Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Bardzo dziwna, mocno dziwna, całkiem dziwna, trochę dziwna, minimalnie dziwna ta tegoroczna płyta Melody Prochet. W "Desert Horse" owe brzmieniowe zbzikowanie osiąga swoje apogeum, w tej kompozycji jest zawarte niemal wszystko. Wczesne Pink Floyd, ye-ye, parkerowska psychodelia, autotune, arabskie wręty – to tylko pierwsze z brzegu skojarzenia. Zachęcam do dalszych poszukiwań na własną rękę.