Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
O tajemniczym duecie z Francji, prawdopodobnie z Rennes, jeszcze niewiele wiadomo. 2015 to rok, w którym mamy usłyszeć jeszcze jakieś nowe rzeczy i jest na co czekać. "Quite Like" wpisuje się w poważany przez nas trend prezentowania przejrzystego jak woda źródlana miksu popu i r’n’b. Jest subtelenie, nastrojowo, Francja elegancja. –M.Hantke
Znane, nieco wyświechtane już tricki stosuje Matthew Herbert w promującym swój nadchodzący krążek The Shakes (premiera już w Dzień Dziecka, zapiszcie to sobie) utworze "Middle". Nadal jest prywatna wersja house’u filtrowana przez charakterystyczny dla Herberta element retro, wciąż są aksamitne wokale, a i w kwestii produkcyjnej zasadniczo bez skazy. Nie jest to może robota tak wybitna, jak na Around the House oraz Bodily Funcions, ale nic nie poradzę, bo właśnie w takiej wersji, jak w "Middle" lubię Herberta najbardziej. To właściwie wszystko, niemniej wtrącę, że ostatnie półtorej minuty, gdy nałożone na siebie wokalne pasma ślicznie korespondują z biciwem i rytmicznym podrygiwaniem gitary, to już czysta rozkosz, mili państwo. –J.Marczuk
No i co tam u Was, dalej robota w korporacji i karta z debetem? Bo taka Hewra na przykład sra na majestat i se powoli, pomoli śpiewa pieśni (figaro figaro figaro), ale Ty i tak powiesz że HEWRE OBRZUCAJĄ FLACHAMI OD HARNASIA I WYĆPANĄ WYNOSZĄ Z WŁASNEGO KONCERTU JAK JAKIEŚ PŁOTKI HEHE, PEWNO SKOŃCZĄ JAK GAZZA MENELE JEDNE. Pierwszy wąs polskiej rapgry lata se z kolegami po mieście, robi triki i pokazuje co się w tym porcyscore robibi. W "Pomoli" każda zwrotka jest legendarna, a dzieło zniszczenia dopełnia laserowy drug-bicik, WSPÓŁGRAJĄCY Z WARSTWĄ LIRYCZNĄ. Ja wiem, że trochę późno zajawiamy, bo pewno u wszystkich już lata od dawna, ale się nie obrażajcie, bez odbioru. −W.Chełmecki
Z zespołem Hey sprawa miała się kiedyś tak, że teksty Nosowskiej nie schodziły poniżej pewnego, więcej niż przyzwoitego poziomu, a jeśli dodatkowo, któryś z trójki gitarzystów Banach/Krawczyk/Żabiełowicz wspiął się na swoje kompozytorskie wyżyny, to otrzymywaliśmy średnio po dwa, trzy cuda na album. Dziś wygląda to trochę inaczej. Od strony kompozycyjnej na Banacha z wiadomych względów nie możemy już liczyć, a duet Krawczyk/Żabiełowicz mimo, że od paru lat poszukuje i stara się kierować grupę w nowe rejony, nie przynosi to ciekawych rezultatów. Zabijcie mnie, ale u fantastycznej tekściarki od pewnego czasu również zauważam tendencję spadkową. Może to obniżka formy, a może po prostu estetyka, w której od lat porusza się Nosowska już powoli się wyczerpuje i zaczyna nużyć. W każdym razie, na najnowszym singlu "Prędko, Prędzej" mamy przykład takiej właśnie sytuacji. Na tle przewidywalnego synth/rockowego podkładu, Nosowska po raz kolejny zgrabnie opowiada nam codzienność. Zupełnej porażki nie ma, ale po co to komu jeszcze dzisiaj? –S.Kuczok
Pochodzący z Birmingham w stanie Alabama, Garrett Crosby aka Holly Waxwing, to postać, o której być może już za jakiś czas będzie się mówiło. Przynajmniej powinno, bo gość na to zasługuje, choćby ze względu na najnowszy tune – "Chalant". Rozgrywają się tu zawody między znanymi z pierwszych EP-ek, szkieletowymi post-piosenkami Jamesa Blake'a, a kalejdoskopowym przepychem mikro-tekstur, wyjętym jakby z Pure Wet Jensenów (słychać to zwłaszcza w wokal-samplowej palecie barw). Może track nie chwyta tak mocno, jak co niektóre pozycje młodego Anglika czy duetu z Nashville, ale i tak brzmi dość świeżo i obiecująco. Będziemy mieć oko na tego zioma. A jak komuś mało Holly Waxwing, to niech ciśnie na Bandcampa po album Goldleaf Acrobatics – też spoko mieszanka. –T.Skowyra
W drugiej już zapowiedzi swojej zbliżającej się EP-ki, Hoops dołączają do post-byrdsowskiej, janglującej drużyny hamakowej, ograniczając trochę lo-fi, choć nie całkiem ograniczając przy tym wpływy Ariela Pinka. Prawie-refren tej nostalgicznej nucanki to bowiem ten sam profil melodyczny, co Rosenberg uchwycony w swoich najbardziej chwytliwych momentach, ale już jego gitarowe rozwiązanie i tęskny nastrój całego utworu to czyste Ducktails. Jeśli brakowało wam w tym roku dobrego soundtracku do opierdalania się, śmiało wsłuchajcie się w ten zgrabny basik i leżcie do rytmu. –W.Chełmecki
Nasi znajomi z Hoops witają mnie na swoim spotify'owym profilu wiadomością przy "Rules": "New single form our debut LP, Routines". A więc ekipa pogrążona w pinkowym popie przymierza się do wydania albumu, a na zachętę serwuje właśnie "Rules" – krótki, treściwy, gitarowy lo-fi pop z chwytliwością Rosenberga czy Elbrechta, który prędzej czy później zamieszka w waszych sercach (kwestia ripitów). Bo jeśli ktoś potrafi zmieścić tyle drobnych hooków i to w przeciągu zaledwie dwóch minut (pierwsza melodia riffu, wejście violensowego refrenu i końcówka z chillwave'ową euforią gitary), to naprawdę trudno nie docenić. Ja cenię i szanuję, a na longplaya (który wyjdzie w maju) czekam z niemałą niecierpliwością. –T.Skowyra
Drugi singiel brytyjskiej bandy synthpopowych geeków, który zapowiada ich nadchodzący, szósty w karierze album Why Make Sense?, niczym mnie nie zaskakuje. Produkcja jest, owszem, nienaganna, wokale ładnie kołyszą, końcówka całkiem daje radę, ale ostateczny efekt jest taki, że wszystko jest tu nieostre i w konsekwencji po pięciu minutach już nie pamiętam o tym numerze. Może po raz kolejny brakuje Brytyjczykom hooków, które zresztą ostatnimi czasy (od drugiej płyty, hehe) średnio im wychodziły i inni ze Zjednoczonego Królestwa robili to znacznie lepiej (Friendly Fires, anyone?). Wszystko możliwe. Na pewno rzucę uchem na ich nadchodzący krążek z recenzenckiego obowiązku, ale czy odnajdę na nim bardziej udane numery? Śmiem wątpić.–J.Marczuk
Jeszcze chwila, jeszcze moment i wielce prawdopodobne, że szykuje się kolejna mocna premiera. A wszystko to za sprawą znanego wszystkim Brytyjczyka Hudsona Mohawke’a, który już w czerwcu wraca z nowym krążkiem zatytułowanym Lantern. Promujący go utwór "Very First Breath” jest prawie tak samo rozbuchany jak produkcje Rustiego, nieco mniej subtelny niż propozycje wydawnicze Obey City oraz wciąż nie tak bardzo widowiskowy jak TNGHT, ale w ogóle mi to nie przeszkadza. Potężne, lśniące syntezatory robią swoje, Irfane na featuringu też daje radę, natomiast charakterny refren z pewnością zostanie mi pod kopułą na dłuższy czas. Oby tak dalej, Hudson! –J.Marczuk
Australijka songwriterka Chiara Hunter ma na koncie tylko kilka piosenek, ale już wyraźnie dała do zrozumienia, że warto zerkać na jej propozycje. Urzędująca w Londynie dziewczyna całkiem niedawno wyskoczyła z nowym kawałkiem, wydającym się w tej chwili jej najlepszym strzałem. "Hammer", bo o tym utworze mowa, spełnia w zadowalający sposób zamierzoną formułę future funku, bo właśnie tak określa swoje wałki na SoundCloudzie. Lekko MARUDEROWE intro, pełna przestrzeni zwrotka i zwłaszcza przebojowy, uderzający jak tytułowy młot chorus zapatrzony w najntisowe chartsy mówią same z siebie. A do tego mamy jeszcze wokal przywodzący na myśl, powiedźmy, KStewart (z którą zresztą Chiara ponoć współpracowała). Nie widzę innego werdyktu od wysoko uniesionego kciuka w górę. –T.Skowyra