Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Zasmucona Królewna Śnieżka na lo-fi synth-popowym dorobku tańczy samotnie w lodowym pałacu PC Music. Zziębnięta Sally Shapiro rozgrzewa w kącie dłonie.
Co powiecie na stylowe synth-r&b z Ukrainy? Dao Park są doskonałym przykładem na to, że na całym świecie powstaje świetna muzyka. Sprawdzajacie nie tylko z ciekawości.
Wybaczcie, ale nie mogłem się powstrzymać:

Najważniejszy popkulturowo raper obecnej dekady znowu mazgai się na typowym, zduszonym bicie Bo1-dy i spółki. Wciąż to lubię, a wszystkim hejterom mogę powiedzieć jedynie: "take care".
Z reguły nie po drodze mi z popowymi eksperymentami Dawn Richard, jednak w przypadku “Stopwatch” sytuacja ma się zgoła inaczej. Największa w tym oczywiście zasługa Machinedruma i jego ultrafioletowej, dynamicznej produkcji. Performance wokalny byłej członkini Danity Kane też niczego sobie.
Hipnotyczne, inkrustowane afrykańskimi wpływami hałsiwo wprawia w trans i przy okazji zawłaszcza każdy pobliski parkiet. DJ Carpigiani zaleca odbiór w słuchawkach.
Rozwydrzona gwiazdeczka amerykańskiego show "Dr. Phil" wchodzi w muzykę i zdaje się podążać outsider-popową drogą Farrah Abraham przefiltrowaną przez mashupowe ekscesy godne Girl Talk (ostatnio jednak odbiła w stronę generycznego trapu). Całkiem nieźle jak na 14-latkę.
Dziwnie ostrzyźony Amerykanin zapodaje udemarcowiony indie-pop urozmaicony lśniącym pasażem synthów. Przyjemne niczym kubek gorącego kakao po wyczerpującej przechadzce w mroźny dzień.
Kawiarniane "Get Lucky" z bajglem. Ktoś mógłby powiedzieć, że to nieco zaśniedziała opcja, ale cóż z tego, gdy wchodzi jak złoto.
Duchowy spadkobierca hauntologicznej klawiszologii "Chambers Of Reflection", który wprost idealnie pasuje do wyniesienia na sztandary diastemicznej rewolucji. Poza tym jak znalazł na przydomowy seans spirytystyczny.