Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Wow, ale energetyczny, house'owy pocisk, taki trochę w typie słynnego "Overpowered". Ewidentnie współpraca Róisín z legendarnym mistrzem konsolety Maurice’em Fultonem nabiera klubowych rumieńców. Parkietowe harce do białego rana albo śmierć pośród nudnych balladziarzy.
Najzdolniejszy członek kultowego labelu Dark World efektownie wybił się na artystyczną niepodległość i wydał niedawno dość osobliwy, acz bardzo frapujący album, który trudno do końca sklasyfikować, powiedzmy, że jest to prog-jazz-rap, z tym że nawijce Sena często bliżej do czegoś w rodzaju melodyjnej melorecytacji. Z całej imponującej kolekcji tego gabinetu muzycznych osobliwości najbardziej trafia do mnie delikatnie rundgrenowskie "How It Feels", w którym prog-funkowe wygibasy Thundercata zderzają się z sypialnianą, psych-popową schizofrenią Ryana Powera. Potrójny axel godny Tonyi Harding.
Stęskniliście się za Diogenes Club? Jeśli tak, to Tomek spieszy Wam na ratunek, swoją drogą, ciekawe, na ile jest to świadoma inspiracja, ale w sumie ma to drugorzędne znaczenie wobec faktu, jak ten sophisti synth-pop zręcznie popyla przed siebie. Wiadomo, nie jest to najlepsza piosenka w Polsce, ale na pewno jedna z przyjemniejszych w tym roku. Słuchajcie długo i namiętnie, czy coś takiego.
Duchologia: Wiesława Miernika możecie znać ze słynnego i kowerowanego nieraz utworu "Cztery Szlachetne Prawdy". Zachęcam do cierpliwego wysłuchania innych outsider-popowych produkcji songwritera z Suchedniowa, tak jak słucha się Jandka. Źródłem jego inspiracji są zapewne Beatlesi i Czerwone Gitary, ale wokal i garażowa produkcja dają zupełnie niebywały, szorstki efekt.
"Palę sobie dope w Watykanie" vs. Kler Smarzowskiego. Kto nie był w Pogłosie, niech żałuje.