Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Remiks wydany już jakiś czas temu, ale nadarza się dobra okazja, aby sobie o nim przypomnieć. A to dlatego, że właśnie dziś swój set w Nowej Jerozolimie zagra jeden z naszych ulubieńców, czyli właśnie Leon Vynehall. Nie wiem, czy podczas imprezy poleci właśnie ten przygotowany dla Michaela Kiwanuki rework (nie znam oryginału i nie wiem, czy coś tracę), ale przyznam szczerze, że zupełnie bym się nie obraził, bo to właściwie ten sam Vynehall, który tak ładnie poleciał na Rojus. A więc mamy tu przecierające się z elegancją ślady house'owej egzotyki zjednoczone z charakterystycznym rodzajem melancholii towarzyszącej producentowi chyba od początku kariery. Czyli co, rozumiem, że widzimy się? −T.Skowyra
Klaves prezentuje nam drugi numer z singla wydanego dla PMR Beat Club, a jeśli wiadomość o tym nowym przyczółku zdobytym przez Mikołaja Gramowskiego wyleciała komuś z głowy, to niniejszym przypominam. "Oh No" nie tylko świetnie radzi sobie w przywoływaniu tanecznych patentów sprzed dwudziestu lat, ale za sprawą przewodnich synthów oraz swawolnych wstawek pianina i "saksofonu” wprowadza pewien rodzaj sympatycznego, pokręconego kpiarstwa, które w swojej lekkiej ociężałości zupełnie nie ma zamiaru mnie znużyć. -K.Pytel
Można szczerzyć zęby w uśmiechu, bo biało-czerwonymi barwami malowane jest pępkowe odnogi PMR Records – sub-labelu PMR Beat Club. A wszystko to za sprawą solidnej parkietówy poznańskiego producenta, która stanowić ma muzyczną deklarację, wyznaczać obrany przez wydawców kierunek rozwoju filii. Ma być młodo, świeżo i oryginalnie, odkrywczo. Co do tego, czy w istocie trzeci z warunków został spełniony mam mieszane uczucia, bo "People" zestawione z EP–ką What I Like schematów "na przebój” raczej nie kreuje, a powiela, niemniej sytuacja towarzysząca premierze utworu jest na tyle doniosła, a i odtwórczości nie można rozpatrywać w kategoriach minusów, że plusem rzucam bez mrugnięcia okiem. Klavesowi życzymy wszystkiego najlepszego, bo przecież wśród swoich dzieci PMR ma Disclosure, Jessie Ware i Julio Bashmore’a , co wróży dobrze. -W.Tyczka
Chloe Kaul i Simon Lam, "prywatnie" kuzyni, a szerzej znani jako Kllo. Na ich nowym singielku "Virtue" kłaniają się samemu Jamiemu xx. Są tu połamano-szarpany breakbeat, balearyczna nostalgia i tęskne melodie, ale nie ma smutnego zawodzenia w rodzaju The xx (Coexist). Wręcz przeciwnie – bioderka gną mi się same, nóżka oscyluje. Ewokacja lata, jego krótkotrwałości i wszystkiego, co w nim ulotnie piękne i... przemijalne. Warto zwrócić na nich uwagę – polecam zaczerpnąć stream onirycznego "Sense", czyli highligtu ubiegłorocznej EP-ki (jeśli jeszcze kto nie słyszał, oczywista), jak i pochodzącego z ich debiutanckiego longpleja Backwater – iście Blake’owskiego (szczególnie w drugiej swej części) "Last Yearn". Sprawdzajcie koniecznie. –K.Łaciak
Ze wstydem przyznaję, że pierwszą płytę UL/KR darzę sporą sympatią. Nie wiem, czy to przez słabość do grafomanii, czy jednak z powodu głosu Króla, przywołującego przemiłe skojarzenia z Piotrem Roguckim– nieistotne, nadal lubię do niej wracać. Obawiam się jednak, że nowy projekt Błażeja Króla będzie fundował wszystkim stosunkowo masochistyczną przyjemność. Inna sprawa, że tytuł z pewnością nie kłamie, gdyż kompozycja straszy nieudolnością i dawką subtelności charakteryzującą klasycznie polską piosenkę kabaretową. My tu wszyscy kochamy poezję śpiewaną, ale temu utworkowi bliżej do przeglądu piosenki turystycznej "YAPA" w Łodzi, który zresztą gorąco polecam. Strasz mnie, strasznie, niestety straszne bezkrólewie tu panuje, a płyta Bental, która zostanie wydana za dwa tygodnie, prawdopodobnie nie poprawi tej sytuacji. Z dobrych wiadomości: macie pretekst, by sięgnąć po książkę Kōbō Abego. –P.Wycisło
Dlaczego, mając tyle możliwości, rodzimi muzycy mimo wszystko korzystają przeważnie z dwóch wariantów: penetracja czerstwych i niedorozwiniętych rejonów elektroniki albo rytmiczna piosenka z gitarowym brzmieniem? Jest też trzecia opcja, czyli smęcący, balladowy chlip z mdlącym patosem w duchu The National i obowiązkowym, poetycko-nastrojowym tekstem. Właśnie w tej trzeciej grupie znajduje się utwór "Na Wróble", stąd też ciężko mi zaliczyć go do udanych (szukałem jakiegoś pozytywu, żeby dać chociaż środkową łapkę, ale nic z tego). W zasadzie takie pieśni winny jedynie rozpalać wyobraźnię grzecznych dziewczynek w spódnicach do kostek, ale tak się jakoś dzieje, że u nas są one synonimem "wartościowej muzyki". No tak, Trójka doznaje, a szanującemu się polskiemu "fanowi alternatywy" robi się mokro. Ej, a może to ja czegoś nie łapię, bo nie dość, że nie przepadam za wróblami, to jeszcze mam taki gust wypaczony, że lubię wrony? –T.Skowyra
Ostatnie dwa lata w krajowej muzyce folkowej to przede wszystkim revival polskich zespołów zlokalizowanych wokół odpowiednio zakwaszonej, awangardowej etniczności. W momencie, w którym Styczyńskich i Nacher występowali z flagowym projektem, naszym towarem eksportowym – The Magic Carpathians (i można rzec, że swoją baśniowością zjednali sobie publiczność) na OFF Festivalu, Księżyc wracał w Penultimate Press z zremasterowaną wersją jedynego longplaya, który rozszedł się w oka mgnieniu, jak ciepłe bułeczki w osiedlowych dyskontach. Dziś legendarna formacja ongiś związana z Obuh Records powraca z pierwszym singlem promującym Rabbit Eclipse – album zawierający całkowicie nowe, pierwsze od kilkunastu lat kompozycje. I tutaj pojawia się problem: "Mglista" to utwór wybitnie nie-singlowy, stąd pewna powściągliwości w ocenie kawałka. Owszem, projektowany jest nam obrazek ekstremalnie bliski Księżycowi – dobrze znany oddanym fanom zespołu surrealistyczno-mglisty, średniowieczny sound misternie tkany przez Lechosława Polaka (którego sympatykami jest lwa część redakcji Porcys), ale bazowanie na trzyminutowym wyimku i wyciąganie z niego jakichkolwiek daleko idących wniosków wydaje się niestosowne, bo przecież Księżyc poraża w formach rozleglejszych, dlatego też od notki tej bije taka zachowawczość i stąd wynika jej czysto informacyjny charakter. Powiem krótko: mamy na co czekać w listopadzie! –W.Tyczka
Czy to już będzie reguła, że po każdym wydaleniu politycznego singla Kukiz raczyć nas będzie kabaretowym skeczem pod tytułem "niepokorny na cenzurowanym"? Zatem dobrze, skreślę o kupie słów kilka, póki mnie to bawi. Po pierwsze, co do meritum – Magdalena Jethon nie ma racji. Ten kawałek nie może być traktowany jako agitacja wyborcza, bo po prostu nie ma tam nic, co by mogło wypromować kandydata w wyborach samorządowych, nie ma nic o drogach i przedszkolach, a tak poza tym numer jest zbyt chujowy, żeby cokolwiek wypromować. Opiera się na punkopolowym riffie, którego pewnie wstydziłby się Big Cyc, a może i Protelaryat i dokładnie tak samo nędznym bigcycowym dęciu w refrenie. Tekst to Himalaje Alpy Pireneje żenady, nic gorszego nie miało miejsca od kiedy Kukiz oddawał hołd poległym w Katyniu. Jak bardzo niekumatym trzeba być, żeby w 2014 r. pałować się swoim "oszołomstwem", "ciemnogrodztwem", "moherstwem" ("Jestem moherem" – naprawdę pada to zdanie) i że nie był kapusiem i że to jest wszystko w kontrze do Michnika, ale rozumiecie, kochani, ja puszczam oko, żartuję, "jestem oszłomem hyhy wiecie o co chodzi, nie?". To się nie dzieje. Po drugie, jest wielce zawstydzającym dla "środowiska prawicowego" zjawiskiem, że kiedy jakikolwiek pośledni aktor, muzyk czy inny celebryta zadeklaruje się jako prawicowiec, jest na wszelkie możliwe sposoby w prawicowych mediach eksploatowany w roli mędrca. Stąd między innymi sięganie po Redbada Klijnstrę na każdym kroku i pozycja Kukiza. Dla Maleńczuka po zerowej piosence "Władimir" nawet okładeczka była. Co za potworne kompleksy. -M.Zagroba
![]()
−T.Skowyra
Reprezentant PC Music rozsadza kolejny utwór, a zajmuje mu to nieco ponad dwie minuty. Mam wrażenie, że ten Ninjamix, to tylko jakieś niezobowiązujące ćwiczenie, w które Maxo nie włożył zbyt wiele wysiłku i zrobił je tak po prostu, od niechcenia, gdzieś na boku w wolnym czasie. Tylko co z tego, skoro nawet takim drobnym produkcyjnym świecidełkiem gość pokazuje, że zbyt wielu typów nie może się z nim równać, jeśli chodzi o mieszanie ścieżek. Czekam na jakąś większą rzecz z niecierpliwością, zwłaszcza, że część ekipy A. G. Cooka niedawno ogłosiła wydanie długogrających krążków. Więc nie ociągaj się Maxo, proszę cię ziom.–T.Skowyra