Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Brooklyński duet Washer otwiera tegoroczną stawkę zajebistego garażowego niezalu w duchu Sebadoh i Dinosaur Jr., czyli gdzieś w pół drogi między punkiem a Pavement. Czy mówimy o pixiesowym "Eyelids", bitelsowskim "This Land" czy weezerowskim "Beansy", Here Comes Washer to niespełna 30-minutowa seria popowych strzałów spod zakurzonej lo-fi przykrywki z zauważalnym odchyłem w stronę math-rocka. To dość ortodoksyjne granie, czyste mięsko bez obcych wtrąceń, ale na tyle wyraziste i intensywne, by nie zgubić się gdzieś w zalewie nieuleczalnej gitarowej przeciętności amerykańskiej DIY-dzielni. A jeżeli zastanawiacie się skąd się wzięła nazwa zespołu, intro "Got Drunk And Ate The Sun" może stanowić sporą podpowiedź. –W.Chełmecki