Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Indonezyjska Mariah Carey roztapia serca popowym entuzjastom słodkim, najtisowym prodiżem. Zazdrosna Ariana robi wielką grande.

Przekonująca niezręczność i niedokładność, wzruszające wyznanie na refrenie i szalony wokal na końcu pierwszej zwrotki. Żaden wielki hit (pan karpidżian wszystkie mi przyklepał), ale niewiele jest playlist, na których "Tightrope" brzmiałby jak filler.
Introwertyczne, post-juniorboysowe smooth-synth-r'n'b, którego najlepiej słuchać w łazience podczas nieudanej imprezy. Dogasające stroboskopy oświetlają pustkę w sercu.
Okazuje się, że są tym świecie więksi poptymiści ode mnie i jeszcze wcielają oni swoje ideały w życie w ramach niesłychanie pozytywnej, pławiącej się w harmoniach wokalnych muzyki. Moi nowi ludzie to popowy klasyk.
Ukąszony tropical house’owym wirusem pop na ożywczym start-stopowym bicie w sam raz na romantyczną przejażdżkę po kalifornijskich bezdrożach. "When I can’t hold the wheel. Will you drive for me?".
Mantryczna, dreamrave'owa kołysanka dla wixapolowych somnambulików. Wkroczcie w pustkę razem z eteryczną Lindsey French.
Ta zmysłowa pościelówa lubieżnie spoglądająca w stronę Sade Adu znakomicie nadaje się na podpięcie do konta na Tinderze. Robin Hannibal z Rhye życzy wielu owocnych matchów.
Staroszkolne, bogato zdobione disco to towar deficytowy na polskiej scenie muzycznej, a szkoda, czego dobitnym potwierdzeniem jest obsypane brokatem “Midnight”. Natalia w świetnym stylu wypełniła niszę i żywię głęboką nadzieję, że nie jest to jej ostatnie słowo.
Ramona Gonzalez w końcu nagrała album, w stosunku do którego nie mam większych zastrzeżeń. A pierwszy zapowiadający go singiel to już w ogóle jest za dobry, żeby mógł być prawdziwy. Zjewelizowany disco/house szachujący śmierć wartościowej muzyki.