Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Przeczytałem kilka recenzji najnowszej propozycji Massive Attack i wciąż nie mogę zrozumieć, o co chodzi. Większość z nich podkreśla "powrót do dobrej formy", wspomina o dusznej atmosferze i ogólnie jest bardzo pozytywna. Błagam, przestańcie żartować. Soundowe operowanie emocjami składu z Bristolu w latach dziewięćdziesiątych było czymś z pogranicza magii. Było czymś tak autorskim, oryginalnym i nieporównywalnym z niczym innym, że do dziś coś zatyka w gardle, gdy odpali się Mezzanine, więc o jakim powrocie mowa? Te cztery tracki na Ritual Spirit są co najwyżej nieporadną próbą przywrócenia świetności czy nikłym nawiązaniem do wspaniałych czasów i Tricky lub pozostali goście w niczym tu nie pomogą. Wszystko zostało złożone w nieinwazyjną, "nowomuzyczną" kliszę skaczącą od Four Teta do Matthew Deara czy Bonobo. Szkoda, bo nic nie wskazuje na to, aby sytuacja poprawiła się na kolejnych nagrywkach MA. –T.Skowyra