Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Greg Kurstin jako producent większości gwiazd popu przeważnie odrabia przykrą pańszczyznę, dopiero przy wspólnym projekcie z Inarą George może poczuć się dobrze ze sobą i w końcu pisać dobre piosenki. Ta najnowsza, jazz-digi-popowa z funkowym, książęcym refrenem właśnie taka jest. A że to tylko rozrywka dla kilkudziesięciu osób? Nieważne, bo na chleb Kurstin ma aż nadto.