Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
"No i widzisz, to jest cały problem z tym zespołem. Bo zaczęli nawet tak nie najgorzej, ale nie wytrzymali". Chłopaki z Depeche Mode pytają się, gdzie ta rewolucja. Nie chcę być niemiły, ale odwrócę lekko sytuację i teraz to ja się pytam, gdzie ta rewolucja Dave? Chyba tylko najwierniejsi fani wierzą jeszcze, że ten zespół stać na cokolwiek. Bo gdy w "Where's The Revolution" "przychodzi rodzaj refrenu" z rodzajem patetycznego tonu, to niestety jest to strzał kulą w płot − miało być poważnie i srogo, a zamiast tego dostajemy coś na granicy parodii. No ale gdy pod refrenem "ten ich taki, melodyjka wchodzi" i "komputerek", to jednak coś udaje się uratować, potem jest jeszcze wycofany mostek około trzeciej minuty, więc ostatecznie jestem w stanie zaakceptować te "wybryki antenowe" i przechylić kciuk w bok. No i zdrówka życzę. −T.Skowyra
Od kiedy plemienne, afrykańsko-tamilskie bity zostały zaprzęgnięte w służbę anty-popowego noise'u, a później egzotycznego popu, ale pozbawionego jakiejkolwiek siły rażenia, multi-kulti M.I.A. przestało być tak świeże. "P.O.W.A" to znów odgrzewany kotlet, choć z drugiej strony, ciężko się do czegokolwiek przyczepić. Jak w "Borders", Maya prezentuje bowiem wypracowaną przez siebie muzykę środka. Jej "new lifeforms" stały się skamielinami – można posłuchać, powspominać i to nawet z przyjemnością, ale lepiej wrócić do teraźniejszości. Szkoda, że gdzieś po drodze wyparowała spontaniczność, a nawijka, która kiedyś bombardowała hookami z dżungli, nie potrafi wyjść poza szkolne "spotkanie kultur". –J.Bugdol
"I wanted to make a record that returned to the core values of dance music. In a lot of ways, I don't think I'm doing something new with this record. I'm doing something old" – powiedziała o "He Is The Voice I Hear" Marea Stamper, autorka omawianego utworu. Sama prawda, bo rzeczywiście fuzja jazzowej trajektorii i krwistego, ognistego disco nie jest niczym nowym (ostatnimi czasy taki gościu jak Parov Stelar odświeżał, ale i trywializował tę formułę). Ale Black Madonna nie celuje w pionierskie szczyty ze swoją małą, ponad dziesięciominutową suitą, tylko godzi intelektualny ładunek z przebojowością i radością disco. Stamper jest bardziej powściągliwa od Todda Terje czy Lindstrøma, ale za to ze świetnym skutkiem próbuje kontynuować to, co robiła choćby Donna Summer wraz z Giorgio Moroderem (swoją drogą utwór został zadedykowany takim osobom jak Frankie Knuckles, Larry Levan, Arthur Russell, Walter Gibbons oraz Loleatta Holloway) i za to należy się szacunek. "Cinematic" – takie słowo przychodzi mi na myśl, gdy słyszę, jak rozwijają się poszczególne wątki i motywy "He Is The Voice I Hear". Krótko mówiąc: znakomite granie. –T.Skowyra
"Great Expectations" nie odbiega zbytnio od poprzednich wydawnictw Ellingsena. To trochę taka nordycka wersja DeMarco (a trochę sophisti-Real Estate), przypominająca zresztą w swojej linearności niedawny singiel Kanadyjczyka, "My Old Man". Pokal ma zawsze na tyle ciekawe podejście do dłubania w akordach i aranżach zwrotek, że przy paru modyfikacjach mogłyby one funkcjonować jako niekończące się refreny. Nie zrozumcie mnie źle – nie chodzi o spektakularne hooki, to raczej przyjemność wynikająca z nerdowskiego śledzenia ciekawych progresji i aranżów w ramach indie-popu, zresztą przezroczysty, chłodny wokal (jako atut i jako wymowne odzwierciedlenie etykietki "cloud pop") ułatwia zadanie. Nie inaczej jest teraz – cała uwaga schodzi na intrygujący podkład. Po raz kolejny wychodzi na to, że Pokal jest obecnie jednym z najrówniejszych ziomków "w okolicy" i ja tam bym nie pogardził kolejną EP-ką. –J.Bugdol
Słusznie powiedział red. Łachecki, że najlepszy Stormzy, to Stormzy z podwórka. Takie "Shut Up" (45 milionów wyświetleń obecnie, wow) było świeże i olśniewające. Ale czy to znaczy, że coś się popsuło? Nic z tych rzeczy. "Big For Your Boots" porywa nośnym hookiem, podniosłym (ale w dobrym guście) bitem i oczywiście doskonałą dyspozycją Big Mike'a, który gdyby swoją charyzmą obdarzył kilku MC to i tak każdy z nich byłby co najmniej przekonujący. Długo oczekiwany debiut, który teraz już wiemy ukaże się pod tytułem Gang Signs & Prayer za niecałe trzy tygodnie raczej bez problemu przebije Wiley'owego Godfathera, a kto wie, może nawet spełni pokładane w nim oczekiwania? Przekonamy się już wkrótce. –A.Barszczak
Coraz bardziej podoba mi się ten duński zespolik. Okazuje się, że "Can't Remember How It Feels" nie był jednorazowym wybrykiem – kolejny singiel to nie tylko kontynuacja okładkowej serii z wodnymi żyjątkami (swoją drogą piękne są te covery), ale również następny synth-popowy song, do którego łatwo przywiązać się na dłużej. "Even Love" imponuje formalną elegancją i lśniącą przejrzystością, ale pod tą wręcz chłodną, "skandynawską", klawiszową nawierzchnią kryje się gorączka, pasja i ból ("Even love can't erase my memory! / Even time can't erase what you see!), a zatem cała garść emocji, które ciężko wyrazić słowem. Ale właśnie dlatego Chinah mają w zespole Fine Glindvad – charyzmatyczną wokalistkę i songwriterkę, której barwa i styl śpiewania przypominają mi nieco bolesne, fleetwoodowe pieśni Stevie Nicks. Więc jestem jak najbardziej na tak i mocno czekam na EP-kę Hints, która powinna ukazać się już niebawem. –T.Skowyra
Jak słychać, Albarn zamiast pisać piosenki jeszcze mocniej zajął się komentowaniem rzeczywistości. "Zaangażowany politycznie" "Hallelujah Money", wypuszczony tuż przed inauguracją Donalda Trumpa na czterdziestego piątego prezydenta Stanów Zjednoczonych, to gospelowy synth-pop z Benjaminem Clementine'em ostrzegającym przed nadchodzącą zmianą. Szkoda tylko, że przekaz został opakowany w niezbyt atrakcyjną formę – Ben zwyczajnie przynudza na majku swoim wzniosłym tonem, gospelowy śpiewy to tani chwyt, a dopiero końcówka i refren Albarna ratują cały utwór przed kciukiem w dół. Jeśli tak ma wyglądać nowy krążek Gorillaz, to ja wolę sobie zapuścić "Feel Kukle". –T.Skowyra
Co prawda już bez Matta Mondanile, ale z nie mniejszym nazwiskiem na gicie, bo z Julianem Lynchem, Real Estate wprowadzają nas w nastrój oczekiwania na wiosnę, bo to takie właśnie ich granie, na czas gdy w Bydgoszczy kwitną pierwsze przylaszczki i grzyby. 17 marca wyjdzie In Mind i nie spodziewajmy się zaskoczeń. Słuchając “Darling” myślę sobie – i nie zmyli mnie ten dewastujący plan teledysku koń, ani nie wiadomo dlaczego pojawiający się drugi bębniarz, Tyler Drosdeck – że drużyna Martina Courtneya nie spłodzi nigdy albumu ósemkowego, ale też nie zejdzie poniżej mocnej szóstki. Rzecz dla nierozumianych przez pędzący ku zagładzie świat fanatyków stylu. –M.Hantke
Nowy Lekman? "Już dawno takiego kawału nie słyszałem". Jaki tam nowy – ja tego słuchałem w 2014 na mikstejpie WWJD i z tą nowością bym aż tak nie przesadzał. Ale skoro sam Jens wybrał tego singielka na promo swojej płytki to niech już będzie. W końcu zawsze lubiłem tego SYMPATYCZNEGO Szweda, bo gość ma receptę na to, jak łączyć smutne melodie z radosnym wajbem. Nie inaczej zadziało się w "What's That Perfume That You Wear?" – wakacyjno-tropikalne plumkanie zderza się tu nostalgiczną opowieścią o zapachu perfum, który przenosi w czasie i przypomina o oczekiwaniu na pocałunek. A jak to się wszystko zwykle kończy u Lekmana pewnie wiecie, jeśli kojarzycie jego nagrywki. A jeśli jeszcze lubicie, to nie spotka was zawód przy tym SYMPATYCZNYM kawałku. Czekam na Life Will See You Now. –T.Skowyra
Obywatele, obywatelki, jak możemy przeczytać na oficjalnej stronie rządu RP – ministerstwo rap gry donosi: ostatnie sukcesy polskich zawodników na międzynarodowej rap scenie doprowadziły do wzrostu pozycji Polski na wskaźniku ILZM (ile lat za murzynami). Powoli zbliżamy się do momentu, w którym dobrniemy do oszałamiającej jednocyfrowej sumy. Dostęp do szerokopasmowego internetu oraz rabunkowa polityka bezrefleksyjnej grabieży amerykańskich patentów na masową skalę odnosi pozytywne skutki. Cieszyć mogą ostatnie dokonania Włoskiej Roboty, która strzelając pięcioma młodymi Yung Leanami na minutę, ostatecznie kończy z oszałamiającym wynikiem bycia tylko trzy lata za szwedzką ekipą. Całym sercem życzymy im dalszych sukcesów.
Nie jest na tyle źle, aby sobie z nich żarty robić, zwłaszcza ten plusik u góry ogranicza pole do popisu, a wielka szkoda, bo możecie sobie popatrzeć, gdzie mnie research zabrał, i jakie dawał możliwości – smutno. –M.Kołaczyk