Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Jak pierwszy raz włączyłem sobie tę drone'owatą, repetycyjną psych-bluesowszczyznę, to po dziesięciu minutach zupełnie straciłem orientację w terenie i było mi z tym bardzo dobrze. Wymowny przykład tego, co by było, gdyby Mark Kozelek nie popadł w samozachwyt.