Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Pierwotna wersja tej trap-popowej ballady nie zrobiła na mnie szczególnego wrażenia, dopiero w zepsutym, stłumionym wariancie pełnym zgrzytliwych pogłosów odsłoniła przede mną prawdziwą, zeitgeistową wartość. Nowy numer Szwedki w połączeniu z klipem w klimacie amatorskiego porno kręconego trapfonem idealnie uchwycił ducha czasu, w którym muzyka jest jedynie dodatkiem do czegoś, lecącymi w tle dźwiękami z laptopa lub komórki. Bardzo mnie to jara pod kątem popkulturowym, bo sama w sobie kompozycja raczej żadna, ale przecież nie o nią tu chodzi. Ripit za ripitem w czasach głębokiego końca.