Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Nie od dziś wiadomo, że Mick Jenkins to jest król wody jak lew jest król dżungli: tym razem jego oceaniczny image realizuje się poprzez funkcjonujące jako centralna metafora tonięcie. Jenkins od początku imponował błyskotliwością i choć pomysł na "Drowning" z pozoru wydaje się dość oklepany, to autor The Water[s] wychodzi z niego obronną ręką kreatywnym budowaniem dramaturgii (ledwie wyduszone "I can’t breathe") i umiejętnym jej operowaniem, w czym pomaga mu nu-jazzowy feeling niezwykle popularnych w tym sezonie BADBADNOTGOOD. Po znakomitym, chilloutowym "Spread Love", raper uderza w bardziej medytacyjne tony – i kolejny raz trafia; coś mi się widzi, że wrzesień będzie wybornym miesiącem dla rapu. –W.Chełmecki
Archy Ivan Marshall (Leonardo DiCaprio) aka King Krule, od 16 roku życia kombinujący w branży, oddał kolejny materiał podpisując się fałszywym nazwiskiem. Bezradny Tom Hanks (Tom Hanks) mógł tylko patrzeć na środkowy palec odlatującego w nieznane człowieka-widmo. Andy raz bez licencji i doświadczenia wjedzie z pełną nonszalancją na salony z jazz-punkowym odjazdem, aby późnym wieczorem założyć gumowe rękawice przekonując wszystkich podrobionymi dokumentami, że mają do czynienia ze specjalistą od darkwave'u. Post-punk, indie, fusion, dla niego może być wszystko co akurat wpadnie. Czasami poda ci rękę jako Zoo Kid, innym razem będziesz musiał wybierać jeden z jego 7 pseudonimów: Lankslack/Edgar The Beatmaker/Breathtaker, dzisiaj będzie jako Pimp Shrimp. Mimo oddechu FBI na plecach, z odjechanych inspiracji spokojnie skleja swoje ”Feel Safe 88”. Tym razem szału nie ma, zblazowane brzmienie nie skończyłoby się happy endem, gdyby nie siadająca jak mantra wokalna repetycja, no i zręcznie przeprowadzone zakończenie. Ostatecznie, kolejnej wykreowanej tożsamości udaje się cudem wykaraskać z zaciśniętej policyjnej pętli, unikając grozy zgnicia w Sztumie. Pewnie w końcu go dorwą, ale na ten moment: Archy mimo drobnych potknięć, wciąż jeden krok przed Hanksem. –M.Kołaczyk
Trochę rave'owych reminiscencji w postaci najntisowych breaków zupełnie niespodziewanie złamanych przez trącące poprzednią dekadą electro-house’owe accelerando suplementowane zmodulowaną pre-dropową wokalizą na modłę najświeższych i najbardziej nośnych EDM-owych hitów. Wszyscy, w totalnym zawieszeniu, czekają na gwóźdź programu – eksplozję radości, jakiś bezczelnie plastikowy hook (w końcu na featuringu Sonny Moore). A tu zbliża się wyczekiwany punkt kulminacyjny i… raz jeszcze od początku – ten sam schemat. I tak po trzykroć z kilkoma tylko subtelnymi zmianami, wśród których na pierwszy plan wysuwa się gładka syntezatorowa partia Skrillexa (począwszy od 2:30) przykrywająca oldskulowe pętle. Dla mnie bomba, bo dobrze zaadaptowana estetyka "lack of drop" w czasach produkcyjnie przeładowanej muzyki radiowej działa kojąco. Nie jest to co prawda poziom nośności (w tej "estetycznej niszy") choćby "Just Like We Never Said Goodbye” Sophie, a obok mistrzowskiego "Where Are Ü Now" duetu Jack Ü ta piosenka nawet nie stała, ale złapałem się na tym, że słucham jej (z różną częstotliwością) już drugą dobę. –W.Tyczka
Z braćmi Aged spotykamy się tym razem w celach właściwie wyłącznie informacyjnych. W sensie, mam nadzieję, że nie trzeba już nikomu udowadniać songwriterskiego kunsztu amerykanów, bo w dostarczaniu najwyższej próby współczesnego r&b grają we własnej lidze. Informacje są takie, że następca No World As Light As Light ukaże się już 9 września, a spośród 12 utworów, które się na nim znajdą, znamy już dwa – "The Wheel" i właśnie "Waters Of You". Całkiem dobrze się złożyło, że piszę o tym utworze z prawie miesięcznym opóźnieniem. Na poziomie subiektywnego odczuwania, pomijając wnikliwą analizę, stanowi on ostatni letni akcent, idealne zwieńczenie wakacyjnego laid backu. Wskazane jest więc dodanie utworu do playlisty na ostatnie wolne chwile i rozkoszowanie się subtelnym dialogiem gitar, nabierającym rumieńców od 3:10. Drugie LP tuż za rogiem! –S.Kuczok
Biorąc za punkt wyjścia klasyczny hit Ghost Town DJ’s , na bicie wyraźnie zalatującym "BrB ( ˘ ³˘)❤" Kitty (The-Dream produkował, w sumie śmieszne), Tinashe urządza sobie okraszony przesłodkim refrenem Słoneczny Patrol. "Superlove" to żaden wielki singiel, ale na pewno przyjemny soundtrack do tych wszystkich wymarzonych wakacji, które znamy jedynie z ruchomych obrazków zza szklanego ekranu. No i fajnie usłyszeć Amerykankę w zwiewniejszym anturażu – ciekawe czy to zapowiedź nowego kierunku, czy może tylko nastawiony na komercyjny sukces skok w bok. –W.Chełmecki
Najwyższa pora na powrót Danny'ego, zbyt wielu epigonów freakowatego stylu życia bez powodzenia starało się zapełnić po nim lukę. Oczywiście Old nie wyszło aż tak dawno, a sam Brown nie zniknął całkowicie z radarów, dając raz lepsze, raz gorsze gościnne występy, ale nigdzie nie brzmi tak dobrze, jak na swoim. W końcu doczekaliśmy się – po świetnym "When It Rain", zapowiada kolejnego longplaya o wdzięcznym tytule Atrocity Exhibition (hmm) i atakuje nas kolejnym singlem. "Pneumonia" stylistycznie kontynuuje drogę wyznaczoną przez poprzednika. Chory podkład Evian Christa, nerwowa atmosfera i bezzębny szaman na mikrofonie – czego więcej potrzeba do szczęścia? A czy cały album udźwignie pokładane w nim nadzieję? Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, dowiemy się już pod koniec września. Swoją drogą – rzekome inspiracje? Raekwon, wczesna Björk, Joy Division, Talking Heads, Toxicity(?!). Czekam jak na mało co w tym roku. –A.Barszczak
Dobry, a właściwie idealny moment na takie numery, bo w końcu mamy lato. A popełnił go zupełnie nieznany duet z Amsterdamu, który na razie szuka popularności na SoundClodzie. Mogę powiedzieć jedno: jeśli ich oferta będzie zawierała tak fajne, taneczne kawałki z r&b naleciałościami, jak "Rebound Feels", który trochę przypomina mi o Elektrenice, a trochę o Free Lisy Show, to ich wartość będzie rosła szybko, a przynajmniej powinna. Zapodajcie to na imprezie na świeżym powietrzu albo wrzućcie do swojej plejlisty: niech czyni swoją powinność. –T.Skowyra
Niewiele mi wiadomo na temat Andrésa Gualdróna. W swojej ojczyźnie, Kolumbii, podobno jest znaną postacią dla sceny niezależnej, człowiekiem kojarzonym z niejakim Los Animales Blancos. Reszta jest zagadką, a wszystkie informacje jakie są dostępne, są niestety jedynie w języku hiszpańskim. Nastrój tajemnicy jednak dobrze współgra z muzyką jego nowego, jak mniemam solowego, projektu. "Milagro Solar" to latynoamerykańska wariacja na temat hauntologii, syntezatorowa i przedziwna odmiana tego samego co robił kiedyś Rangers, czy bardziej ostatnio – Torn Hawk.
Dodatkowo, może to niezbyt dokładne skojarzenie, ale ta dźwiękowa magma przywodzi mi na myśl zapomniany już projekt d'Eon czy nawet najbardziej rozkoszne momenty ostatniego Gang Gang Dance. I jakkolwiek daleko odlatuję w tych porównaniach, ten dźwiękowy realizm magiczny zachwycił mnie i gorąco polecam sprawdzenie tej lśniącej impresji. Nie mam bladego pojęcia jakie losy czekają Magallanes, ale na pewno warto je śledzić. –A.Barszczak
W drugiej już zapowiedzi swojej zbliżającej się EP-ki, Hoops dołączają do post-byrdsowskiej, janglującej drużyny hamakowej, ograniczając trochę lo-fi, choć nie całkiem ograniczając przy tym wpływy Ariela Pinka. Prawie-refren tej nostalgicznej nucanki to bowiem ten sam profil melodyczny, co Rosenberg uchwycony w swoich najbardziej chwytliwych momentach, ale już jego gitarowe rozwiązanie i tęskny nastrój całego utworu to czyste Ducktails. Jeśli brakowało wam w tym roku dobrego soundtracku do opierdalania się, śmiało wsłuchajcie się w ten zgrabny basik i leżcie do rytmu. –W.Chełmecki
Pamiętacie jeszcze to kanadyjskie trio? To w końcu oficjalni Porcys Darlings, więc wypada sprawdzać, jak sobie radzą. A okazuje się, że dzieje się u nich bardzo dobrze, bo całkiem niedawno wypuścili nowy numer potwierdzając tym samym, że zasługują na zaszczytne miano jednych z naszych ulubieńców. "Slipping Away" to wakacyjna mikro-suita zbierająca w sobie wiele dobra – mamy lekko tajemnicze intro, trochę funku doszlifowanego synthami, są soulowe śpiewy, orientalizujące motywy, a na końcu całość dryfuje w stronę rozgrzanego post-disco. Wszystko zgrabne, soczyste, zwiewne i aż chce się ripitować. Jeśli to jest zapowiedź większego materiału (a ponoć jest), to naprawdę jest na co czekać. –T.Skowyra