SPECJALNE - Rubryka

Rekapitulacja roczna 2006: Starszyzna plemienna

12 grudnia 2006



Rekapitulacja roczna 2006: Starszyzna plemienna

Jak w każdej rekapitulacyjnej działce, tak i w mojej jest moment na odpalenie petard czyli wskazanie faworytów i debeściaków (co za ohydne słowo!) mijającego roku. Sylwester i karnawał to nie czas ani miejsce na meta-dysputy więc ograniczę się tym razem do płyt, które w końcu są i były w samym centrum naszej uwagi, no nie?

WIELKIE BUUUUM!!!!! (czyli fajerwerk numer jeden): Jeśli ktoś nagrywa płyty raz na dziesięć lat i nazywa się Scott Walker to wszystkim nam pozostaje zamknąć japy i włączyć The Drift. Już trochę było w Porcysie na temat wydawnictwa (recka, playlist i notka w przedostatniej rekapitulacji), więc krótko i treściwie zauważę, że to najważniejsza płyta z poletka starszyzny plemiennej. Może nie do końca wpasowuje się w klimat noworoczny, chyba że ma być to bal w psychiatryku, ale co tam.

BOM!!! (czyli petarda 2): Wydana na przełomie 2005 i 2006 roku składanka Soul Jazz Records Tropicalia Revolution In Brasil wpasowała się (i w dużej części sprowokowała) w zainteresowanie muzyką z kraju, o którym tak pięknie pisał Michel Hollebecq w Cząstkach Elementarnych ("Zaczynał mieć dość tej probrazylijskiej manii. Skąd ta Brazylia? Z tego co wiedział wynikało, że Brazylia to gówniany kraj zamieszkany przez fanatycznych durniów, mających bzika na punkcie piłki nożnej i wyścigów samochodowych. Przemoc, korupcja i nędza osiągnęły tam niesłychane rozmiary, jeżeli istniał jakiś kraj, który należało nienawidzić, była to właśnie Brazylia. – Sophie! – wykrzyknął Bruno z uniesieniem. – Mógłbym pojechać na wakacje do Brazylii. Jeździłbym po fawelach. Autobus byłby opancerzony. Patrzyłbym na małych ośmioletnich bandytów, którzy marzą, żeby zostać przywódcami band; na małe dziwki, które umierają na AIDS w wieku trzynastu lat. Nie bałbym się, bo chroniłyby mnie szyby pancerne. To by było rano, a po południu szedłbym na plażę, gdzie znalazłbym się miedzy niesamowicie bogatymi handlarzami narkotyków i alfonsami. To nieokiełznane życie, ta sytuacja ciągłej paniki pozwoliłaby mi zapomnieć o melancholii człowieka Zachodu". Żeby nie było wątpliwości – my tu w Porcysie KOCHAMY Brazylię i bratni naród brazylijski). I mniejsza o hype’y i mody - mniejsza też o ideologiczne przełamywanie północnoatlantyckiego monopolu w muzyce popularnej - bo zbiór prezentuje na wskroś doskonałe utwory, które nie zestarzały się nic a nic, a co najważniejsze idzie zwartym szeregiem z nowymi wydawnictwami starszych panów tropicalistów. Dwie płyty Toma Ze (Estudando O Pagode i Danc-Eh-Sa) oraz dzieło Caetano Veloso (Ce) znacznie wykraczają poza nostalgiczne smaki odgrzewanych wq mikrofali brzmień. O płytach Ze też już co nieco było, więc wspomnę o Ce. Pewien rockowy minimalizm połączony z dynamizmem pokazuje, że Veloso oprócz nie podlegającej wątpliwości „klasyczności” umie twórczo zastosować formułę typu "post", za co chwała mu. No i jeszcze trasa Os Mutantem miała miejsce w tym roku, całkiem nieźle.

Trach!!! Jeb!!! (petarda 3): amerykańscy klasycy noisowego indie rocka pokazali, że mają więcej pomysłów i energii niż znakomita większość ich naśladowców. Pewnie wiecie kogo mam na myśli, ale taki już mój obowiązek, że pisać należy wyraźnie i głośno: Rather Ripped Sonic Youth i Obliterati Mission Of Burma. Dopiszę do tej dwójki nową płytę Pere Ubu, chociaż patrząc na przynależność drużynową powinni znaleźć się pod innym punktem, ale jakość ich płyty domaga się podium. Sonic Youth dołożyło do tego zbiór stron B i rarytasów The Destroyer Room: B-sides And Rarities, wydany w okresie przedświątecznym (co za zbieg okoliczności!).

VAROOOM!!!!!! (fajerwerk 4): zaskakująco świetnie zaprezentowali się nieżyjący artyści. Mam tu na myśli przede wszystkim kolejna część American Johnny'ego Casha, o którym pisałem w poprzedni odcinku, a także Arthura Russella (wspomnianego w kontekście reedycji jednej z jego płyt). Tymczasem wyszedł maxi-singiel Springfield tego drugiego, na którym znajdziecie remixy i re-interpretacje kilku jego utworów, między innymi zrobione przez DFA. Nie jest to nadużycie, bo sam Russell miał bardzo otwarte podejście do swej twórczości i poddawał ją ciągłym przeróbkom. Poza tym to świetny muzyk (posłuchajcie jego gry na wiolonczeli - jak frazuje! - jak frazował), a świetnego nigdy dość.

Chwila ciszy: zmarł jeden z najbardziej inspirujących kompozytorów i instrumentalistów XX wieku - Syd Barrett. Rimbaud rocka? (Rimbaud uciekł do Afryki, a Barrett w głąb swego umysłu, ale niech będzie). Może zamiast ciszy włączmy lepiej na cały regulator "Interstellar Overdrive".

Babach!!! (petarda piąta): punkowa filozofia zakłada stałą kreatywność i nieuleganie schematom i chyba tak można wytłumaczyć wysoką jakość i różnorodność wydawnictw byłych uczestników tego ruchu muzycznego. Mówię tu o nowych płytach Television Personalities My Dark Places, Killing Joke Hosannas From The Basement Of Hell i Durutti Column Keep Breathing. Nie czas ani miejsce na szersze opisywanie tych pozycji tym bardziej że były już opisane w czerwcowej rekapitulacji i poruszają się w zupełnie różnych obszarach stylistycznych. Niemniej jednak wszystkie dowodzą, że (post)punk is not death.

(A jednak podzielę się z wami nie moimi refleksjami. Fragmenty pochodzą z bardzo poważnej pracy psychologiczno-antropologicznej i przytaczam je z następującym przesłaniem: Nie studiujcie! A jeśli już studiujecie, to nie studiujcie dalej!: "Ruch rave zaczął zamiennie posługiwać się nazwą house lub - w wersji brytyjskiej - acid house (Kwasowy dom)". "Brzmienie stosowanych w techno instrumentów perkusyjnych zbliżone jest do brzmienia afrykańskich bębnów. Najważniejsze jest uderzenie „sztucznej stopy”, które może powodować poważne zaburzenia w pracy ludzkiego serca, analogiczne do pojawiających się w stanach transowych i epileptycznych". "Muzyka techno składa się z dźwięków o częstotliwościach psychoaktywnych, to znaczy pokrewnych częstotliwościom typowym dla ludzkiego układu nerwowego. Mogą więc one bardzo łatwo zakłócić jego działanie, a nawet go uszkodzić. Muzyka tego typu może być tez wykorzystywana do manipulacji (…)" Sory, przesłanie miało być: nie chodźcie do kwasowego domu!!!.)

BOOM BOOM BAP!!! (petarda szósta): ostatni będą pierwszymi i pierwsi będą w środku stawki, że tak powiem, łącząc dyskursy religijny i sportowego dziennikarstwa. Fetowane, reklamowane i nagradzane wydawnictwa Scritti Politti i Morrisseya są zaledwie bardzo dobre (to ta pierwsza płyta) lub w sumie niezłe (ta druga). No ale trzeba to docenić, że chłopakom - sorry - panom, się chce, próbują i ogólnie nie są nastawieni odtwórczo.

SRUUUUU!!! (petarda numer siódmy): Tom Waits wydał trzypłytowy zbiór pieśni Orphans: Brawlers, Bawlers & Bastards, który mieści się w formule wypracowywanej przez niego od wczesnych lat osiemdziesiątych. Trzy płyty to ogromny ciężar gatunkowy i jako że skrótowe omawianie takiego materiału byłoby zbrodnią, zapewne niedługo poczytacie sobie o tych płytkach w dziale recenzje. A tymczasem wspomnę tylko, że płyta ma bardzo piekną oprawę książeczkową (podobno). Dokonam haniebnego nadużycia i w tej naciąganym punkcie (nazwijmy go baaardzo starzy) wymienię także nową płytę Dylana Modern Times, który zasłużył sobie na zaistnienie w niniejszym podsumowaniu.

Гnnnnb!!! (fajerwerk do góry nogami z antypodów nr 8): Druga strona globu nie śpi i z australijskiego rynku przyszło kilka bardzo udanych pozycji, o których też już co nieco pisałem w poprzednim odcinku. Mam na myśli klasyków auzzie-garage-punku Radio Birdman z albumem Zeno Beach i bardziej popowo nastawionych The Church z wcale nie-popową płytą Uninvented Like The Clouds.

Pierdoot!!!!! (czyli nr 9): Znowu wykonam nieznośny manewr wrzucania kliku artystów do jednej kategorii pod tytułem freakish. Niewiele łączy Current 93 i Sun City Girls poza tym, że nigdy w życiu nie puszczą ich w komercyjnym radiu i tym, że wydali w 2006 roku świetne płyty: odpowiednio Black Ships Ate The Sky i Static From The Outsider Set.

I na koniec: PUK!!! (czyli ostatnie premiowane miejsce) w wykonaniu Prince'a. 3121. Chociaż płyta nie dorównuje zapowiadającym ją singlom, to renesans formy Rogera Nelsona, który znowu stał się Księciem, jest faktem. Może to ludzkość nie dorosła do jego progresywno-funkowych hymnów na cześć Jehowy, które tworzył jeszcze kilka lat temu, ale ja jako śmiertelny grzesznik wolę go w bardziej zwartych formach i piosenkach o rozgrzanych kobietach.

Poza tym w spokojnych dość trzech miesiącach dostaliśmy nowe płyty The Who Endless Wire(niezbyt dobrą zresztą), The Melvins (A) Senile Animal Tony’ego Conrada Joan Of Arc (cholera, nie zdążyłem przesłuchać), Robyna Hitchcocka Ole! Tarantula, archiwalne koncertówki Neila Younga, Bad Brains. No i nowa płyta the Beatles. A składanek jak się pewnie domyślacie jest cała masa.

Piotr Cichocki, grudzień 2006

BIEŻĄCE
Ekstrakt #5 (10 płyt 2020-2024)
Ekstrakt #4 (2024)