Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Po zakończeniu bardzo lubianego przez nas cyklu 777 Vindsval nowym albumem powraca do serii Memoria Vetusta, czyli w pamięci starej odmęty. Nie liczmy więc na bezpośrednią kontynuację eksperymentalnego wcielenia artysty, którą bez trudu dało się usłyszeć na wydanym kilka miesięcy temu splicie z P.H.O.B.O.S . Dostajemy przede wszystkim rasowy, poprzetykany pseudo-gregoriańskimi zaśpiewami i podbity całą kopą niezłych riffów black metal. Zgodnie z nazwą – po prostu krew z północy. Vindsval udanie kopiuje własne patenty z pierwszych części cyklu, nawiązuje też do strojnych klimatów Emperor lub do Immortal z czasów Serca Zimy, udowadnia, że ascendenci nie byli w ciemię bici, nie na mchu jadali. Always the old way? Raczej niecny podstęp, bo pod przykrywką swojskiej scenerii ukrywa tu również bardzo techniczne, repetycyjne i kompulsywne oblicze, w saturniczny sposób przycinając sympho-blackowe (heh) podniosłe elementy, zjadając je i wypluwając tak, aby pasowały pod jego wartki, czasem jednak nazbyt jednostajny sound. -W.Kowalski