Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Jest coś wyjątkowo urzekającego w dziecięcej fantazji, z jaka napisano tę EP-kę. Mamy tu do czynienia z trzema kompozycjami, które bez cienia sarkazmu nawiązują do kosmicznego disco sprzed kilkudziesięciu lat. Słuchając skandynawskiego retrofuturyzmu przenosimy się w cudownie kiczowaty świat gwiezdnych podbojów, międzyplanetarnych pościgów i cyberiady spod znaku ZX Spectrum. Najlepsze, że nie czuć w tym wszystkim ani krzty cynizmu. To jest po prostu taki rodzaj nostalgii, który sprawić może niekłamaną frajdę.
Lindstrom, podobnie jak jego norwescy kumple, odpowiada za renesans najbardziej bezpretensjonalnej muzycznej filozofii. Apostołowie nu-disco zachęcają do zatracenia się w tańcu i przeżycia katharsis na parkiecie. Jest w tym podejściu coś z funkowego hedonizmu, ale przefiltrowanego przez euforię urwisa szalejącego na placu zabaw –Ł.Krajnik