Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Schoolboy Q po śmierci swojego ziomka (Mac Miller rip) i zmaganiach z depresją powrócił z nową płytą, gdzie znajdziemy kilka fajnych jointów, wśród których największe wrażenie robi na mnie "CHopstix". Najbardziej lubię w tej piosence to, jak sprawnie łączy trapowy minimalizm z kanye'owskim rozmachem. Tak to się właśnie powinno robić.
Schafter vs. konkurencja
Wciąż niewiele się zmienia, schafter nadal jest totalnym mistrzem. Pierwszy zwiastun jego debiutanckiej płyty to klimatyczny, jazz-minimal-trapowy soundtrack do niezobowiązujących, letnich miłości, do szlajania się po skąpanym w popołudniowym słońcu mieście z paczką znajomych. Po takim szlagierze życzę Wojtkowi, żeby jednak nie skończył jak głuchy pionier polifonii, a bardziej z sold-outem na Torwarze.
Wojtek to w obecnej chwili prawdopodobnie najoryginalniejszy raper w PL, czego kolejnym dowodem jest poniższy singiel. W "Tomie" odnajduję prawie wszystko, co najbardziej lubię w nowym hh, mamy tu bowiem sampel z zupełnie innego świata (808 State, wow), niebanalne linijki ("abdykuję jak Benedykt") i niepodrabialną stylówę. Schafter jest kotem, a czy może już jeździć autem, mało mnie obchodzi.
Komentarz czytelnika (Krzysztof Cieślik): Krzysiek, czego ty się boisz? Na fanpejdżu Cameltoe, didżej Carpgiani znowu overdose, o co chodzi z tym Schafterem, wunderkindem czy wonderem? Tego to już nie wiem, może Czesław Niemen, daj mu rok albo dwa, albo trzy, zobacz jak płynie ten bit, zaproś go na feat, ej, zaproś go na feat, cała reszta to jest nikt, w autobusie "DVD", na ulicy "Cameltoe", zapętlona epka overdose.
Przedstawiać nie trzeba. Od lat niezmiennie trzymają tak samo wysoki poziom i jakoś tak się na ogół składa, że niezmiennie najbardziej rozkładają mnie ich tzw. openery płyt. Tak jest też w przypadku "Cover The Mountain" z wydanego 11 maja albumu Any Day. Proszę słuchać i głosować.
Na początek małe wyznanie, rzadko kiedy irytuję mnie wokal w muzyce, ale akurat zmanieryzowany głos Seana zawsze trochę działa mi na nerwy, zwłaszcza w pozbawionych bitu, smutnych balladach. Jednak w ejtisowym, funkowo zorientowanym w drugiej części "Splash" zupełnie nie zwracam uwagi na ten mankament, tylko chłonę całym sobą dopływ synth-popowej, hynesowskiej dopaminy do poptymistycznego mózgu. Jeśli nie poczujecie tego chociaż przez chwilę, to możecie składać zażalenia do wyższej instancji.
Czy to zagubiony hicior mistrzów wakacyjnego nu-disco, Classixx? Jednak nie, ale i tak z wielką chęcią posłuchałbym tego w H&M-ie.
Nadpsuta, post-vaporwave'owa ballada o cyfrowej, panseksualnej miłości. Coś jakby James Ferraro poszedł w kandyzowany pop i założył zespół z młodym Jamesem Blakiem.
Komentarz czytelniczki (Agata Tomaszewska): Post-fugeesowe dark r'n'b znalazło schronienie w gościnnej Szwecji. Seinabo nie tylko głosem blisko do Lauryn Hill. Siła i emocjonalny przekaz wzmocnione zaraźliwym bitem przenikają do serca i zostają jeszcze długo po zakończeniu kawałka.