Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Liz strzela potrójne tulupy na szklisto-metalicznej tafli zgrabnego electro-popu. Norwescy konserwatorzy lodowiska również spisali się na medal.
Na debiucie poznanianki znajdziecie wiele świetnych utworów, ale mi największą frajdę sprawia kompozycja ukryta pod indeksem trzecim. Pastelowe, wymuskane produkcje Chloe Martini zawsze wzbudzają we mnie uczucie głębokiej nostalgii za doskonałością r’n’b z lat 90., w tym konkretnym przypadku za twórczością TLC i Janet Jackson. Z kolei Rosalie robi wrażenie wokalistki, która poleci nawet na drzwiach od stodoły, choć tutaj mamy raczej do czynienia z luksusowym spa.
Synth-popowy, poddany kinetycznej, uk bassowej terapii wpis do pamiętnika pogodzonej z losem kobiety. Syntezatorowe, świetnie zinterpretowane wokalnie rozważania o nieuchronnym procesie zacierania się wspomnień.

Nastolatek z Londynu zaprasza na wyczilowaną wędrówkę śladami Kings Of Convenience w wariancie hojnie zorkiestrowanym. Miłość słodka na miarę wedlowskiego ptasiego mleczka.
Epokowe "Papierosy" wreszcie doczekały się godnego następcy. "Rym za rymem, jak stroboskop, zapierdala od epilepsji".