
-
Fetty Wap Fetty Wap
(4 listopada 2015)Kiedy ostatnio słyszeliście płytę, na której każdy dźwięk jest świadectwem dobroci świata? Halo, halo. Nie wiem, o co biega. Potwornie długi (77 minut), pełen dancehallowych (mogę się mylić) zaśpiewów i wypolerowanej, pop-trapowej produkcji album jednookiego kolesia ze sztucznymi dredami podoba mi się jak mało co w tym roku. Okej, rozumiem, na pewno nie jest to najlepsza płyta roku, nie jest to czołówka, pewnie nie pierwsza dyszka. Ale jeśli rozpatrywać ją tylko pod kątem ripitowalności i czystej, niczym nieskrępowanej zabawy, to absolutnie wygrywa. Halo, halo. To nie jest ten rodzaj gówna, który powie wam, jak żyć czy ukształtuje waszą osobowość. Mniejsza o to, to nawet nie jest album, o którym będziecie myśleć. Nie będziecie rozważać zabiegów producenckich, rozkminiać linijek. Znacie "Trap Queen"? Pewnie, że znacie. No to wyobraźcie sobie, że reszta daleko nie odbiega od tego, kosmicznego przecież, poziomu. Łukasz trafnie zdiagnozował zjawisko w Dillpacku. Ja was tylko proszę – nie popełniajcie jego błędu i słuchajcie całości. Remy Boyz 1738, kochani. –A.Barszczak