, to już naprawdę pozostaje tylko płacz i zgrzytanie zębami. Piotrek Rogucki tańczy, Organek robi to, co wychodzi mu najgorzej, czyli jest Organkiem, a Monika Brodka chce "aeroplanem wlecieć do naszych głów", jakby z góry zakładając, że są na tyle puste, że ochoczo łykniemy to gówno. Tak bliski kontakt z filarami polskiej alternatywy może onieśmielać, ale ta alternatywa w gruncie rzeczy jest jedna: albo "męskie granie", albo cisza. Błoga, wszechobecna cisza. –P.Wycisło
Ciekawostka: według marketingowych podań "celem projektu Męskie Granie jest zachęcenie słuchaczy do muzycznych eksperymentów". Czytasz to zdanie, a potem patrzysz na line-up tegorocznej edycji: Brodka, Fisz, Hey, Smolik – zatwardziali i obecni na scenie od x lat. Potem zapuszczasz "Armaty", które brzmią tak samo jak kolejna wariacja na temat jingla z Trójki zapowiadającego trasę (zgadnijcie, po jakich rejonach poruszał się zeszłoroczny "Elektryczny"). Muzyczny eksperyment, ja pierdolę, chyba na pamięci krótkotrwałej. W Męskim Graniu bez zmian. –R.Gawroński