Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Norweski król nowoczesnego disco zaprasza na swoje nadgryzione stylowym boogie włości wczesną Madonnę w mikroskali. House’owa apoteoza miłości rozciągnięta na 7 beztroskich minut.
Elegancki, nokturnowy housik, który sprawdza się w każdych okolicznościach, jako muzyka tła podczas domowego chilloutu, soundtrack do wieczornych spacerów po Warszawie, jak i joint do baunsów nad Wisłą. Miła namiastka Disclosure oraz potwierdzenie, że Wawa nie zawsze pachnie kalafiorem.
Odczytuję ten soulowy szlagierek jako koncert Pet Shop Boys (sampel i interpolacja w refrenie) na Dzikim Zachodzie rodem z filmu Django w reżyserii Eryki Badu. Słyszę tu też trochę Solange w tej bardziej zwartej i bezpretensjonalnej odsłonie.
Prosty, trafiający w przebojowe sedno dance-pop naznaczony post-dubstepowymi/ukgarage'owymi wycieczkami SBTRKTa. Można tu również dostrzec echa twórczości Basement Jaxx, co poczytuję jako dodatkową zaletę.
Długo musiałem czekać na oficjalną premierę tego bubblegum-popowego cudeńka, ale nareszcie jest. Wave Racer wyciągnął następną modernistyczną perłę ze swojego producenckiego portfolio. Liz oczywiście w niczym mu nie ustępuje i jak zawsze oferuje pełen poptymistyczny pakiet.
Nowa świąteczna propozycja Liz usilnie zachęca do spędzenia Bożego Narodzenia w tropikach. Modernistyczny bubblegum pop wyczekiwany jak pierwsza gwiazdka w Wigilię.
Zapracowany coverband wczesnego Talk Talk z wielką swadą i bez kszty skromności wkracza do akcji. Tylko niech lepiej uważają, żeby Yorke nie pozwał ich za basik z “All I Need”.
Czyżby objawiła nam się nowa Clairo? Wszystko tutaj się zgadza: fajna, bezpretensjonalna dziewczyna, leciutki, zelektryfikowany w pociętym refrenie bicik i tekst o miłosnych podbojach, o których nie powiecie rodzicom. Trochę złapałem crusha, część z Was też na pewno się zabuja.
Czołowa postać z ekskluzywnej galerii Carpigiani Darlings wraca z intymnym, post-aaliyahowym synth-popem skrytym w mroku samotnych nocy. Słuchajcie, jest taki czelendż, że musicie dać minimum trzydzieści lajków, bo inaczej Lolo dziś nie zaśnie.
Cutler to jest mistrz, niby ciągle to samo, a jednak za każdym razem w punkt. W przywołującym dokonania Black Dog Productions "Pulsar" Lone niczym troskliwy, elektroniczny miś wystrzeliwuje w stronę słuchaczy wiązkę relaksującego, ciepłego ambient house'u o rave’owych odblaskach. Błogość, Orbital i patrzenie się w gwiazdy.