SPECJALNE - Rubryka

Rekapitulacja roczna 2009: Muzyka polska

29 grudnia 2009



Rok 2009 w kategorii polska muzyka należał do hip-hopu. Głównie drugi obieg, małe nakłady, podjarki na forach i blogach. Można wręcz dojść do wniosku, że wykształciła nam się całkiem pokaźna grupka fanów dobrego rodzimego hip-hopu, którzy prędzej wydadzą dwie dychy na jeden z X wydanych na CD egzemplarzy jakiegoś tam nielegala, niż pójdą na disco czy wypijają browara z ziomkami. I to jest naprawdę fenomen. Podczas gdy praktycznie wszystkie polskie zespoły, porywające się na granie ambitniejsze niż repertuar Eski, Vivy czy innego Radia Zet, mają problemy z promocją, wydawcami czy sprzedażą płyt, hip-hopowe podziemie bezproblemowo w pełni wyprzedaje swe, co prawda skromne, ale mimo wszystko całkiem przyzwoite nakłady, dodatkowo, całkiem skutecznie tworząc wokół nich atmosferę unikatowości i klasyczności. Bez parcia na świat, nie faszerując wszechobecną angielszczyzną, lecz stawiając na klimat i atmosferę. Może faktycznie rap to mniejsze koszty i zazwyczaj mniej osób do podziału kasy, tym niemniej ten model promocji/sprzedaży wydaje się być obecnie doskonałym wzorcem dla wszystkich tych, których interesuje istnienie poza głównym obiegiem medialnym. –Łukasz Halicki

Chodzimy na wybory i słuchamy polskiej muzyki w obu przypadkach chciałoby się czasem wykazać trochę obywatelskiego nieposłuszeństwa, ale gramy dalej. Siłą rozpędu. Czasami łapiemy wiatr w żagle i chce nam się bardziej, i tych, za sprawą których to się dzieje, znajdziecie poniżej jak w przydługawych "creditsach". Po rzuceniu na to wszystko okiem, rzeczywiście, nasuwa się myśl, że w tym roku, dawał radę tylko rap, dostarczając nam, co najmniej, kilkunastu nieprzeciętnych pozycji. Nie jarałem się tak tym gównem od czasów, gdy 10 lat temu mieliliśmy polski mainstream na kaseciaku sąsiada. Zajawka, choć napotkała inne czasy (blogi zamiast Ślizgu, empetrójki zamiast, zrywających się, kaset a sąsiad od kilku lat jest szanującym się metalem, robiącym magistra) odżyła i nie ma co, "bujam się jak po mieście Cygan." Ilość płyt gitarowych w tym podsumowaniu mówi za siebie. I nie ukrywam, trochę mnie to smuci.

Poniższe zestawienie powstało na luzaku w wyniku zestawienia 40 płyt, które nie przynoszą Ojczyźnie wstydu. To nie są zawsze wybitne płyty, ale z jakichś powodów będziemy je miło wspominać a może i czasem do nich wracać. Jeśli wśród poniższych nie ma waszego ulubionego albumu, bardzo nad tym ubolewamy. A w zasadzie, to wcale. –Jan Błaszczak

Bad Light District: Simplifications
Tegoroczna ofensywa wydawnicza Ampersand to nie tylko dużo płyt, ale i dobre płyty. To jest jedna z tych naj. Solowy projekt Michał Smolickiego, na co dzień perkusisty zacnego New York Crasnals, trzyma się klimatów indie w dobrym rozumieniu tego słowa. Album bardzo równy, bardzo słuchalny, niestety odrobinę pominięty pośród Hatifnatsów i innych tego rodzaju niewypałów. –Łukasz Halicki

Blindead: Impulse (EP)
W tym smutnym kraju generalnie nie nagrywa się metalu z głową. Żeby zdobyć fanów i osiągnąć sukces należy po pierwsze się umalować, po drugie grać najszybciej jak się tylko da, a po trzecie szatan, szatan i tylko szatan. Tymczasem chłopaki z Blindead, już zeszłorocznym znakomitym Autoscopia – Murder In Phazes pokazali, że się da grać nieszablonowy oraz nieobciachowy metal. Ich tegoroczna EP-ka powędrowała jeszcze dalej, eksplorując rejony mrocznego spokoju i tym samym odrobinę uciekając od ciężaru gitar. Dosyć zaskakująco, ten eksperymentalny materiał bardzo daje radę, udowadniając, że pod względem odwagi, pomysłowości i zdolności, mamy do czynienia z jednym z najciekawszych polskich zespołów ostatnich lat. Nie tylko w kategorii metal. –Łukasz Halicki

Borys Kossakowski: Sunday Tracks
Cytując za Wikipedią: "Borys Kossakowski (ur. 5 lutego 1980) prozaik, poeta, songwriter, muzyk. Absolwent psychologii Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Gdańskiego. Jako chłopiec śpiewał w chórze Pueri Cantores Olivenses. W ramach solowego projektu Wszyscy nagrał płytę demo "Nikt" (2002). Wraz z Michałem Piotrowskim i Piotrem Czerskim utworzył zespół Towary Zastępcze. Od 2006 roku członek zespołu Karol Schwarz All Stars. Od 2008 roku zaangażowany w działalność mini-wydawnictwa muzycznego Nasiono Records.". Wyjaśnijmy też sobie – Sunday Tracks to śliczny, delikatny muzyczny szkic tytułowej niedzieli, a nie żadne tam schwarzowe szaleństwa. –Łukasz Halicki

Drivealone: Thirty Heart Attacks A Day
To nasz kumpel, więc nie wypada nie wspomnieć, tym bardziej że Muchy nie wydały w tym roku nowej płyty. A płyta dobra, choć każdy z nas dobrze wie, że wszyscy wykonawcy kończą się na debiutach i w tym przypadku ta reguła ma również zastosowanie. Tym niemniej nawet jeśli The Letitout (EP) lepsze o długość, to nie można powiedzieć, że pełnowymiarowy debiut Maciejewskiego to album nieudany. Ciągle charakterystyczny i oryginalny, tylko te utwory jakby trochę słabsze. –Łukasz Halicki

Gaba Kulka: Hat, Rabbit
Zupełnie niechcący, Gaba Kulka stała się dla mnie tym, czym był Czesław Śpiewak w zeszłym roku. Z tą różnicą, że Czesław to słabiak, a Gaba wcale nie. Hat, Rabbit to taki pop trochę z innej epoki. Piosenki, które polubisz Ty i Twoja mama. Bardzo z klasą, bardzo równo i całkiem oryginalnie. Album, który nie porywa, ani nie kładzie na łopatki, a po prostu cieszy. Tak jeszcze przy okazji, polecamy Baabe Kulke. Koncertowy luz i śmieszność jaką można u nas rzadko uświadczyć. – Łukasz Halicki

Gawroński : Cup Of Coffee
Fajny tytuł, koleś. Do końca zastanawiałem się czy ta apparatowska elektronika, czy może W.E.N.A. i Rasmentalism, ale hip-hopu już mamy sporo, więc daję pierwszeństwo wydawnictwu Phatt. Zresztą, powinniśmy teraz wspierać tych Gawrońskich. Wracając, gdy sobie słucham tych rozlanych, quasi-ambientowych teł, to wydaje mi się, że recenzent trafił bardziej z porównaniem do Telefon Tel Aviv. Momentami płaskie, ale koleś jest młodszy ode mnie, więc jeszcze się douczy.–Jan Błaszczak

Hey: Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy!
Trudno zaprzeczyć, że gdyby nie praca Marcina Borsa ta płyta nie byłaby taka dobra. To właściwie dzięki niemu najnowszy album, już właściwie weteranów polskiej sceny rockowej, brzmi tak świeżo i niebanalnie. Owszem, ten i tamten zespół ze Stanów/Wielkiej Brytanii/Szwecji już tak grał i miksował elektronikę z gitarami, jednak to przecież nie jest tak, że Hey nagrał płytę słabą kompozycyjnie i jedzie na modnych patentach brzmieniowych z zachodu. Pomijając słabiutką i odrobinę tandetną balladę na zakończenie krążka, to są przecież bardzo udane i świetne tekstowo piosenki, których potencjał i klasa zostały jedynie uwypuklone przez świetną pracę producenta. –Łukasz Halicki

Jazzpospolita: Jazzpospolita (EP)
Można się na jazzie nie znać (jak ja), ale nie można tej płyty nie docenić. Borys mówi: "Zaskakująco dojrzała i efektowna kompozycyjnie próbka wyobraźni młodej grupy około-fusionowej". Łachecki rzecze: "Nie chodzi o wirtuozerię, pewność, dynamikę, rozpędzenie, te kompozycje po prostu są unikalne, a zdaje się, że goście nagrywają je w czasie dużej przerwy.". Zagroba natomiast podsumowuje prostym "EP-ka rzuca na kolana." i ja się nie mogę z nimi nie zgodzić. Filip, sorry że Cię nie zacytowałem. –Łukasz Halicki

Jot : Ostatni Skaut
"To jak wystrzały w Nowy Rok, synku". W tej lidze gra od zawsze. Zazwyczaj jako zmiennik, ale, pamiętajcie, że my tu doceniamy ławkę rezerwowych. Zwłaszcza, gdy zawodnik ma skillsy na pierwszą ligę i właśnie zamierza w niej trochę namieszać. Trudno uwierzyć, że jeszcze nie zwątpił – po tylu latach. Tym większa nadzieja, że wykorzysta szansę i powalczy longplayem w 2010 roku. W tym już chyba nie zdąży, choć takie były plany. Wyszło tak, że w 2009 dostaliśmy tylko teaser w postaci EPki "Ostatni Skaut". A na niej kawałek naprawdę dobrego hip-hopu: nawijka bardzo swobodna (zajebiście się trzyma melodii, nie trzeba chórków w refrenach), podkłady jazzowe, staro szkolne, teksty na poziomie. Jeśli w krzyżówce traficie na hasło: "raper z Wrocławia" na trzy litery – to wpiszcie Jot. L.U.C. jest z Zielonej Góry. –Jan Błaszczak

Kamp!: Thales One (EP)
Ten rok zdecydowanie należał do nich. To oni porwali niezal tłumy i sprawili, że warszawska młodzież olała w tym roku gitary. Łatwo tutaj operować szablonami typu "tego u nas jeszcze nie było" czy "granie na światowym poziomie", lecz nie krzywdźmy tego co nagrywa to sympatyczne trio. Ta EP-ka to przede wszystkim garść świetnych pomysłów, 5 znakomitych utworów i olbrzymi potencjał, który został potwierdzony wydanym również w tym roku znakomitym, nieco epickim singlem "Breaking A Ghost’s Heart". Daft Punk byliby z nich dumni. –Łukasz Halicki

Karol Schwarz All Stars: Rozewie
Nie słuchajcie tego przy swoich żonach, dziewczynach, kochankach, bo was rzucą biorąc za obłąkanych. Karole nagrały płytę kompletnie nieprzewidywalną i chaotyczną. Rozewie – album, którego pierwsza połówka lawiruje pomiędzy mocarnym konkretem, a obciachem, zaś druga, niemalże niesłuchalna, odlatuje w rejony gdzie odsyłają tylko najsilniejsze używki. I nie są to jakieś psuedo zabawy czy durnowata stylizacja, lecz w stu procentach autentyczny trip, który wciąga, hipnotyzuje i pożera. –Łukasz Halicki

Kollage : Volume 01
Nie czarujmy się, nie znamy jeszcze całości. Płyta ukazała się dosłownie kilka dni temu i nie zdążyliśmy. Jednak to, co już można odsłuchać oficjalnie, pozwala wierzyć, że nie będziemy się wstydzić tej decyzji a w przeciwnym wypadku moglibyśmy żałować. Poza tym komu ufać, jeśli nie Kixowi? Pozostali może nie mają u mnie takiego kredytu zaufania, ale każdy z tych dostępnych na myspace kawałków, może pochwalić się taką produkcją, że hoho! Kixnare odnajduje się w tych ciepłych, soulowych okolicznościach i w sumie to mnie głównie interesowało. Już teraz wiem, że nie będę pierwszym fanem Glorii Lamy w Polsce, ale numer z Tatem na poziomie Maxwella, czyli bardzo, bardzo ok. Z chęcią sprawdzę całość i wtedy wam powiem. –Jan Błaszczak

Kolorofon : kpt. Skała
O, polski zespół rockowy, którego nie mam dość po pierwszym odsłuchu. Czyli jeszcze można a ja nie jestem uprzedzony. Jakaż ulga! Co więcej, słuchając "Śmielej", przychodzą mi do głowy jakieś Kobiety a to jest chyba zdrowe w tym wieku. Sekcja rytmiczna odsyła jednak zupełnie gdzie indziej: funk, dance-punk, punk po prostu. Momentami bardzo udane to wszystko, momentami plagiaty jak u Janerki. Album serwuje kilka hiciorów w postaci "Ściery", wspomnianego "Śmielej" czy "Kapitana Skały" (choć to akurat anty-hicior), ale wciąż "Bomba Atomowa" zajmuje niezagrożoną pozycję. Kolejny, obok Rabastabarbaru, zespół, który będzie straszył Rokitę po nocach. –Jan Błaszczak

Krzysztof Orluk: Blurred Reflection
W kraju gdzie elektronika ogranicza się do łubu dubu łapu capu, a ambient sprowadza się do Trenów Jacaszka. ukazuje się płyta, która próbuje temu zaprzeczyć. Trochę na tyłach całego muzycznego światka, zupełnie poza światłem wszelkich niezal reflektorów. Nieco industrialnie i skrajnie minimalistycznie, czerpiąc po trochę z każdego z klasyków rozlazłego elektronicznego grania zwanego ambientem, Orluk tworzy muzyczne pejzaże, które naprawdę urzekają. Dla fanów czegoś ambitniejszego niż płakanie przy Jacaszku. –Łukasz Halicki

Małpa: Kilka Numerów O Czymś
1000 sztuk Kilka Numerów O Czymś na CD rozeszło się w try miga. Jak na internetowo promowany nielegal wynik naprawdę imponujący. Imponuje również sam Małpa. Pewny flow, solidne teksty i niesamowita charyzma. Do tego zajafkowy klimat w stylu starego dobrego Tedunia, tyle że mniej zabawowo. Wśród producentów, oprócz Returnersów, niemal same anonimy, które uwierzcie mi bardzo dają radę ("Pozwól Mi Nie Mówić Nic!"). I oto mamy album bez wielkich nazwisk i zapowiedzi, a mimo to śmiało pukający do bram klasyczności. –Łukasz Halicki

Mardi Gras: Podaj Dalej
Temzki, eXo i Roux Spana, postacie do tej pory w dużej mierze zupełnie anonimowe na rodzimym podwórku hh, nagrali album, którego bardzo brakowało w katalogu rodzimego rapu przeładowanego luzem, intelektualistami i hardkorem. Oto bowiem mamy krążek totalnie pozbawiony spinki, przyjemnie bujający i cieszący swym naturalnym luzem i radością. I nawet jeśli po tych paru miesiącach podjarka nieco osłabła to i tak stoję na koncertach w pierwszy rzędzie, a "Lubię Się Tu Zgubić" słucham średnio 7 razy w tygodniu. –Łukasz Halicki

Napszykłat : NP.
Nie przepadam za słuchaniem tego, a słucham całkiem często. Casus płyt Dälek. I to jest w ogóle chyba niezłe porównanie. Erudycyjna, miejscami noise'owa, elektronika w podkładach plus efekty na wokalu. Spektrum pomysłów wykracza poza stylistykę, zaskakując rzeczami typu chóry młodzieży w "Kaskada", ambient-pop w "Jestem 1 Jestem 0", stare sample (filmowe?) w "Poduszkowiec". Tak naprawdę, to chyba w każdym z tych kawałków odnajdziecie taki element. W tym wypadku brawa należą się więc nie tylko za rezultat, ale i ambicję. A tak częste spłycanie NP do zaledwie sukcesora tradycji pierwszego Kalibra, świadczy tylko o tym, że z ogarnianiem hip-hopu w Polsce tak różowo to znowu nie jest. –Jan Błaszczak

Nathalie And The Loners: Go, Dare
Jakkolwiek nie kręcą mnie za bardzo sprawy typu intymne granie do poduszki, tak muszę przyznać, że debiut Natalii Fiedorczuk to bardzo fajna płytka. Produkował to Maciejewski (patrz Drivealone nieco wyżej) i trzeba przyznać, że się chłopak dobrze spisał. Warto poznać, chociażby dla ślicznego "Sunday".–Łukasz Halicki

New Century Classics: Natural Process
Płyta, którą było można w formie fizycznej nabyć właściwie za darmo w ramach akcji Muzyka bez ceny. Debiutancki krążek New Century Classics to rzecz bardzo klasyczna w swojej urodzie. Gitarowe granie, skupione na emocjach, raczej stonowane, nie porażające efektownością czy kompozycyjnym rozmachem. Trudno jednak określić ten materiał jako prosty czy nieskomplikowany. Zespołowi udaje się po prostu skutecznie lawirować pomiędzy kompozycyjną nieoczywistością, a niebanalną nastrojowością i dzięki temu udaje im się osiągnąć artystyczny wymiar tak nieosiągalny dla większości kapel porywających się w jałowe tereny post-rocka. –Łukasz Halicki

Ortega Cartel: Lavorama
Polski hip-hop miał się w tym roku znakomicie i to najlepszy dowód jego formy. Płyta, która co prawda przywędrowała do nas z Kanady i brzmi bardzo niepolsko, ale jest bez wątpienia najlepszym tegorocznym polskim towarem w dziedzinie muzyka. Każdy kto twierdzi inaczej jest cienias, buc i się nie zna. Top 3 na zachętę: "Miami Vice", "No To Klaśnij", "Dokąd Tak Gnasz". Ponadto dla wszystkich fetyszystów polecamy ślicznie wydane CD oraz pierwszorzędne klipy. –Łukasz Halicki

O.S.T.R. : O.C.B.
Adam stachanowiec wyrobił w tym roku swoje standardowe 300% normy. Był wszędzie: dawał featuringi (choćby Ortega i Tetris), produkował, grał koncerty, no i oczywiście wydał kolejne LP. Na wszelki wypadek (aby fani się nie znudzili chyba) płyta składa się z 20 kawałków i trwa ponad 70 minut. Zapytałbym, kto potrzebuje nowego O.S.T.R.-a co roku, ale rzucę czasem okiem na listy sprzedaży i tam wciąż znajduje odpowiedź. Wygląda na to, że skrzypek z Bałut nie tylko odpowiada na zapotrzebowanie, ale i sam je konsekwentnie kreuje: jest dość łebski, ale jest wciąż zrozumiały; nie jest gangsterem, ale jest z dzielni i nie kocha policji; ma swoje przywary (jaaaraaanie), ale jest dobrym ojcem i kocha tradycję; nadąża za trendami, ale jest patriotą. Postać złożona a wciąż konsekwentna. Tyle, że za takie rzeczy to Order Uśmiechu i wakacje w Juracie, a propsy na porcys to za coraz lepsze beaty, fajne sample (zwłaszcza te z polskich nagrań), no i "Po Drodze Do Nieba", bo to, rzeczywiście, znakomity singiel. –Jan Błaszczak

Plastic : P.O.P.
Zabawne, bo służymy z Kamilem za wzorcowy przykład, koegzystujących w ramach redakcji, przeciwieństw. To znaczy kolega Babacz ziewa na dźwięk słowa Dischord a ja rzygam po drugim kolorowym klipie w telewizji muzycznej. Widzieliśmy się na Tortoise, ale o dziwo świat to wytrzymał i nie implodował. Zachęcony takim obrotem spraw, postanowiłem wykazać dobrą wolę i jednak czasem słuchać popu. I tak sobie słucham tego P.O.P. i nawet odnoszę do różnych innych rzeczy, więc może nie taki niezal ze mnie? Bo przecież i Kurstin, i Allen, i nawet Belle & Sebastian w bardziej lirycznych momentach. Chłopaki z redakcji podpowiadają jednak, że to miało być wesele a jest tylko piątek wieczór. Kto wie, ja tam zazwyczaj niewiele z tych piątków pamiętam. –Jan Błaszczak

Plazmatikon : Klezmatikon
Żyjemy w Polsce, ale to wciąż jest dziwne. Otóż: nikt nie słucha Plazmatikonu. Serio! Szeroka publika – wiadomo. Indie światek – zero. Wyniośli jazzmani – w życiu. Nikt, tylko Kekusz i Sawicki. Więc i ja trochę zacząłem. Tak, po kumpelsku. No i powiem wam, że jest bardzo spoko. Instrumentalny, jazzowy szkielet, nabudowany elektroniczną tkanką. Wpływy orientu naznaczone elegancko. Generalnie, w lepszym świecie podpisywaliby właśnie kontrakt z Ninja Tune, w najlepszym – z Zornem. Możecie powiedzieć, że: "histeryzujemy, bo polskie", ale nie – my się po prostu tak lansujemy. A wy dalej nie słuchajcie – to ułatwia. –Jan Błaszczak

Pleq: The Metamorphosis
Delikatny, stonowany IDM, podlatujący w stronę Boards Of Canada i innych spokojnych elektronik z okolic ambientalnych. Słychać wyczucie, słychać pomysł – kuleje trochę technika, ale nad tym da się przecież jeszcze popracować. Można puścić w tle i nie zawadzi, a równie dobrze można pokontemplować jadąc rano metrem do pracy. Solidna rzecz i przy tym niemal pionierska przeprawa w dziedzinie polskiej ambitnej muzyki elektronicznej. –Łukasz Halicki

Prys & Bleiz : Wroakland Mixtape
Wrocław świetnie wybrał w tegorocznym drafcie. Co prawda 71 nie może uznać tego sezonu za udany, ale perspektywy na przyszły rok – znakomite. Czołowi zawodnicy (Roszja, Tymon, Jot) oszczędzali siły, ale mogli to robić, mając w ekipie dwóch takich typów. Wroakland jest bardzo przyzwoitym, więc też obiecującym mixtapem w stylu grill-funk. Moim highlightem w zestawie jest "Dopóki Cię Nie Poznam" – świetny singiel z Rekordem na featuringu. No kurde, złote lata G-funku się przypominają. Cuty "też mam zajebiste". 2cztery7 mają na południu całkiem imponującą konkurencję. Budynek politechniki w tle teledysku. Tacy to już dzisiaj gangsterzy. –Jan Błaszczak

Ramona Rey : Ramona Rey 2
Ktoś mógłby się zastanawiać czy to nie jest jakaś przesada, że udziwnione, obsceniczne, przekombinowane, "na siłę", sztuczne, frustrujące, ale chyba nie na tym portalu. Bo wiecie, nas tu jarają takie wysublimowane, zimne, minimal-popowe podkłady. A wokal Ramony? Te patologicznie powyginane interpretacje? Dla mnie super, ale domyślam się, że wielu pozostanie przy swojej Furtado, nawet jeśli "jakieś dziwne gesty zawsze przyciągają". Jedna z kilku tegorocznych płyt, które można śmiało analizować bez naklejki "polska cena – polska jakość".–Jan Błaszczak

Setting The Woods On Fire: Setting The Woods On Fire
Old school emo z głośnymi gitarami. Pół godzinny jazgotliwy konkret. Gdyby wszystko trzymało tutaj taki poziom jak "Now Or Never" czy "The Letter" moglibyśmy ich obwieszczać całemu światu. Choć i tak nie jest źle, bardzo solidne gitarowe granie. –Łukasz Halicki

Maximilian Skiba : The Genius Of Maximilian Skiba
To teraz poudaję, że znam się na nowoczesnej elektronice. Gotowi? Nie no, dobra chyba znów wyjdę obronną ręką, bo żeby jarać się EPką Skiby nie trzeba jeść zębów na berlińskim hausie i francuskim disco. Wystarczy łapać rytm, czuć syntezatory sprzed dekad i radować się harcującym tęgo basiwem. DFA jest rzeczywiście dobrym tropem, tym bardziej, że mają wydać jakiś remix Maksymiliana. "Monster" to naprawdę 9-minutowy skurczybyk a na The KDMS nie jeden białas połamie jeszcze piszczele. Jeeeny, jak ja dawno nie czytałem Wprost! –Jan Błaszczak

Kuba Sojka : Message From Earth
No dobra, z czym kojarzy wam się Detroit? Ja nie poradzę, na zawsze będzie to już Grant Hill. Ale taki Osborne na przykład chciał mi w zeszłym roku trochę pomieszać w synapsach. Kontynuując chlubną tradycję, w tym roku stara się Sojka (tylko taki młodszy jakiś), wydając tamże solidną EP-kę Message From Earth. Otwieracz niegdyś spodobał się porcysowej braci a już dziś wiemy, że reszta materiału też solidna. Dłuższe, walcowate – a przecież wciąż rześkie – formy dudnią ciężkim beatem a przecież potrafią też przyciągnąć klawiszem piękniejszym niż niejeden w Wołowie. –Jan Błaszczak

Spounds: Serenity Is Only a Brainwave (EP)
Ok, chłopaki może i faktycznie są bandą hałasujących dzieciaków, jednak trzeba im przyznać, że nagrali całkiem przyzwoity mini album, który dobrze wróży im na przyszłość. Wczesne Modest Mouse, Fugazi, te klimaty. Niewiele u nas grania w tych rejonach, tak więc może i cały ten entuzjazm nieco na wyrost, ale przecież takie "No Light" czy "One Hundred Percent" to naprawdę dobre kompozycje, które się lubi nie tylko za potencjał. –Łukasz Halicki

Tetris : Dwuznacznie
Pisałem już o tej płycie i od tamtego czasu niewiele się zmieniło. Co trochę przykre, blogosfera nie poświęca Dwuznacznie zbyt wiele uwagi. Chyba oczekiwania były zbyt wygórowane i sama "solidność" nie wystarczyła. Ja tam jestem zadowolony, że Tetowi udało się zarejestrować swoje zawrotne flow na legalu, zaprosić paru fajnych gości i nagrać kilka zajebistych jointów ("Bez Wazeliny", "Tetrock", "Autorytet"). W przeciwieństwie do Albumu Zeusa, czasem świadomie skipuje, ale i słucham świadomie. –Jan Błaszczak

Ten Typ Mes : Zamach Na Przeciętność
Zabawna sytuacja z tym Mesem, bo najpierw byłem zdania, że Łukasz mocno przestrzelił z oceną, później się trochę przekonałem a gdy już codziennie katowałem materiał z Alkopoligamii, trafiłem na to. Oczywiście, Mes od razu się elegancko tłumaczy i to rzeczywiście nie wygląda tak źle, zwłaszcza, że zwrotka dobra, ale jeśli pamięta się to, niesmak pozostaje. Aha, Zamach. No przecież mówiłem, że fajne. Nawet, gdy śpiewa. –Jan Błaszczak

Tides From Nebula: Aura
Gitary, gitary zajebały mi starych. Złożone kompozycje, klimaty podlatujące pod metal i mrok okładki. Teoretycznie nudy jakich słyszeliśmy wiele, w praktyce bardzo sprawnie zagrana i zrealizowana płyta, która po prostu wciąga. Świetnie skonstruowane kompozycje, doskonałe rozłożenie emocji i naprawdę jest się czym jarać. –Łukasz Halicki

Tin Pan Alley
Jako, że dzielą muzykę na Polvo i złą to pewnie tak średnio się lubią. Bo nie są Polvo. Nie są nawet "polskim Polvo". Są jednym z tych paru polskich zespołów, które przedkładają amerykańskie indie nad to brytyjskie. Dalej, w sklepie wybiorą raczej Slanted & Enchanted niż Funeral a zamiast Activista poczytają… no dobra, wystarczy. Znamy to na tyle dobrze, że z chęcią przyjmiemy więcej. Słać na adres redakcji. –Jan Błaszczak

Twilite : Bits & Pieces
Jakoś dziwnie się złożyło, że nie padło na porcys słowo o tym akustycznym duecie. Wiecie, goniły nas deadliny – nie daliśmy rady. Albo raczej nam się zapomniało. Cokolwiek to było, teraz można oddać Rafałowi i Pawłowi trochę sprawiedliwości. Bits & Pieces, dzielące tytuł z wydaną w tym samym roku piosenką Junior Boys, to zestaw dziewięciu akustycznych songów w stylu Drake'a, Smitha czy Twilightów na debiucie. Jasne, można biadolić, że już było i że ograne, ale to są argumenty, których nie zbije ani powyższy Elliot, ani powyższy Greg. Jakoś mi to w odsłuchach nie przeszkadza – dobre. –Jan Błaszczak

Tymon & Tranzistors : Bigos Heart
"Pete Best Was Good Enough" to prawdopodobnie najlepsza polska piosenka roku 2009. Serio, ta wariacja na temat The Beatles przemyca z tych odległych czasów nie tylko brzmienie, ale też zmysł kompozycyjny, który kładzie na łopatki. Wszystko, gitara na 1:23, handclapy, harmonijki, porywający swą chwytliwością refren i wreszcie sam tekst zasługuje na oficjalne wyróżnienie ze strony Zdrojewskiego. Całość już nie tak dobra (część piosenek to stary materiał w nowych aranżach tylko – przyp. JB), i nie tak beatlesowska jakby się mogło wydawać. Szkoda, że z tak perfekcyjnego zaczynu robi się tu czasem reggae a czasem smutne rockowe piosenki rodem z 90'tych. Tak czy siak, wasze bigosowe serce będzie ciepłe. Bo bigos zawsze można odgrzać. – Jan Błaszczak

Vibe Quartet : Po 22:00
Kolejna porcja dobrego rapu od Temzkiego (Mardi Gras) to króciutka EP-ka wydana w nakładzie 100 egzemplarzy (porcys posiada zawrotne 2%). Jeśli, jakimś cudem, jeszcze się nie rozeszło, to proponuje zakładać buty i ślizgać się na Chmielną. Rap na jazzowych podkładach granych "na żywo", czyli coś co może przełknąć nawet wasz znajomy rockista. Całość spowija aura kompletnego luzu, projektu dla hecy i realizacji wspólnej zajawki starych ziomali z podwórka. Zabawne, że na takim lajcie można zjadać konkurencję. Fajnie, całkiem fajnie, więc Filipie, mógłbyś już nadać przesyłkę. –Jan Błaszczak

WFD: Powróciwszy
Mocarny powrót po latach. Tedunio i Numer Raz z boskim zestawem producentów. Wyluzowani do bólu, niezmiennie swoje ziomki. Odrobinę bardziej nowocześni, ale nadal stara szkoła, joł. Może faktycznie to już trochę nie to samo co kiedyś i brak klasyków na miarę "Soboty" czy "Czas Nas Zmienił Chłopaki", ale generalnie ta podobna moc, luz, podjarka i klimat. Mówiąc najprościej jak się da – klasycy ciągle w formie. –Łukasz Halicki

Woody Alien : Microgod
Chyba potajemnie zostałem naczelnym monografistą duetu. Co tu jeszcze można dodać? Zwłaszcza, gdy płyty leżą jakieś 100 km od miejsca, w którym aktualnie przebywam. Chyba nie pisałem, że Microgod przypomina mi trochę Argument Fugazi. Nie tak dopracowane, artystyczne, misterne, ale wciąż zaskakujące lekkością, melodyjnością, popowym pierwiastkiem. Spadł mi kamień z serca, gdy Halicki wysypał się, że przy "Cashout" też myślał, że słucha Red Hotów. Tym niemniej Microgod nie przypomina dokonań Budki Suflera a na koncertach nie przypomina ich jeszcze bardziej. Są w tym dobrzy. –Jan Błaszczak

Zeus : Album Zeusa
Jakie to zabawne, że w momencie, gdy hip-hop deklasuje każdy inny gatunek muzyczny w Polsce, co drugi kawałek utrzymany w tej stylistyce, bezlitośnie, jedzie po scenie. Wyjątkiem nie jest singiel promujący drugi album Zeusa. W ogóle Zeus jest o tyle ciekawym przypadkiem, bo czasami rzuci kamieniem nawet w siebie. Spoko. Koleś ma flow, lubuje się w cieplutkich soulowych bądź funkowych podkładach i jest, skurczybyk, niezłym obserwatorem. Wszystkim zresztą zajmuje się sam, więc Zwyczajny-Niezywczajny, Uwaga!, Ryszard Cebula. Album, bez wątpienia na plus, choć brakuje w nim jakiegoś zadziora, pieprznięcia czy tekstu do dłuższej rozkminy. "Album Zeusa" to klasyczny przypadek płyty, która podoba się od pierwszego przesłuchania i od pierwszego przesłuchania, właściwie wie się o niej wszystko. "Wszystko", tzn.: daje radę. –Jan Błaszczak

BIEŻĄCE
Ekstrakt #5 (10 płyt 2020-2024)
Ekstrakt #4 (2024)