Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
W ostatnim czasie Shamir Bailey poszedł w kierunku, którego zupełnie bym sobie nie życzył, mając w pamięci znakomite "On The Regular" czy nawet Ratchet jako całość. Miast autentycznie intrygującego nu-disco dostajemy dość toporny, gitarowy indie-pop i o ile na wrzuconym jakiś czas temu na SoundClouda Hope, w połączeniu z outsiderową zajawką jakoś to jeszcze grało, tak Revelations wypada już zupełnie sucho. W najlepszych momentach brzmi to jak jakieś B-side'y z katalogu Arbutus Records, w najgorszych jak przejechana lo-fi, obdarta z dramatyzmu Waxahatchee. 90's kids playin' pop music, z tym że Shamirowi ewidentnie to nie wychodzi i dobrze by było, jakby jednak wrócił na parkiet, gdzie radził sobie zdecydowanie lepiej.−W.Chełmecki