Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.

W opracowaniach nowego Montero ludzie z lubością wskazują na introwertyczny koncept jako główną siłę tegorocznego albumu. Fajnie się pisze o płycie z historią, wiedząc że można napchać wszystko trocinami słów o samotności w tłumie. Mimo że to wszystko wdzięczne dla piszącego – a obserwacje tych, co już napisali, w przeważającej części trafne – to zdecydowanie muszę stwierdzić, że bardziej od zgrabnej opowieści o powolnym wstawaniu z kolan i nabywaniu życiowej odwagi, urzekają mnie te barwne pioseneczki o głębokiej harmonicznej podstawie i przeważnie niezwykle żywiołowej energii. Psychodelic pop. Uproszczone Of Montreal. Brzmieniowe Grizzly Bears i Tame Impala zbudowane na oczywistym wpływie Beatelsów w wokalnych pasażach. W refrenie "Vibrations" czuć Yes, a pomimo że w przeważającej części bywa tu lekko, to odmienna od reszty kulminacja w patetycznym tytułowym "Performer" wybija się pozytywnym koturnowym blaskiem. "Thank you for flying with Montero today / Gotta first class ticket going on the way". Nie ma za co ziomeczku, to ja Ci dziękuję. ("Montero Airlanes" i "Pilot" najlepsze) –M.Kołaczyk