Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Kiedy Steve Hauschildt, po nieudanym albumie Just To Feel Anything, żegnał się ze starającym się jeszcze bardziej wsiąknąć w gatunkowy klimat analogowej elektroniki późnych lat sześćdziesiątych zespołem Emeralds, to wydawało się, że chęć rozpoczęcia solowej, progresywno-syntezatorowej działalności mija się z celem. No bo skoro trzech łebskich chłopaków z Cleveland nie potrafiło zupełnie płynnie przejść z drone'ów i sczerniałego ambientu do czystych postmodernistycznych eksperymentów z rockistyczną manierą, to dlaczego jeden z nich miałby temu zadaniu sprostać? Na szczęście wyobrażenie o artyście zderzone z rzeczywistością okazało się zupełnie różne. Trochę biję się w pierś (i powinniśmy wszyscy), bowiem nie napisaliśmy ani słowa o znakomitych post-krautowych ambientach z zeszłorocznego Where All Is Fled Steve'a, a powinniśmy, gdyż Strands z wyróżniającym się tytułowym singlem – uwspółcześnionym wajbie kosmische musik złotej dekady lat siedemdziesiątych – stanowi coś na kształt wolnej kontynuacji myśli podjętej w ramach poprzedniego krążka. To pasaże przede wszystkim absorbujące w skutek momentami quasi-idmowych rozwiązań zaprezentowanych w retro-stylistyce, czyli coś stojącego w zupełnej opozycji do wybitnie-żadnego-background-ambientu, którym naszpikowany jest dzisiejszy Bandcamp. –W.Tyczka