Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Pytacie w listach, gdzie to cholerne Arctic Monkeys. Szczerze, to daleko od sfery moich zainteresowań, ale już odpaliłem tę nową płytę, żebyście nie zawracali mi gitary. I wiecie co? Nawet specjalnie nie żałuję tych 40 minut, jednak wracać nie będę, no ewentualnie do glamrockowego, nieco teatralnego “Golden Trunks” z wrzynającym się w pamięć chropowatym riffem. Może to jedynie Bowie czy inny T. Rex w krzywym zwierciadle, ale jak to wrze.