Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Ależ Gwen mnie rozczarowała, normalnie "nie chce się wierzyć w głowie". Po bardzo fajnym "Make Me You" można było spodziewać się, że przynajmniej kilka indeksów utrzyma równie dobry poziom, ale niestety tylko nieliczne piosenki, jak na przykład opener "Misery", celujący wokalnie w Charli XCX, coś sobą prezentują. Pozostałe mogłyby męczyć się na plejlistach komercyjnych stacji radiowych poprzedniej dekady, jak reggae'owe "Where Would I Be?", albo męczyć się na współczesnych plejlistach, podpinając się pod majorlazerowe "klimaty", tak jak "Send Me A Picture", albo trapowe, jak "Asking 4 It" z Fettym. Takie rzeczy, jak dance-ballady bez krzty charakteru jak "Rare" pomijam. Generalna refleksja jest taka, że za mało tu popu w popie, a za dużo rozwlekłości i braku pomysłów. Czyli zawód, bo Gwen, co udowodniła nie raz, naprawdę stać na granie dobrego radiowego popu. Szkoda tylko, że tym razem zupełnie się nie udało. –T.Skowyra