Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Jesień już stuka do okiennic, a tu wciąż balearyczna aura. Po cichu liczyłem na coś w rodzaju Pali, jednak Lemonade woleli postawić na bezpieczniejsze zagrania. Owszem, stylistyka i wnętrze Minus Tide zahaczają o album Friendly Fires (najbardziej chyba "Come Down Softly"), jednak rażą niezbyt wyszukanymi, dość koronkowymi kompozycjami. Oddajmy im, że "Stepping" czy "Clearest" mają całkiem fajny feeling (trochę Tigercity i bardziej udane fragmenty wypuszczonego niedawno debiutu Fair Weather Friends), a "Water Colored Visions", mimo rozwlekłości, wyglądałby całkiem nieźle na Kampie!, to jednak całościowo nuży mnie ta płytka. "Durutti Shores", "Reaches", "Awake" czy "OST", to kawałki, w których większy nacisk został położony na sound i obróbkę, spychając konstrukcję piosenek na drugi czy trzeci plan, przez co przez krążek przemawia efekciarstwo i widać, że goście próbują łatać słabości ułożonych numerów produkcją. A szkoda, bo kolo ma całkiem fajny wokal, pomysł na granie też wydaje się niezły, brak tylko dobrych refrenów. -T.Skowyra