Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
"Ten singiel zdecydowanie zdradza potencjał na płytę ważną w kontekście grudniowych podsumowań roku" – pisałem na początku sierpnia przy okazji bardziej szczegółowego spojrzenia na promującą krążek In Summer piosenkę "Love's Refrain" autorstwa Ledesmy i na moje szczęście nie było to stwierdzenie użyte na wyrost, bo Jefre swoim ostatnim wydawnictwem potwierdził, że to jego krótkograjka będzie na ustach wszystkich chcących rzetelnie podsumować rok 2016 w eksperymentalnej muzyce elektronicznej. I choć bezwarunkowo zakochaliśmy się w inkarnacji Fennesza z Endless Summer wymieszanej z ciepłym noisem i psychodelicznym popem zrealizowanym w konwencji lo-fi, i najpewniej (podświadomie) oczekiwaliśmy od pozostałych czterech indeksów podobnego dialogu pełnych kolorytu pasaży z chropowatym, kakofonicznym backgroundem, to nawet nieco inna linia programowa (więcej kaset) obrana przez JCL porywa.
Delikatny początek "Little Dear Isle" – warmdrone, nagrania terenowe; dźwięk ptaków i liści, stanowi kontrast dla zmaksymalizowanej końcówki "Love's Refrain", a ponadto, w obrębie wciąż tej samej kompozycji, pięknie nakreśla dysproporcję pomiędzy poziomem natężenia dźwięku w pierwszej, a ostatniej minucie nagrania. Tytułowy track to już wycieczka przez niematerialny świat Ledesmy - entourage słodko-gorzki, wstęp do najbardziej zachowawczej propozycji, siedmiominutowej, statycznej kobyły "Blue Nudes (I-IV)". Oprócz utworu #1, na In Summer najbardziej błyszczy ulokowane na samym końcu tracklisty preludium, czyli pytyjska wariacja na psa, pianinową frazę (pozdro Yōran, pozdro Montparnasse) i cyfrowy hałas. Dronoambientonoise renesansu i jedna z ciekawszych TAKICH POZYCJI w tej dekadzie. –W.Tyczka