Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Daleko mi jeszcze do zajechania Dry Your Eyes (EP), tej anielskiej emanacji 2017 roku, tymczasem para podzieliła się zupełnie nowym utworem, zwiastującym Equal Trouble – ich zapowiedziany, debiutancki longplay. I póki co nie ma zaskoczenia: poprzez cierpliwie budowane zwrotki i rwany, budzący przećpane skojarzenia z "Little Red Corvette" refren, "Absent Lover" odsyła w objęcia ospałych, balladowych niedopowiedzeń, tyleż szykownych, co wykreowanych z uderzającym luzem. Więcej tu miejsca dla ostrożnie dozowanego funku, jest też bardziej lo-fi, ale ogólne wrażenie przypomina pierwsze spotkanie z "Sydney, The List Go On", kawałkiem, który zainicjował naszą niezwykle owocną znajomość z Exit Someone – i na tym urwę, bo dziś to już wystarczająca rekomendacja. –W.Chełmecki
Czekałem na moment, kiedy w końcu Grizzly Bear ogłoszą, że nowy album został nagrany i już za chwilę będzie można go posłuchać. Wreszcie w sieci pojawił się niebezpiecznie kojarzący się z Radiohead (najbardziej z In Rainbows) "Three Rings" i stało się jasne, że Amerykanie lada moment zapowiedzą nowy longplay. I rzeczywiście: premiera Painted Ruins już w sierpniu, ale przez kolejny ujawniony singiel nieco obawiam się tej płyty. "Mourning Sound" zupełnie nie przywołuje baśniowej mgiełki znanej z wcześniejszych nagrań Grizzly Bear, a w zamian oferuje dość sztywny, krautrockowy beat, któremu wtóruje zupełnie "niemelodyjna" obstawa. Będę szczery: zwyczajnie ziewam z nudów. W moim odczuciu tylko formalna klasa i pewien specyficzny urok kreowany przez band ratuje nowy numer. Więc jeśli tak ma brzmieć nadchodzący długograj, to zaczynam się trochę niepokoić. −T.Skowyra
Norweski disco wąsacz szykuje się do wypuszczenia drugiego studyjnego albumu, a na przystawkę wybrał bardzo nietypowy singiel. "Maskindans" to właściwie prawilny remiks (czyżby Toddowi aż tak spodobała się praca przy The Big Cover-Up?) doprawionego zimną falą, starego minimal-wave'owego kawałka norweskiego duetu Det Gylne Triangel, który działał w latach 80. Choć jego działalność ograniczyła się chyba do wydania tylko jednego singla, więc gdyby nie Terje, to pewnie o tych kolesiach dziś nikt by już nie pamiętał. A co takiego norweski producent poczynił z wiekowym kawałkiem? Odświeżył go, starannie odmalował pordzewiałe części i sprawił, że odnowiona maszyneria ruszyła pełną parą. Oczywiście zużyte tory zamieniono na te, na których lśni progresywne disco i tak oto udało się przywrócić do życia zakurzoną pieśń z norweskich landów. A co będzie się działo na longplayu TT? Musimy jeszcze trochę poczekać, ale wszystko wskazuje na to, że nie będzie nudno. −T.Skowyra
Wiadomo, wypatrywanie nowego albumu Broken Social Scene w 2017 roku to mniej więcej jak czekanie na wydawnictwa U2 w 2000 albo ekscytowanie się Vampire Weekend w 2008, a jednak ogromna siła sentymentu (ślę piąteczkę dla redaktora Gawrońskiego) oraz zaskakująco świeży w swojej nieświeżości koloryt "Halfway Home" autentycznie rozniecił we mnie iskierkę chuderlawego co prawda, ale jednak entuzjazmu. Niestety wraz ze "Skyline" wszystko wraca do normy. Cukierkowa, powtarzająca się w nieskończoność figura raczej zajeżdża mydlinami, a stopniowe nakładanie na nią kolejnych warstw wcale nie dodaje jej wyrazu. Nie żeby ten utwór jakoś szczególnie mnie mierził, ale wydaje mi się, że Kanadyjczyków stać na nieco więcej niż niewyraźnie wyklepana na akustyku, napompowana melancholia dla indie-dzieciaków – i z taką myślą, mimo wszystko, sprawdzę płytkę, choć coś mi mówi, że to nie jedyne drobne potknięcie. –W.Chełmecki
Toro przyzwyczaił nas do ciągłej zmiany, jednak tym razem zestaw inspiracji wywołuje mimowolny opad szczęki – Boo Boo, które ukaże się 7 lipca, ma nawiązywać do takich zawodników jak Travis Scott, Frank Ocean, Oneohtrix Point Never czy Daft Punk. I rzeczywiście – "Girl Like You" wyraźnie zdradza fascynację współczesnym r&b/hip-hopem. Podkład łączy w sobie nie tylko trapowy vibe, ale również lekką hauntologię spod znaku Lopatina oraz typową dla Toro "chilloutową taneczność" (klawisze, znakomity, giętki bas). Zwłaszcza autotune'owy wokal (a od 2:11 właściwie czysty rap) pokazuje, że Bundick nieustannie śledzi trendy i tłumaczy je na własny, autonomiczny język. "To są właśnie te detale", które najpewniej sprawią, że za niecały miesiąc Boo Boo mocno namiesza w listach rocznych. –J.Bugdol
Cieszę się, że statuetka Porcys dla najbardziej czerstwej piosenki z Polski co roku trafia w odpowiednie, doskonale zmaskulinizowane dłonie. Tylko pamiętajcie: rację miał artysta, gdy twierdził, że mężczyźni są odrażający, brudni i źli. A gdy okazuje się, że biorą się za nagrywanie okropnej muzyki, to już naprawdę pozostaje tylko płacz i zgrzytanie zębami. Piotrek Rogucki tańczy, Organek robi to, co wychodzi mu najgorzej, czyli jest Organkiem, a Monika Brodka chce "aeroplanem wlecieć do naszych głów", jakby z góry zakładając, że są na tyle puste, że ochoczo łykniemy to gówno. Tak bliski kontakt z filarami polskiej alternatywy może onieśmielać, ale ta alternatywa w gruncie rzeczy jest jedna: albo "męskie granie", albo cisza. Błoga, wszechobecna cisza. –P.Wycisło
Tęskniliście za Arielem? Jeśli tak, to dobrze się składa, bo wszystko wskazuje na to, że jego nowa płyta – zatytułowana prawdopodobnie 13 – zawita do nas już niedługo. Tymczasem możemy się cieszyć jej pierwszym zwiastunem, choć to prawie jak dwa utwory w jednym: elegancką, lekko zamgloną 70s-ową przejażdżkę przeplótł bowiem Pink wstawkami z jakiegoś człapiącego psych-prog-popu, sięgającego korzeniami gdzieś w okolice House Arrest. No i bardzo ładne to wszystko, chwytliwe, letnie, choć tradycyjnie niepozbawione pierwiastka "freak". "Another Weekend" ukaże się jako singiel 18 czerwca, tytuł b-side'a: "Ode To The Goat"; co tu dużo mówić, getyourhardcorepops, Ariel. –W.Chełmecki
Po wybuchu chillwave'owej gorączki, Ernest Green był jednym z najlepiej zapowiadających się zawodników. Ale po serii kilku świetnych singli i EP-kach moce jakby wyparowały z ciała i umysłu producenta. Dziś Washed Out to już nieco zapomniana historia, dlatego tym bardziej zaskakuje mnie "Get Lost", pokazujące nową muzyczną ścieżkę Greena. Skąd wziął się pomysł na mknący z groove'em, taneczny kawałek przyozdobiony stukającymi klawiszami w klimacie lat 70.? Nie będę zgadywać, ale ten nowy numer brzmi podejrzanie podobnie do najbardziej dance'owych fragmentów Underneath The Pine Chaza, który przecież jest dobrym ziomkiem Ernesta. Przypadek? Bardzo bym chciał, ale nie sądzę. W każdym razie, chętnie posłuchałbym nowego longplaya Washed Out w takiej stylistyce. Może już za jakiś czas mi się to uda. T.Skowyra
Edit: zdaje się, że jeszcze w tym miesiącu − 30. czerwca ukaże się trzeci LP Washed Out, Mister Mellow.
Z Miley nigdy nic nie wiadomo – czasem wypuszcza tracki niewyróżniające się zbytnio na tle mainstreamu, kiedy indziej zaskakuje popową psychodelią (casus Miley Cyrus & Her Dead Petz). Tym razem werdykt pozostaje otwarty. Zaskakująca letniość "Malibu" – dosłownie i w przenośni – ma w sobie pewien potencjał, niestety nie do końca wykorzystany. Podkład zamiast ewoluować, wybuchając gęstym, funkującym dance-popem (jakbym sobie życzył), rozmywa się w powtarzaniu kilku NIERUCHAWYCH, gitarowych segmentów. Zwłaszcza refrenowi brakuje większej wyrazistości na tle reszty – stoi w kłopotliwym rozkroku między balladowością a bangerowym potencjałem, ale doceniam chociażby motyw na 1:09-1:15 (math-rock, hehe), powtarzany jeszcze później kilka razy. Szkoda, "że tak się to wszystko potoczyło", ale nie bądźmy pesymistami – wierzę, że "Malibu" to zapowiedź bardziej dobrego niż złego. –J.Bugdol
Muszę przyznać, że Kamp! najbardziej interesował mnie wtedy, gdy był jeszcze zespołem bez debiutu. Owszem, Kamp! przestawił myślenie młodzieży, która zobaczyła, że muzyka klawiszowa też jest cool, ale jednocześnie ujawniał songwriterskie słabości składu. Niestety dziś te słabości słychać jeszcze wyraźniej – "Deny" jest kawałkiem zupełnie bez charakteru, właściwie oderwanym od rzeczywistości, bo przecież Cut Copy robili takie rzeczy z 10 lat temu i to znacznie ciekawiej, a przecież mamy 2017 rok i trochę się na świecie pozmieniało. Jasne, miła to piosenka, nie zakłóca życia, nie irytuje, ale jej przezroczystość wręcz zabija – zapominam o niej właściwie już w trakcie słuchania. I zawsze w takich sytuacjach pojawia się pytanie, czy ktokolwiek zwróciłby uwagę na ten song, gdyby nie głośna nazwa zespołu? Moją odpowiedź chyba znacie. –T.Skowyra