Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Słaby Igi? O nie nie nie nie nie nie.

Komentarz czytelnika (Wojciech Chełmecki): Pochodząca z Manili Jess Connelly ma pracę, pager i kolejny dowód na to, że eteryzm i erotyzm idą w parze z rytmem i bluesem. Obsesyjny, nadawany z głębi oceanu hook "On My Way Up" świetnie odnajduje się w (po)trapowej rzeczywistości, a westowskie interludium tylko podkreśla zawarty w nim, rozdygotany komunikat. Romans z duchem w królestwie mglistego r&b, a wszystko to szyte na miarę 2018 roku – czy potrzebujecie dziś czegoś więcej?
Komentarz czytelnika (Polonez): Pan Łukasz Maron wychodzi na lidera na liście moich ulubionych polskich producentów. W tamtym roku płyta z Natalią Moskal, a w tym już 3 single w tym: jeden z przed chwilą wspomnianą i dwa z, póki co jeszcze anonimową, Olgą Polikowską. Pierwszy z nich "Ulatuje" przywodził na myśli synth-popowe produkcje Dave'a Okumu na Devotion, ale zdecydowanie highlightem był hook w refrenie.
Drugi po prostu musicie usłyszeć. Musicie usłyszeć atmosferę nocnej ucieczki autostradą i migających świateł. Musicie usłyszeć ciekawie poszatkowane wokale w bicie. Musicie usłyszeć zmianę akordu około 0:36 i chwilę później wejście basu.
PS. Panie Carpigiani – no myślę, że Pan też musi to mieć na swojej liście!
Komentarz czytelniczki (Agata Tomaszewska): Czy można być jednocześnie smutnym i wesołym? Jak brzmiałby King Krule, gdyby urodził się w słonecznej Kalifornii? Dlaczego warto słuchać tej piosenki w czasie nocnej przejażdżki kabrioletem? Odpowiedzi dostarcza poniższy psych-funkowy indie-pop.

Dylan Baldi wraz ze swoją indie/post-hardcore'ową załogą wypuścili właśnie najlepszy numer Japandroids od czasu płyty Post-Nothing. Energetyczne, eksplodujące chwytliwym refrenem granie z prawdziwym rockowym pazurem. Pozdrawiam, Wojciech Mann.
Słyszałem na mieście, że ten gwiazdorski, pop-trapowy joint to druga część "Black Beatles", przyznam, że bardzo podoba mi się taka interpretacja. Ripitujcie do woli, ale pamiętajcie, że raperzy są jak samoloty. Gdy jeden wyda hita, trąbią o tym wszystkie media - milcząc o tych, co ciągle wypuszczają szajs. I to jest akurat ten pierwszy przypadek.
Jeden z ciekawszych polskich tercetów znowu odrestaurowuje popowe konstrukcje z lat dziewięćdziesiątych. WFH w "Warm Farewall" odświeżają r'n'b/soulową formułę, nadając jej nostalgiczno-wschodnioeuropejskiego charakteru. Syntezatorowa, melancholijna podróż w nieznane.
"Spokojnie, zaraz się rozkręci"
Mój naczelny sufler podpowiada mi, że jest w tej kunsztownej, indie-synth-art-popowej balladzie coś z Kate Bush, w zasadzie mógłbym mu przytaknąć, z tym, że to nieco bezkrawędziowa, pozbawiona ekstrawagancji wersja. Jednak nie ani myślę narzekać, bo jest to wyjątkowo urokliwy i kojący utwór, który z gracją przecina wstęgę tegorocznego babiego lata.