Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Pierwsza myśl – intensywna siekanka; intensywna, ale mocno pustawa. Może to Grammy i słuszny wielo-zerowy kwit z chuchającym menago za plecami kładą się ciężarem na jego songwriterskiej wieloletniej passie, doprowadzając do tego dzisiejszego, brutalnego wykastrowania skalpelem drobnomieszczańskiego bezpieczeństwa oraz radio-friendly formy. Może tak... Pewnie tak. Co prowadzi do tego, że mogę sobie z tego powodu aktywnie działać i walić z partyzanta w Becka, kierowany pobudkami charakterystycznymi dla niszowego nerdowskiego fanbase'u zdzierającego szaty, że mainstream pcha się butem w moją przestrzeń i jaki w ogóle wypchany flet zaprosił pannę na sesyjkę w Earthdawna. Jako pretensjonalny płatek śniegu mógłbym sobie takie ewolucje wyczyniać, ale za tę chwilę, w której krojąc sobie jakąś cebulę lub intensywnie pocąc się obściskując się z pobliskimi ludźmi w busie, usłyszę sobie w radiu takiego omawianego dzisiaj Becka, z taką dopieszczoną produkcją – to za takie chwilę mogę mu całą tę sprzedaż za srebrniki darować, czekając z niecierpliwością na pięknego długograja, który po odwaleniu całej singlowej, bardzo przyzwoitej pańszczyzny odpali swoje pokłady kreatywności. −M.Kołaczyk
W teledysku do omawianego singla, zapowiadającego szósty album Amerykanki, Swift ogłasza, że stara Taylor nie żyje. Coś w tym jest. Najnowsza propozycja wokalistki znacząco odbiega od czegokolwiek w jej dotychczasowym dorobku, od chartsowego fenomenu 1989 przez teen-popowe czasy Red, o coutry początkach nawet nie wspominając. Szkoda tylko, że droga, którą wybrała piosenkarka znów mija się z naszymi oczekiwaniami. Gdzieś czytałem, że artystka próbuje tu gonić Beyoncé, ale jedyne zauważalne podobieństwo między twórczością obu pań objawia się jak dla mnie w hollywoodzkim, wysokobudżetowym teledysku. "Look What You Made Me Do" bliżej do czegoś, co mogłaby nagrać Lady Gaga, gdyby na Joanne postawiła na bardziej bitowe aranże. Dzieje się tu sporo, podkład ewoluuje właściwie z każdą kolejną zwrotką, ale rusza mnie tu właściwie jedynie skandowany mostek. Pozostaje wierzyć, że zapowiedziany na dziesiątego listopada Reputation trochę bardziej wstrzeli się w nasze gusta. –S.Kuczok
Wakacje się kończą i powoli wydawniczy sezon zacznie się rozkręcać. Jedną z rzeczy na jaką niespodziewanie czekam jest nowy album Palomy Faith. A to za sprawą nowe singla "Crybaby", w którym udało się zawszeć sporo przebojowych pierwiastków. Najwięcej znalazło się w napędzanym disco-vibe'em refrenie, ale mostek również robi swoje i staje się dobrze dobranym, brakującym elementem całości. Oczywiście taka stylistyka nie jest czymś nowym w śpiewniku Palomy, ale wydaje mi się, że niezbyt często udaje jej się trafić z tak nośnym songiem. A to zapowiada ciekawe rzeczy – The Architect ukazuj się już w listopadzie i może zaskoczyć wielu słuchaczy. Mam taką nadzieję. –T.Skowyra
Bardzo fajnie, Panie Hans, że Pan wracasz z nowym długograjem po pięciu latach! Niby zapowiadający płytę "Shinin" to nic nowego, no bo przecież kosmiczne, progresywne, ale również wyjątkowo "pragmatyczne" disco Norwega byłbym w stanie rozpoznać wszędzie, to jednak tym razem jestem ciut zaskoczony. Wokalne popisy Pani Grace Hall (która nie raz współpracowała już z Hansem-Peterem) przypominają mi kalifornijski boogie-funk lub post-disco z początków lat 80., które zostały tym razem umiejscowione na norweskim fiordzie, górskim wodospadzie i żyznej dolinie – muszę przyznać, że bardzo kręci mnie taka impresja! Lindstrøm po raz kolejny okazuje się być pierwszym estetą disco i w to mi graj. Czekam na płytę jak wściekły! –J.Marczuk
Od muzycznej strony tego kawałka bardziej ekscytuje mnie jego recepcja. Sekcja komentarzy pod teledyskiem ukazuję praktycznie każde oblicze odbiorcy tego typu muzyki w Polsce. Niegotowość naszego kraju, regres, Taco pozamiatał, fajne, niefajne, teledysk, gówno, kiedy na Spotify? To co najbardziej mi się podoba, to fakt, że każda z tych postaw ma dodatni bilans łapek w górę. I szczerze mówiąc sam mógłbym się przychylić do niemal każdej z tych opcji – małpujący Uziego Otsochodzi pomimo bełkotu nie wypada tak źle, Taco, którego delikatnie mówiąc nie jestem fanem, leci naprawdę dobrze, a osławione video, choć może w naszych realiach wyglądać trochę głupio, nie odstaje ani trochę od standardów ze Stanów i w pewien sposób "sprzedaje" ten numer. Słucha się całkiem przyjemnie, ale czy w te stronę ma się to wszystko rozwijać? Hmmm, przynajmniej opóźnienie w kopiowaniu trendów jest coraz mniejsze. Zresztą. –A.Barszczak
Czyżby Dornik znowu zaczynał zwycięski pochód, którego zwieńczeniem będzie znakomity SOFOMOR? Żadnych informacji o kolejnej płycie nie ma, ale myślę, że nowy numer jest wystarczająco jasnym sygnałem, że szykuje się coś większego. Nagrany wspólnie z Jungle "God Knows" otwiera nowy etap w jego songwriterskiej kronice – podczas gdy debiut prawie w całości pławił się w łagodnych, mleczno-alabastrowych barwach sophisti-popu, nowy kawałek nosi w sobie nieco bardziej różnorodną paletę kolorów. Kilka planów nachodzi na siebie równolegle w odpowiednich momentach: w głębi przewija się chórek, bas stabilizuje całą konstrukcję, syntezatory delikatnie przecinają całą oś, a wokal wprowadza luz i przebojowość. Jest tu coś z groove'ów Curtisa Mayfielda, a od 3:11 pojawia się duch Jacko, czyli Dornik wciąż robi swoje w trochę innym stylu i pozostaje tylko czekać na rozwinięcie pierwszego wątku. –T.Skowyra
Lone zapowiada drugą EP-kę z serii Ambivert Tools. Wydaje się, że Matt Cutler porzucił na moment fascynujące igraszki z rave'owymi schematami oraz zabawy z fluorescencyjnym instrumental hip-hopem i znowu oddaje się tanecznym wibracjom z house'owej rodziny. Nie będą się czepiać, dopóki próby będą tak udane jak "Mind's Eye Melody" – świecący, niespieszny, gładki jam związany duchowo z house'owym obliczem Larry'ego Hearda, doprawiony oczywiście swoistymi przyprawami z zestawu Lone'a. W sam raz na początek imprezy, w sam raz na przyjemny wieczór z dobrym drinkiem w fotelu. –T.Skowyra
Empress Of nie przerywa znakomitej piosenkowej passy i wraca z melodyjnym, słonecznym komunikatem dla hejterów, by "jak burrito się zawijali". Współautorką "Go To Hell" jest Caroline Polachek, skąd pewnie tyle tu miejsca dla przydymionego funku, ale duchowo – w charakterystycznej, człapiącej frazie – objawia się też Dev Hynes, którego Rodriguez wsparła przy okazji "Best To You". I co tu dużo mówić, wszystko mi się w tym kawałku podoba: muśnięcia lśniących synthów, chórki, subtelne przejście do mostka, śliczny refren, no i sama Lorely – jej swada, charyzma, flow. W zeszłym roku katowałem "Woman Is A Word", coś mi się zdaje, że i w tym czeka mnie podobna przygoda. –W.Chełmecki
Nowy album Deerhoof zatytułowany Mountain Moves ukaże się ósmego września, a promuje go właśnie omawiany utwór. Gdyby nie to, że zeszłoroczny The Magic był kolejnym artystycznym sukcesem kwartetu, specjalnie nie przejąłbym się nadchodzącą premierą, bo "I Will Spit Survive" nie zwiastuje na razie fajerwerków. Jedynym godnym odnotowania faktem jest tu gościnka Jenn Wasner z Wye Oak, reszta to powtórka z rozrywki i jazda na sprawdzonych (przez dwudziestoletnią już karierę zespołu) patentach. To w dalszym ciągu bardzo przyjemne, inteligentne, gitarowe granie, a na wysokości czternastego albumu trudno uniknąć choćby minimalnych przejawów odtwórczości, ale tę czwórkę stać na więcej, o czym mam nadzieję przypomną nam już we wrześniu. Dodatkowego smaczku dodaje fakt, że na nadchodzącym krążku jest jeden numer z Lætitią Sadier! –S.Kuczok
Australijski duet Flight Facilities zawsze bardziej przekonywał mnie w singlowej odsłonie, natomiast jeśli chodzi o dłuższe wydawnictwa było już gorzej (bo np. Classixx radzą sobie na obu polach świetnie). Na razie mój sąd opieram wyłącznie o wydany w 2014 roku debiut Down To Earth, bo całkiem możliwe, że w tym roku wszystko się odmieni, co pokazuje ujawniony niedawno singiel "Arty Boy". Przy wokalnym wsparciu Emmy Louise udaje się wykreować synth-popowy song dający jasno do zrozumienia, że wakacje już się rozpoczęły: skaczące plamki syntezatorów, funkowa gitara i melancholijne podśpiewywanie w refrenie (przypominające, że nic nie trwa wiecznie, heh) to jakby nie patrzeć udana i sprawdzona recepta na letni kawałek do zapętlania. Pozostaje trzymać kciuki i wierzyć, że duet utrzyma poziom i kolejny longplay będzie udany. –T.Skowyra