Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Zgodnie z Waszym życzeniem kilka szlagwortów o toksycznym (czyżby w tle sampel z "Toxic?, no dobra, chyba nie, ale podoba mi się ta myśl), timbalandowo akcentowanym blitzkrieg rapie Andersona. Wchodzi mi to lepiej niż ostatnie numery Kendricka. Bardzo dziwne, mocno dziwne, całkiem dziwne, trochę dziwne, ale bąbelki w szampanie buzują jak najęte.