SPECJALNE - Rubryka
Rekapitulacja roczna 2010: Muzyka polska
15 stycznia 2011
Rekapitulacja roczna 2010: Muzyka polska
autorzy: Kacper Bartosiak & Jan Błaszczak & Filip Kekusz & Krzysztof Michalak
Można mieć różne opinie na temat stanu polskiej muzyki, ale mimo wszystko chyba nie sposób narzekać na jakąkolwiek nudę. Z naszego punktu widzenia sprawa jest prosta – cały rok 2010 przejechaliśmy na Porcys z pięcioma updejtami tygodniowo, a materiału do porcastów, recenzji i brudnopisów nie brakowało. Oczywiście z różnych względów nie mogliśmy wypowiedzieć się na temat wszystkich interesujących nas zjawisk, ale wszystkie potencjalne zaniedbania nadrabiamy właśnie w tym miejscu. Nie zapominamy również o tegorocznych bohaterach, o których wzmianki na Porcys regularnie się pojawiały. Poniżej znajdziecie więc zestawienie… no właśnie, jakby to określić… Nie są to w stu procentach najlepsze albumy, jakie Polska wydała w 2010 roku, ale są to płyty w jakimś stopniu dla nas ważne. Ważne do tego stopnia, że chociaż z różnych względów, to jednak zapamiętamy te nagrania na dłużej i chce się nam o nich pisać. A na deser luźne zestawienie 30 singli, które w minionym roku zrobiły na mnie największe wrażenie. –Kacper Bartosiak
B Szczesny: Beyond Midnight (EP)
Niby debiutanckie wydawnictwo, ale Szczęsny jest już wyjadaczem i artystą ukształtowanym. To, co stanowi atut Beyond Midnight to nienachalność odniesień. Szczęsny nie próbuje, jak to się wielu elektronikom na początku zdarza, onieśmielać wieloma pomysłami na raz (co kończy się fajnie jeśli robi to Bullion, ale częściej jednak nie robi tego Bullion), ale, w obrębie jednego kawałka, realizuje jakąśtam wizję. Poznaniak, jak sam pisze, trzyma się modnych balearic i slow-motion house, utwory z Midnight (Z "Air" na czele) lekko tylko przegrywają z produkcjami bardziej zasłużonych artystów. Tylko trochę ten wątek o technikaliach odziera muzykę z magii. –Filip Kekusz
Blow: Jeśli Czujesz
Debiutancka propozycja warszawskiego duetu powinna przypaść do gustu wszystkim fanom "czarnej muzyki", którzy trochę krzywili się na Sistars. Mógłbym długo rozwodzić się nad inspiracjami Blow, ale trochę nie o to tu chodzi – grunt, że wreszcie pojawia się na krajowym podwórku ciekawy projekt, który ciężko zamknąć w sztywno określonych ramach gatunkowych. To, że podkłady Świętego bujają aż miło, wiedzieliśmy już wcześniej, ale dla mnie odkryciem jest dysponująca niezwykle zmysłowym timbre wokalistka Flow. Bardzo mało krajowych artystek próbuje w ten sposób śpiewać, a jeszcze mniejszej ich liczbie w ogóle się to udaje. Basia zaś "umie walczyć, choć waga piórkowa" i w kategorii tworzenia klimatu widzę ją już teraz w ścisłej czołówce. Jedyne do czego mogę się przyczepić, to długość całości materiału, bo edycja specjalna Jeśli Czujesz to bite dwie godziny muzyki, a po takim czasie specyficzna maniera Flow może się niektórym osłuchać i znudzić. Niemniej – będzie z tej mąki chleb, jestem o tym przekonany. –Kacper Bartosiak
Igor Boxx: Breslau
Breslau to concept album jednego z dwóch twórców projektu Skalpel poświęcony wojennemu Wrocławowi i historii ludzi w nim mieszkających. W tej porywającej dźwiękowej opowieści mieszają się elementy strachu, zawieruchy, zmęczenia i – przewrotnie – beztroskiej zabawy. Wszystko w bogatej, nu-jazzowej formie, inspirowanej m.in. krautrockiem i Gainsbourgiem. Jeśli "muzyka historyczna", to tylko taka! –Krzysztof Michalak
Brodka: Granda
Nowego słowa na temat Grandy już się nie wykrztusi, bo to głęboka płyta nie jest. I chociaż nie wygrywa w tym roku w żadnej kategorii, to w bardzo wielu (songwriting, samoświadomość artystki, kierunek przemian, pomysłowość) plasuje się wysoko. Trochę uzależniających melodii, dalekie echa freaków z NY i radośnie zaskakujące aranżacje. Zdecydowanie warto. –Filip Kekusz
Mikołaj Bugajak: Dziwne Dźwięki I Niepojęte Czyny
Noon postanowił porządzić w innej dzielnicy niż dotychczas, jednak zbyt szybka ekspansja zakończyła się niewypałem. Schadenfreude jednak nie ma, bo Bugajak ma jakiś pomysł na siebie, tylko jeszcze niedopracowany (chyba że pomysłem jest bycie średnim). Jeśli ktoś ma czas na trzy płyty rocznie, powinien odpuścić. Jeśli na sto trzy – to właściwie czemu nie? Zawsze jakaś anegdota. –Filip Kekusz
Kasia Cerekwicka: Fe-Male
Mój problem z najnowszą płytą koszalinianki polega na tym, że od zawsze wolałem Cerekwicką w bardziej przebojowym repertuarze, a tu niestety dominują smęty. Nie są to najgorsze piosenki, jakie można nagrać w tej lidze, jednak monotonia całego zestawu sprawia, że ciężko szukać tych numerów na listach przebojów. Nie nazwałbym Fe-Male progresem artystycznym w jej wykonaniu, ale na szczęście jeśli się uprzeć, to jest tu do czego wracać. –Kacper Bartosiak
Cieślak I Księżniczki: Cieślak I Księżniczki
Podobno istnieją ludzie, którzy przed wydaniem tego albumu zdążyli spisać Macieja Cieślaka na straty. Jeśli tak, to teraz powinno im być wstyd, bo lider Ścianki kolejny raz pokazał, że jeśli ktoś ma być na polskim rynku gwarantem wydawnictw na wysokim poziomie, to raczej właśnie on. Wespół z uroczymi instrumentalistkami stworzył blisko trzy kwadranse chwytającej za serce muzyki spod znaku szeroko rozumianych klimatów singer-songwriter i to takiej, która odwołuje się do twórców bliskich naszym sercom – Drake’a, Buckleya, Smitha i tak dalej. "Nie mam pytań". –Kacper Bartosiak
Crab Invasion: Extend Your Life EP
Młodzi lublinianie otrzaskali się ze studyjną produkcją, ale na szczęście ta zmiana nie pozbawiła ich piosenek tak cenionego przez nas i Teraz Rock "rockowego pazura". W namecheckowanie inspiracji bawiliśmy się w recenzji, chociaż na dłuższą metę nie ma to sensu, bo liczy się tylko jedno – Crab Invasion zgłosili poważne aspiracje do wymiatania w indie-światku i jeśli w przeciągu następnego roku zaliczą równie duży progres, to być może i o nich usłyszymy niedługo w Plebanii. –Kacper Bartosiak
Damiano CZ: 1996
Mimo że to EP-ka z 2009 roku, to jednak tak naprawdę wypłynęła dopiero na fali sukcesu "Zakazanego Smaku", więc warto poświęcić jej w tym miejscu kilka słów. W 1996 pojechałem z rodzicami i bratem na wakacje do Holandii – pamiętam wyczerpującą podróż samochodem, spanie na tylnym siedzeniu w trakcie jazdy, słuchanie Elektrycznych Gitar i Aerosmith (!) z kaset, "pomarańczowy" Amsterdam podczas mistrzostw, ale za Chiny nie pamiętam, kto wtedy rządził na liście Disco Relaksu. Damiano CZ, tak jak większość polskich dzieci, spędzał niedzielne poranki z Polsatem, ale w przeciwieństwie do całej reszty wcale się tego nie wypiera. Ba, łącząc tęsknotę za disco polo z post-papsowskim sentymentalizmem i około-chillwave’ową formą, otrzymał tu efekt co najmniej fascynujący. Weźmy takie "7 Białych Draży" z prostacko zapętlonym motywem, przecież to jest tak przebojowe, że ciężko usiedzieć w miejscu… Albo nostalgiczny "Gaz", pierwszy prawdziwie chillwave’owy polski numer, na dodatek z chwytającym za serce tekstem. Jeśli to zapowiedź czegoś więcej, to jestem kupiony na długo. –Kacper Bartosiak
DonGURALesko: Totem Leśnych Ludzi
Przed rozgrywkami pucharowymi w Lidze Europy włodarze Lecha powinni się koniecznie zgłosić do Gurala, bo kto jak kto, ale ten to się zna na bradze. Wraz z Totemem Leśnych Ludzi udowadnia, że nie są to zresztą słowa rzucane na wiatr. Raczej z wiatrem, o czym stanowi fakt, że wydany we własnej oficynie album, wylądował na pierwszym miejscu list sprzedaży. Pozytywne zaskoczenie, bo przecież nie jest to płyta łatwa, imprezowa czy pełna wielkich nazwisk. Bije za to z niej doświadczenie, pewność swojego flow i pewność tez wyrzucanych niekiedy z zawrotną prędkością. Nie jestem bezkrytycznym wielbicielem tej płyty – są na niej momenty, które wydają mi się naiwne, są i takie, w których za dużo – jak na mój gust – patosu. Muzycznie jest dobrze, choć i tu potrafię czasem dostać alergii. Nie zmienia to jednak faktu, że Totem Leśnych Ludzi wynosi Gurala na poziom niedostępny dla większości (całości?) mainstreamowego rapu w Polsce. Nawet jeśli dotychczas raził was wizerunek naczelnego białego Murzyna Polski, to przejdźcie nad nim do porządku dziennego i wsłuchajcie się w to, co ma do powiedzenia. "A nóż w wodzie niech straszy u Polańskiego." –Jan Błaszczak
Duże Pe: Zapiski Z Życia Na Terytorium Wroga
Jeśli miarą albumu miałaby być częstotliwość powracania do niego, to Zapiski Z Życia Na Terytorium Wroga plasowałyby się bardzo nisko w tegorocznych podsumowaniach. Skąd ten dysonans, pomiędzy początkową oceną a dzisiejszym brakiem zainteresowania? Być może wynika on z tego, że ostatni album Pe, to płyta schizofreniczna, "w połowie drogi" – jak pisał o niej Łukasz. Z jednej strony mamy wyszukane, eleganckie beaty, odsyłające do klasyki circa Pete Rock; z drugiej zagłusza je skandujący, krzyczący wręcz raper. Opowieści, które snuje – tak samo – dotyczą ważkich tematów, ale nierzadko opowiadane są w sposób błahy. Jedenaście miesięcy temu stanowiło to dla mnie o intrygującym charakterze albumu, dziś nie byłbym już tego taki pewien. –Jan Błaszczak
Ed Wood: Anal Animal
Niezłe z nich Ziołki – wiadomo nie od dziś, ale dopiero od dziś (a w zasadzie od tego roku) mamy to na papierze (a w zasadzie na płycie). Anal Animal jest dla mnie trochę płytą widmo, która co chwilę budzi we mnie jakieś skojarzenie, by jeszcze szybciej wytrącić mi je z rąk. Świetnie to świadczy o płycie, gorzej o mnie. Tym bardziej się staram. Próbuję przystawiać Westona, to niby pasuje mi brzmienie, ale wiem dobrze, że już porównanie z Shellac będzie bezsensowne. Biorę się więc po koleżeńsku za Polvo i miejscami jestem w domu, ale wciąż raczej w dupie. W momentach najbardziej wariackich i hardcore'owych desperacko bronię się Lightning Bolt, a czasami sięgam nawet po Jane Doe. Gdy słyszę pochmurne melodeklamacje, łapię za Slint i udaję, że wystarcza. Od czasu do czasu, mam dość i idę na łatwiznę, doszukując się podobieństw w Drive Like Jehu, Scratch Acid czy McLusky. Melodie, za które, literalnie, pokroiłby się polski indie-światek, niezauważalnie nabrzmiewają i nagle hałas o intensywności wszystkich trąb powietrznych zebranych na Dwójce Don Caballero zmiata wszystko w pył. Po seansie nie mam siły, jestem zgryźliwy, pochmurny i cyniczny, więc znajomi nie zapraszają mnie już na urodziny. Tak, Anal Animal to płyta chaotyczna, niespójna, (najprawdopodobniej) pozbawiona selekcji i wyższej idei, ale wciąż jedna z najlepszych jakie słyszałem w 2010 roku. –Jan Błaszczak
Eldo: Zapiski Z 1001 Nocy
Ciekawa sprawa, że bez znanych gości na featuringach, bez żadnej nachalnej medialnej promocji, w ciszy i spokoju, udało się Eldoce nagrać kolejny niezwykle udany longplay. Stołeczny raper nie pierdoli od rzeczy, nie porywa się na tanie moralizatorstwo, ale jego nawijki niewątpliwie zmuszają do refleksji, zwłaszcza kiedy rozprawia się ze stanem współczesnej popkultury, tak jak w niezwykle konkretnym "Podaj Pilota". Jednak największym atutem Zapisków… jest godzina podkładów Returnersów – kapitalnie się tego słucha, "nie ma nudy, ścisła krajowa czołówka". Parafrazując prezydenta: kiedy ktoś mnie pyta, jakie rapsy z Polski najbardziej podobały mi się w 2010, to odpowiadam, że te od Eldo. –Kacper Bartosiak
Furia Futrzaków: Furia Futrzaków
Z powodu oczywistych powiązań tak z częścią redakcji, jak i z częścią ulubieńców redakcji, odrzuciłem tę płytę na wstępie "bo tak". Głupi upór skruszył dopiero koncert w studiu im. Agnieszki Osieckiej, gdzie Futrzaki wystąpiły w składzie sześcioosobowym, z dwiema uroczymi paniami w minichórku. Z miejsca dołączyłem do wszystkich piewców talentu Kingi Miśkiewicz i jej partnera, którego nazwiska teraz nie pamiętam. Wlewam w siebie litry słodyczy z tego albumu z całym dobrodziejstwem – pięknymi melodiami, setką hooków, Kingą i wszystkim, o czym przeczytacie w tekstach z naszego jakże bogatego archiwum. –Filip Kekusz
Galvin Paris: Parysz EP
Tak w skrócie: mamy tu typa o flow młodszego brata MC Terminatora, który do tego dorzuca niesamowitą świadomość muzyczną i multum niebanalnych pomysłów za konsoletą. Niech nie zmyli was cała zabawowa otoczka projektu – jeden "Sen" kopie po dupie bardziej niż jakakolwiek psychodeliczna elektronika z tych, które ukazały się w 2010 na polskim podwórku. –Kacper Bartosiak
Jazzpospolita: Almost Splendid
Jazzpospolita najpierw uwiodła nas krótką EP-ką. Długogrający debiut tylko ugruntował ich pozycję około-jazzowych ulubieńców redakcji Porcys i jednego z tych polskich zespołów, za które naprawdę mocno trzymamy kciuki. Dużo już napisano o ich brzmieniu i kompozycjach, które są wypadkową wrażliwości każdego z muzyków oraz wpływów jazzowych, post-rockowych i – że tak się wyrażę – klubowych. Podobają się, bo są mądrze eklektyczne, zwiewne, czasem subtelne i tajemnicze, a czasem żywiołowe. Przede wszystkim zaś – na wskroś indywidualne. Miło, że ktoś tworzy w naszym kraju muzykę na takim poziomie. –Krzysztof Michalak
Kixnare: Digital Garden
Najbardziej nowojorski (pod względem mentalnym) z krajowych producentów powrócił z czymś, co ciężko zaklasyfikować jako zwyczajną "płytę z podkładami". Kix sprawnie bawi się formą około IDM-ową, osadzając nieliczne soulowe sample w bardzo współczesnym kontekście z szeroko pojętych okolic FlyLo czy Dam Funka. Ten ostatni siłą rzeczy przychodzi do głowy przy okazji ostatniego numeru, w którym pojawia się jedyny na płycie gość – Russell Tate. Klasowe i bardzo sprawnie zrealizowane granie. –Kacper Bartosiak
Kristen: Western Lands
Kristen ma pecha, wydając Western Lands akurat teraz. Chicagowski intelektualizm odszedł w zapomnienie i mam wrażenie, że nikt się tym zbytnio nie przejął. Nie zrozumcie mnie źle – bardzo się cieszę, że Kristen nagrało taką płytę, ale nie dziwię się, że nikogo to nie obeszło. W czasach gdy "alternatywny rock" i "pop-rock" stają się powoli synonimami, propozycję Michała Bieli i braci Rychlickich należałoby nazwać "awangardową". Wcale nie dlatego, że jest skomplikowana rytmicznie, czy mami aranżacyjnymi sztuczkami – nie jest, a mimo to trzeba poświęcić jej sporo uwagi, aby ta zaczęła się procentować. Gdy tylko wsłuchać się w Western Lands okaże się bowiem, że pozornie minimalistyczne kompozycje przemycają masę eleganckich smaczków, nienachalnych featuringów, które w mig weryfikują początkowy zarzut zbytniej repetytywności. Najnowsza płyta Kristen to album bardzo świadomy, dojrzały, być może przez to odrobinę zachowawczy, ale z pewnością rekomendowany wszystkim fanom Ewy Braun, a dla miłośników Davida Grubbsa wręcz obowiązkowy. –Jan Błaszczak
Natalia Kukulska & Michał Dąbrówka: CoMix
Najnowszy album znanej wokalistki, nagrany wraz z mężem, uznanym muzykiem sesyjnym, który kiedyś pomagał między innymi Urszuli i Ryszardowi Rynkowskiemu, nie powinien prowokować porównań z Lipnicką i Porterem – to ciągle są piosenki, które bardziej należą do Kukulskiej niż do kogokolwiek innego. Jak każda poprzednia płyta Natalii, CoMix musi się osłuchać – pierwszy seans okazuje się być zwodniczy, bo produkcyjny pietyzm można tu docenić dopiero z czasem. Także pod względem brzmienia – Europa, ale niestety piosenki same w sobie już tak dobre nie są. Trochę przesadziłem z surową oceną pierwszego singla, który w porównaniu do piosenki zwiastującej film Och, Karol 2 wydaje się być kosmosem. Na szczęście utworu "Wierność Jest Nuda" tu nie znajdziecie, a zainteresowanych kapitalnym, przywracającym nadzieję w Natalię singlem odsyłam na dół strony. –Kacper Bartosiak
Levity: Chopin Shuffle
Muzycy tria Levity wzięli na warsztat Chopina i... zrobili z nim, co chcieli. Nie wiadomo, do czego był im potrzebny – nieżyczliwy słuchacz może w ich kompozycjach nie odnaleźć nawet śladu romantycznego kompozytora. Może tylko się "inspirowali", jak niektórzy muzycy na Off Festivalu? Może chcieli powalczyć z legendą, jej pomnikowym statusem? Może zażartować? Nieważne, bo Chopin Shuffle to dzieło fascynujące, dopracowane i bardzo wyraziste. Wysmakowane kompozycje, doskonali goście, stylistyczna odwaga. Grajmy Chopina! –Krzysztof Michalak
The Light (Zimpel, Traczyk, Rasz): Afekty
Ubiegły rok był bardzo pracowity i bardzo udany dla poznańskiego jazzmana Wacława Zimpla. Jego projekt Undivided został doceniony przez krytyków na całym świecie, Hera zebrała same dobre opinie, a Afekty, nagrane w znanym składzie z Wojciechem Traczykiem i Robertem Raszem, zostały okrzyknięte jednym z najlepszych rodzimych albumów tego roku. Nic dziwnego – rzadko kiedy możemy obcować z muzyką tak bezkompromisową, a zarazem samoświadomą. Czysta energia, nasycona przejmującymi, posępnymi emocjami jest tutaj zanurzona w przestrzeni nieomal fizycznej interakcji trzech świetnych muzyków. Doskonały album. –Krzysztof Michalak
Lukatricks: Czarne Złoto
Śląsk z impetem wraca do gry, to na pewno, ale pięć lat czekania na ten album zrobiło jednak swoje. Pomijając ten osobliwy szczegół ciężko mieć do Jajonasza i ziomów jakieś pretensje – jeśli idzie o podkłady, to absolutnie nie mam pytań, faktycznie "są w grze", mało kto w tym kraju jest w stanie dostarczyć bity o tak niewątpliwym stopniu świeżości i nowoczesności. A co do gości… Trochę za dużo mi tu Fokusa, można było to chyba lepiej rozplanować, bo pojawia się w czterech z rzędu pierwszych kawałkach. Zacnie zaprezentowała się stolica, ale zgodnie z przewidywaniami najbardziej rozdupca "Piątek (Historia Się Powtarza)", gdzie Reno i Smarki kapitalnym zwrotkami bezapelacyjnie potwierdzili status legend podziemia, pokazując przy tym plecy jednemu z najbardziej znanych mainstreamowych raperów. –Kacper Bartosiak
Microexpressions: Deep Snow (EP)
Mistrzostwo. Wymienianie wszystkich skojarzeń trwałoby dłużej niż słuchanie tego minialbumu i nie miałoby sensu, bo słucha się go za dobrze, by o czymkolwiek myśleć. Jeleniogórzanie proponują mieszankę wszystkiego, co dobre w noise'owym graniu, shoegaze'ie, czy zwyczajnym starym dobrym indie. Pod wieloma względami niezmierzalne. –Filip Kekusz
Mikrokolektyw: Revisit
Album wrocławskiego duetu wydała zasłużona chicagowska wytwórnia Delmark. To cieszy, bo panowie mają pomysł na swój styl, pociągający znacznie bardziej niż jakiekolwiek dokonania ich macierzystej formacji, Robotobiboka. Poetyckie, zadymione, nieco odrealnione partie trąbki spotykają transowe, roachowskie bębny – z tego może urodzić się tylko fascynująca opowieść – trochę melancholijna i nostalgiczna, jednak cały czas przyciągająca uwagę i zaskakująca. –Krzysztof Michalak
Mosqitoo: Synthlove
Jednym z moich pierwszych tekstów na Porc była wzmianka o koncercie Mosqitoo supportującym Roisin – to, co wówczas słyszałem w wykonaniu Rafała i Moniki nie podobało mi się praktycznie wcale, ale biorąc pod uwagę, że za takie granie w Polsce łapie się mało kto, tym bardziej wypadało dać tej dwójce kolejną szansę. I zdecydowanie było warto, bo poza tym, że mają bardzo porcysowe gusta, to nagrali wreszcie niezwykle solidną płytę, w której może trochę brakuje mi singli do repetowania (chociaż refren "Getting Closer" to rzecz z gatunku tych, które bronią się nawet, a może zwłaszcza, "w nocy o północy") , ale do Synthlove jako całości nie mam większych zastrzeżeń. Może faktycznie italians do it better, ale naszym też wychodzi to ostatnio zupełnie nienajgorzej. –Kacper Bartosiak
Muchy: Notoryczni Debiutanci
Następca świetnego debiutu, zgodnie z oczekiwaniami, nikomu dupy, ani tym bardziej innej części ciała, nie urwał. Nie zmienia to faktu, że poznańska ekipa ani na moment nie schodzi tu poniżej solidnego poziomu, ale dla sporej części odbiorców to chyba trochę za mało. Z jednej strony ich rozumiem, ale z drugiej… Narzekanie na dobre longplaye to chyba jakaś oznaka rozpieszczenia ich nadmiarem w ostatnich latach, więc apeluję o niepopadanie w paranoję. –Kacper Bartosiak
Niechęć: Niechęć (EP)
Muzykę Niechęci określano jako będącą gdzieś w połowie drogi pomiędzy Coltranem i Joy Division oraz porównywano do "Chopina w oparach opium". Takie metafory mogą bardzo zmylić, bowiem zespołowi jest równie daleko do Joy Division, co do opioidowej euforii, tak myślę. Z drugiej strony, wcale nie dziwię się tym recenzenckim wygibasom. Te kilka kawałków z ubiegłorocznej EP-ki mieni się bogactwem inspiracji i wyobraźni ich twórców. Panowie kokietują słuchaczy, co chwilę udając, że wręczają im jakiś klucz interpretacyjny – a to psychodelia, a to post-rock, a to Davis, a to delikatne melodie fortepianu. Po chwili jednak idą dalej, tylko sobie znaną drogą. Niech idą, a nam pozostaje mieć nadzieję, że daleko zajdą. –Krzysztof Michalak
Niwea: 01
Na pierwszy rzut ucha – odwrotność Brodki. Mainstreamowe media wybierają sobie często bezdyskusyjne gówna do dyskutowania nad. Ale z tym akurat albumem mam większy problem – okazjonalnie odczuwam masochistyczną chęć skatowania się wybranymi fragmentami, czy nawet klipem. Po latach okaże się, że Niwea to Mr Brainwash polskiej muzyki. –Filip Kekusz
Out Of Tune: Lights So Bright
Największe pozytywne zaskoczenie tego roku – Eryk Sarniak i koledzy nauczyli się pisać piosenki (albo wynajęli dobrego ghostwritera, jeśli tak, to obstawiałbym Gawlińskiego). Ale poważnie, Lights So Bright daje się bezboleśnie przesłuchać, ba, dla chcącego znajdzie się nawet materiał do repeatowania ("Hands In Grease", nigdy nie spodziewałem się po nich takiego numeru). Ta płyta to najlepszy dowód na to, że każdemu warto dać drugą szansę – kto wie, może Black Eyed Peas jeszcze kiedyś też nagrają coś słuchalnego.
(No dobra, poniosło mnie). –Kacper Bartosiak
Paula & Karol: Overshare
Jak ja dawno nie słuchałem takiej muzyki… Indie pop z domieszką folku to dzisiaj chyba niezbyt popularny kierunek wśród naszych milusińskich, dlatego ciężko twórczość tej dwójki porównywać z kimś na krajowym podwórku. Zresztą w ogóle Paulę i Karola z Polską zbyt wiele chyba nie łączy – mam tu na myśli mentalność i podejście do muzyki, pod tym względem "czuć tu Stany". Nie są to stany najwyższe, ale nie sposób odmówić tym piosenkom względnej chwytliwości (wyróżniłbym zwłaszcza przebojowy opener) i wypada cieszyć się z tego, że środowisko docenia. Jeśli polubicie Overshare, to możliwe, że bardziej skondensowana forma EP-ki poprzedzającej ten album spodoba się wam jeszcze bardziej. –Kacper Bartosiak
Adam Pierończyk Quartet: El Buscador
"El Buscador" to po hiszpańsku poszukiwacz. El Buscador kwartetu Pierończyka to egzotyczna podróż w poszukiwaniu brzmienia ekstatycznego, uwolnionego, ale też poetyckiego i czerpiącego z tradycji. Adam Pierończyk hipnotyzuje wespół z perkusistą Krzysztofem Dziedzicem, Adrian Mears czaruje ciepłą barwą puzonu i sięga po aborygeńskie didgeridoo, a kontrabasista Anthony Cox budzi respekt doświadczeniem i pewnością siebie. Ich współpraca to gwarancja niezapomnianej przygody - naprawdę warto spróbować. –Krzysztof Michalak
Pink Freud: Monster Of Jazz
Kilka lat temu mieliśmy coś do formacji Mazolewskiego, ale już chyba będzie sztama. Monster Of Jazz to najlepsza płyta w dorobku trójmiejskiego już kwartetu. Tzn. najlepsza z perspektywy osoby, która na podobnej muzyce nie zna się w ogóle (czyli dla mnie na ten przykład). Propozycja dla tych, którzy bez szaleństw chcą wkroczyć w świat współczesnego jazzu i których erudycja Niechęci czy Jazzpospolitej z jakichś przyczyn nie rzuca na kolana. –Filip Kekusz
Pogodno: Wasza Wspaniałość
Gdyby ta płyta została wydana po Hajle Silesia może i byśmy rozpatrzyli ją szerzej jako nie taką złą. Niestety po drodze zaliczyliśmy jeszcze Pielgrzymkę Psów czy zupełnie dziwaczną Opherafolię, które utwierdziły nas w pewności, że Budyń i rozmaici muzycy zatracili się w swojej manierze. Pogodno odbija się od dna, na którym było kilka ostatnich lat, ale Wasza Wspaniałość to wciąż recykling patentów sprzed dekady. –Filip Kekusz
Max Skiba: One To Pray To EP
W przerwach pomiędzy nagrywaniem nowych jointów z Kathy Diamond, pochodzący z Sosnowca DJ postanowił wypuścić coś solo. Cztery kawałki to niby mało (tym bardziej, że to tak naprawdę dwa + remixy), ale sam numer tytułowy wynagradza tu z okładem jakikolwiek potencjalny niedosyt wszystkim spragnionym świeżego disco z funkowymi korzeniami. Postać tego bujającego basu… Czekamy na LP! –Kacper Bartosiak
Słoń & Mikser, Demonologia
Nie no, litości… Ja lubię naturalizm, nawet bardzo, ale w wykonaniu Słonia służy on… kurwa, kompletnie nie wiem czemu. Przecież ta historia w "Love Forever"… Nie słuchajcie jak coś jecie, bo można się porzygać. Podobnie jak przy jakichś wstawkach o gwałceniu majkiem, latających jelitach czy gotujących się embrionach. Ryki nowego wokalisty Turbo w openerze to jakby nie patrzeć podobnie ciężka sprawa. Jeśli idzie o technikę, to Słoń rozkurwia, ma fantastyczne flow, tylko po co on je wykorzystuje do poruszania takich tematów? Nieeee ogaaarniaaaaaam, nie widzę zupełnie żadnej przyjemności w słuchaniu takiej muzyki. –Kacper Bartosiak
Stasiak: Pół Żartem, Pół Serio
Stasiak może i schudł, ale wciąż gra w lidze "najwięksi". Przede wszystkim w kategorii: dystans. Nie wiem ilu raperów zdobyłoby się na nagranie utworu o efekcie jo-jo. A on nie dość, że to zrobił, to jeszcze w sposób doprawdy przekomiczny. W ogóle ta płyta ma sporo ze starej, dobrej komedii: począwszy do szacunku dla starych mistrzów (sam tytuł, hołd dla Stanisława Barei pod indeksem piątym) poprzez świetny storytelling ("Strach To Nie Wstyd") aż po bezkresną ironię ("Ja Chcę Być Vintage"). Mało tego, Pół Żartem, Pół Serio rozpoczyna rasowy teaser, a domykają napisy końcowe. Wrażenie jakie towarzyszy po seansie jest pozytywne, nawet jeśli niektóre tematy podjęte przez autora wydają się już nieco wyeksploatowane a narracja nie zawsze płynie jak należy. Dozwolone dla młodzieży powyżej 16 roku. Momentami wręcz zalecane. –Jan Błaszczak
Tede: Notes 3D
Tak, z pewnych względów to był jego ro(c)k – Jacek Graniecki w 2010 był wręcz nadaktywny, ale my, słuchacze, chyba nie wyszliśmy na tym najgorzej. Tede ciągle ma sporo do powiedzenia, a SirMichu dorzuca od niechcenia takie podkłady, że tu nie ma się co zastanawiać. Najmocniejsze punkty notesu – parafrazowanie Cartera na początku "Kwinto", propsy dla Teflon Don i wyśmianie anarchistów w "Rewolucja +22% VAT". No i poszczególne linijki-petardy, jak na przykład "Powiedz tym chujom, że przybył rewident / Przybył rewizor / Masz awizo / Włącz telewizor / Przecież jak jest wszyscy widzą" czy "Ja jestem kontent / Ty sprawdzasz content". Najlepszy z grona albumów, które wyrzucił z siebie w tym roku Graniecki. –Kacper Bartosiak
Tede: Fuck Tede/Glam Rap
Mieszkam jakieś 800 metrów od miejsca, gdzie pojawił się pierwszy napis Fuck Tede, ten, który zainspirował Jacka do zatytułowania tak tego albumu, więc nie będę ukrywał – przez pewien moment czułem się jakbym żył w samym centrum krajowej rap-gry. Ale do rzeczy – ten dwupłytowy album okazał się być nieco ciężkostrawnym konceptem, zwłaszcza pomysł z drugą częścią, która w całości jest utrzymana w konwencji audycji radiowej. Sprawę ratują goście – zwłaszcza niespodziewany duet z Pezetem lśni tu pełnym blaskiem. Momenty są, ale całości drugi raz nie posłucham. –Kacper Bartosiak
Teielte: Homeworkz
Nie sprawdzi się chyba apokalipsa według Błaszczaka – Teielte zyskał wsparcie żydokomuny i jeśli żydokomuna nie zapomni, to trzeci album zobaczymy w każdym kiosku jako "książkę z płytą" (ciekawe o czym książka). Całe Homeworkz, choć nie ma tam ani jednego fragmentu, który zapamiętałem, to serce rośnie z każdym kolejnym odsłuchem. Intymny, kosmiczny dubstep, wyraźna fascynacja Flying Lotus i zjawiskami pokrewnymi, świetna produkcja i precyzja cięcia – niby tak niewiele, ale wystarczy, by zapomnieć, że to "tylko" płyta z Płocka. Rzecz obowiązkowa. –Filip Kekusz
Tin Pan Alley: Palm Waves
Grzechem byłoby zapomnieć o tym albumie, ale w obliczu nowych nagrań od Microexpressions i Crab Invasion jest to w pewien sposób usprawiedliwione. Długo przyszło nam poczekać na zaszczepianie staroszkolnych indie klimatów w polskich warunkach, jednak warto było swoje odczekać – 2010 przyniósł trzy albumy, które powinny spodobać się nawet największym koneserom złotych czasów niezal-rocka. Ten był pierwszy i miał z nich chyba najtrudniej, ale w niczym nie ustępuje powyższej dwójce, a "Mangrove Tunnel"… Masakra! –Kacper Bartosiak
Tres B.: The Other Hand
Wykłócanie się o "polskość" tego projektu nie ma sensu – siłą rzeczy korzeni Tres. B trzeba szukać zagranicą, ale "mnie to nie bulwersuje". Pomimo tego jedno nie ulega dla mnie wątpliwości – Misia Furtak zapowiada się na jedną z najbardziej fascynujących wokalistek z polskimi korzeniami. Być może dlatego, że ciężko wskazać kogoś, kto miałby grać z nią w jednej lidze, ale tak właściwie to nic to nie zmienia w kwestii świadomości operowania wokalem. The Other Hand wyróżnia się ponadto świetnym brzmieniem, szeroką gamą dyskretnie przemycanych instrumentów i równym poziomem songwriterskim – brak tu singlowych brylantów, ale dłużyzn też nie uświadczycie. Feelgood refren "Yes", ściany gitar w tytułowym, umiejętne operowanie klimatem w "What’s The Difference" – dla każdego coś miłego. –Kacper Bartosiak
Wdowa: Superextra
Stołeczna raperka jest w takim momencie swojej kariery, że nikomu nie musi już nic udowadniać. Tym niemniej Superextra to chyba najlepszy z jej dotychczasowych albumów – profesjonalnie, "nowocześnie" wyprodukowany, z mnóstwem ciekawych gości i interesującym mixtapem dorzuconym jako bonus. Oprócz tego znajdziecie tu sporo piosenek, które w normalnym kraju podbijałyby listy przebojów – na swój sposób agresywne, singlowe "Cholera Tak! ", celnie punktujące "Łokciem" i udane numery z ziomkami z alkopoligamii. Jako wielki orędownik dziewczyńskiego rapu odnotowuję też fajowy duet z Gonix na tooootalnie chorym bicie. I chociaż momentami faktycznie futuryzm się wkrada, to seans z edycją specjalną albumu jednak nieco się dłuży. –Kacper Bartosiak
Żelki: New Pop Revolution
Zapewne to tylko przedstawiciel szerszego gównianego nurtu, ale wspominamy na końcu, gdyby ktoś jednak upierał się, że największym gównem 2010 roku była Niwea. –Filip Kekusz
Ranking singli
Zamiast marnować czas nad próbą zdefiniowania singlowości w naszych warunkach po prostu posłuchajcie tych numerów. To niezobowiązujące zestawienie 30 polskich tracków, które chyba najczęściej repeatowałem w 2010 roku – i to tyle jeśli idzie o problem ze zdefiniowaniem singla. –Kacper Bartosiak
30 Rude Neighbour, "Disco Polo Retro"
Psychodeliczne granie trochę na przecięciu CKOD i Much. Jak na garażowe warunki – niezwykle sprawnie zaaranżowane.
29 Blow feat. Mi-La, "Przysięgam!"
Dziewczyńskie rapsy to ja zawsze, zawsze. Mi-La trochę wolno się rozkręca, ale "ma momenty", natomiast niepokojący refren w wykonaniu Flow zdecydowanie lśni na tym chilloutowym bicie Świętego.
28 Phantom, "Connect The Dots"
Bartosz Kruczyński prędzej zrobi karierę na Wyspach niż u nas, a trudno o bardziej jednoznaczne świadectwo jakości czyjejś muzyki, zwłaszcza jeśli obraca się ona w około 2-stepowym klimacie.
27 Kasia Cerekwicka, "Finał"
Tekstowo – typowa Kasia, pewnie mało kto to kupi. Jednak ta jazzująca aranżacja… Daje radę, tak.
26 Chłopomania, "Powrót Do Przeszłości"
Wrocławski duet nigdy wcześniej nie był tak przebojowy. Fani hip hopu pewnie nie kupią rapowanych wstawek Lutka, ale jakby to powiedzieć… Raczej nie jesteście targetem Chłopomanii, ziomy.
25 Karolina Baszak, "Domek Z Kart"
Bob Air do tej pory kojarzył mi się ze świetnymi bitami robionymi dla Jimsona, ale sam pomysł nagrywania podkładów dla młodej, szerzej nieznanej wokalistki ze zmysłowym timbre na papierze wygląda super. Efekt tej współpracy jest cokolwiek interesujący – "Domek Z Kart" powinien przypaść do gustu wszystkim stęsknionym za balladowym rnb na poziomie.
24 Ala Boratyn, "SMS"
Naiwność przekazu, jakże charakterystyczna dla teenpopowych wykonawców, sama w sobie nie jest niczym złym, zwłaszcza jeśli zostaje poparta tak prostym, profesjonalnie zaaranżowanym podkładem. Szkoda tylko pewnego niedbalstwa Ali, której chyba momentami po prostu nie chciało wymyślać się tekstu – zwłaszcza początek drugiej zwrotki ("Napisałam prawdę wiem / Tak nie wolno słabo bię" – seriously, WTF?) osłabia jak mało co. Szkoda, bo ten kruchutki refren i uniwersalna tematyka mogły zostać przekształcone w jakiś pokoleniowy hymn dla użytkowników komórek albo szlagier na miarę "Miałeś Być", a tak to podoznawali sobie raczej tylko fani Majki.
23 Kobiety, "We Are The Mutants"
Pierwsza polska piosenka wspominająca o facebooku i mandze w jednej zwrotce. "Mutants" to najlepszy dowód na to, że przebojowość Kobiet jednak nie jest nierozerwalnie związana z naszym ojczystym językiem.
22 Stasiak, "Efekt"
Alkopoligamista idzie w ślady MC Błażeja, który jako pierwszy oficjalnie żegnał się z nadwagą. Stasiak czyni to z gracją i wrodzonym humorem, a namecheckowanie tylu łakoci chyba każdego wyśle na moment gdzieś w okolice lodówki.
21 Brodka, "W Pięciu Smakach"
Zupełnie absurdalny tekst w połączeniu z jakby-animalową stroną dźwiękową daje namiastkę czegoś, czego nikt w Polsce jeszcze nie próbował.
20 Mikromusic, "Chmurka"
Ten kawałek trójkowych milusińskich powinien spodobać się wszystkim fanom intymnego songwritingu i wyraźnie eksponowanej perkusji, która trochę kradnie tu show.
19 Afro Kolektyw, "Hymn Polskiej Reprezentacji Na MŚ RPA 2010"
Afrosi zerwali z wrodzoną niechęcią do samplowania – Afrojax z gracją Dilli posklejał z okruszków w postaci komentatorskich wpadek tekst idealnie pasujący do poczynań naszych kopaczy w ostatnich latach. Chociaż teledysk chyba bardziej oddaje kondycję polskiego futbolu w 2010 roku, punktując zwłaszcza wyszukanym odegraniem legendarnych wpadek Janusza Jojko i Artura Boruca.
18 Mosqitoo, "Getting Closer"
Zwrotki? No spoko, ale ten słodko pokręcony refren to byłby highlight na ostatniej płycie Plastic. I nie tylko tam.
17 Kuba Sojka, "Good Night"
Nasz człowiek od detroit techno kolejny raz nie zawiódł. Nie tylko dla koneserów.
16 The KDMS, "High Wire"
Dokładnie czegoś takiego spodziewałem się po współpracy Maksa Skiby i Kathy Diamond. Oby jak najwięcej tak rozbujanych wałków udało im się nagrać w przyszłości, bo nie wiem kto mógłby tego nie kupić. A to video…
15 Marina Luczenko, "Glam Pop"
Niezwykle trzeźwa (i ładna) odpowiedź na wszystkie Ke$he i Uffie tego świata. Ten pre-chorus rozdupca jak głupi i wynagradza za nieco nudnawy mostek.
14 Szeryf HH, "Rychu Peja Całkiem Nowe Oblicze"
W kategorii "żartobliwego mash-upu" Szeryf w 2010 nie miał sobie równych. W refren wkrada się jakaś metafizyka, trudno to inaczej nazwać.
13 Wdowa, "Cholera Tak!"
Jedna z ładniejszych twarzy alkopoligamii.com w ten sposób wjechała do klubów singlem zwiastującym ostatni album. Zawodowy bit w połączeniu z celnymi i żartobliwymi puentami powinny w normalnym kraju stanowić przepustkę do kariery, jednak część odbiorców chyba do końca nie ogarnęła co się tu stało. Ich strata.
12 Duże Pe, "Problemy"
Najlepszy i najbardziej przystępny numer z Zapisków…. Kixnare robi to co zazwyczaj, ale Pe, pomimo pozornie trywialnego tematu, w jakiś sposób unika banału i chyba każdy młody człowiek z problemami może się z jego nawijką na pewnym poziomie utożsamić.
11 Lukatricks feat. Reno, Losza Vera, Smarki, O.S.T.R., "Piątek (Historia Się Powtarza)"
Dwóch najlepszych (no dobra, czołowych, jeśli to coś zmienia) MC polskiego podziemia na takim bicie… To nie mogło się nie udać. Ostry pozostaje trochę w cieniu, ale przecież inaczej być nie mogło.
10 2cztery7, "Głupie Rzeczy"
Oldskulowy bit Snobe’a (w całości zagrany, dodajmy) został tu znakomicie wykorzystany przez stołeczną ekipę (w ogóle jak Pjus siedzi na bicie…), która stworzyła coś na kształt wakacyjnego hymnu. Nie tylko przedstawicielom roczników 82 i 83 powinno się spodobać.
09 Iza Lach, "Million"
Porzucenie klimaciarskiego songwritingu i przejście na angielski wyszły Izie na dobre. Dwa lata temu chyba mało kto pomyślałby, że łodzianka może mieć w ogóle jakieś szanse na odnalezienie się w electropopie, a tu proszę… Z tym większym zniecierpliwieniem czekamy więc na sofomora.
08 Crab Invasion, "I’d Hate To Seem Like I Mean What You Meant"
Epicki indie rock, trochę na przecięciu The Car Is On Fire z Trail Of Dead. Mimo że trwa blisko 7 minut, to nie nudzi ani przez chwilę.
07 Max Skiba feat. Snax, "One To Pray To"
A więc potwierdziło się to, co my na Porcys wiemy już od jakiegoś czasu – Max Skiba wciąż potrafi nagrać niesamowitego disco-bangera bez współpracy z Kathy Diamond.
06 Microexpressions, "Brief Exposure"
Opener kapitalnej EP-ki to chyba najbardziej oczywisty wybór pod kątem potencjalnego singla. Weź tu ogarnij te gitarowe erupcje i brzmieniowe smaczki…
05 Pezet/Małolat/Małpa, "Nagapiłem Się"
Dobra, może i Małolat podpierdolił parę wersów Łysiakowi, ale za samo "nie znalazłem chuja w śmieciach by wkładać w byle jaką procę" trudno go nie lubić będąc porządnym chłopaczyną. A Pezet i Małpa? Wiadomo, klasa, ale show kradnie fenomenalnie współgrający z tym wszystkim niepokojący podkład Returnersów.
04 Natalia Kukulska & Michał Dąbrówka, "Part Of It"
Warto było wynudzić się przez cały album dla takiej perełki – szkoda, że nie ma takich wałków na nowej płycie Jazmine Sullivan, może wtedy byłbym w stanie polubić ją całym sobą. W sumie to już kiedyś pisałem, że Natalka momentami potrafi tak przenosić prince’owskie wzorce na polskie podwórko jak nikt inny – w tym przypadku nie jest inaczej. Tylko czemu to nie zostało singlem i nie zrobiło zawrotnej kariery na krajowych listach przebojów, PYTAM SIĘ? Marnotrawienie takiego refrenu powinno być karalne.
03 Tede/Pezet, "Muzyka Miejska"
Jak widać, w myśl zasady "no hard feelings", wszystko jest możliwe. Dwaj czołowi raperzy, którzy nie tak dawno starli się w jednym z najciekawszych beefów w polskiej rapgrze, tym razem na cudownie przytomnym bicie SirMicha rzucają momentami tak błyskotliwymi linijkami, że ja wysiadam. "Chciałeś mieć taką jazdę? / No jasne! ".
02 Nerwowe Wakacje, "Big Mind"
Jeden z redaktorów Porcys pytał niedawno, czemu Jacek Szabrański nigdy dla TCIOF nie napisał tak dobrej piosenki. Zważywszy na to, że napisał kilka naprawdę fajnych, to ciężko o większy komplement.
01 Kamp!, "Heats"
Chyba wszystko powiedziano już w temacie tego utworu – nie pamiętam, by ktoś wcześniej z równie udanym skutkiem ewokował dokonania Roxy Music między Odrą a Bugiem. Kamp! biorą z 80s to, co lubią i podają w formie, w której polubi to każdy.