Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Songs Of Love And Hate – pardon, …And Death – jak to poważnie brzmi. Historie o zakazanych gębach w zatęchłych spelunach, upadłych kochankach i namiętnych mordercach urodzonych po złej stronie Atlantyku; słowem – synowie anarchii deliberują o prawdziwym życiu i prawdziwszej śmierci przy Żołądkowej Gorzkiej i ogórach. W zamyśle Darskiego i Portera miał to być pastiszowy hołd dla idoli, pełne mrocznych opowieści i sążnistych blues-rockowych riffów dark-country z południowych lasów, ale jak tak tego słucham, to miast scenerii rodem z pierwszego sezonu True Detective, wyobrażam sobie raczej snopki siana, chałupy przykryte okapem i polską kaszankę w sosie barbecue. Groteskowość tej pozy przebija Maćka Maleńczuka w TVN-owskim duecie z Gienkiem Loską (btw) i Organka śpiewającego o Mississippi w ogniu w kontekście ściągania spodni, natomiast sama muzyka ma do zaoferowania kilka kręcących się w kółko, oczywistych przedruków (Nick Cave na czele), i generalnie nie mam żadnego problemu z tym, że panowie sobie to niezbyt zajmujące brzdąkanie nagrali, ale żeby od razu wciągać w to dzieci? I Jezusa? No, tak to się bawić nie będziemy. –W.Chełmecki.