SPECJALNE - Rubryka

Rekapitulacja roczna 2006: Najgorsza muzyka

19 grudnia 2006



Rekapitulacja roczna 2006: Najgorsza muzyka

Yummy Bingham, "One More Chance" [3.0]

Werbel. Fanfara. Oto przed wami najnudniejsza piosenka roku, którą ja słyszałem. W roku, w którym wszyscy debiutanci brzmieli jak sprany Sufjan Stevens, a Mogwai wydali nowy album. Zaczynam wierzyć, że czasy są tak smutne, jak Porcys nas od dawna przekonuje. Oto do czego mnie ta cała Yummy doprowadziła. A to dziewczyna z imponującym CV, jak na osobę tylko rok ode mnie starszą (ech, ale mi też lat nie ubywa, co za smutny rok). Bingham gościła już u De La Soul, nagrywa z producentem Redmana, sama też produkuje, wydaje ją Motown etc. Podobno jej wysoki głos można tylko kochać lub nienawidzić, ale nie da się go pomylić z żadnym innym. Co jednak mam w dupie i będę miał, dopóki ktoś jej nie da czegoś dobrego do zaśpiewania. "One More Chance" zionie tak przeraźliwą nudą, że po trzydziestu sekundach przestaje się zwracać uwagę na utwór. Ale on niestety tam ciągle jest i sadystyczną monotonia prostuje zwoje mózgowe słuchacza. Nieszczęśnik zostaje poddany wszelkim do bólu zgranym i przewidywalnym rozwiązaniom z podręcznika "Zrób Sobie Balladę R'n'B". Bryzowy bit ze słodkimi syntezatorami niestety nie jest pożywny i nie pomaga nie ruszającej z miejsca, bezdusznej kompozycji o gracji mniejszej niż moje wykonania Guided By Voices. Puste kalorie, zgaga, niech mnie ktoś ocuci jakąś Kelis może. A, zapomniałem, że w tym roku ona też słaba.

* * *

Tak wygląda mój playlist, który nigdy nie pojawił się na Porcys, bo Borysowi podoba się omawiana w nim piosenka (a nawet uważa ją za jedną z kilkudziesięciu najlepszych w tym roku). Nieistotne. Istotne, że 2006 był muzycznie dość nędznym i smutnym rokiem. Większość niezal zespołów zdaje się być przekonanych, że w latach 90-tych warci uwagi byli tylko Belle & Sebastian, Neutral Milk Hotel i Magnetic Fields, czy nawet uznają, że muzyka zaczyna się od Michigan, nie wiem, dość, że nudzą ksylofonami, balladami, mało kto coś przypierdoli. A mnie tylko serce krwawi z żalu nad rozpadem plujących jadem Test Icicles, słucham In On The Kill Taker, czekam aż przyjdzie przesyłka z płytą skokszonych gangsterów Clipse. Generalnie mam dość cipienia się, zajawiam się bardziej metalem i popem niż niezalem. Niesamowite kariery robią żałosne zespoły emo, nagle wojnę wydaje im niemniej żałosny wokalista The Killers, który wykoncypował, że jego zespół będzie teraz Springsteenem (dużo lepiej smutnych chłopców zgnoił coraz bardziej kultowy MC Lars). Świat podbijają nieznośni rzewni śpiewacy (tym razem nie mam na myśli ciebie Roman). Wszystkie brytyjskie zespoły brzmią tak samo. Wiem bo pracowałem w Londynie i cały czas leciało Radio 1.

Jak chcecie newsów o najgorszej muzyce i muzykach to proszę bardzo. Już główna strona przygnębia mnie jak smak karpia. A w kiosku widziałem wczoraj nowy album Ich Troje

Aha, podczas kompilowania mojej listy rekapitulacyjnej top 10 zostałem zaskoczony tym. Od razu zastrzegam, że artykuł tej pani przeczytałem dopiero wczoraj, kiedy moja lista już istniała. Niektóre typy się powtarzają, bo są jakby oczywiste i dobrze z nimi trafiła. A taka to lista:

10 Kasabian, Empire
Czyli pozbawieni talentu post-Stone Roeses-Primal Scream zuchwałe chłopaki z głowami pełnymi powietrza idą w epickość.

09 Red Hot Chili Peppers, Stadium Arcadium
Czyli, cytując chyba Jima DeRogatisa: "Kto potrzebuje dwupłytowego albumu Red Hot Chili Peppers?".

08 Paolo Nutini, These Streets
Czyli wzruszający, przystojny i sympatyczny młodzieniec z gitarą, którego każdy rozsądny meloman chciałby złożyć w ofierze dowolnym bogom.

07 Damien Rice, 9
Czyli powrót człowieka odpowiedzialnego za Jamesa Blunta.

06 Keane, Under The Iron Sea
Czyli rzewne piosenki od eunuchów dla eunuchów oraz ich produkcja (i żadnej gitary).

05 Placebo, Meds
Czyli płyta beznadziejnego alt.gotyckiego zespołu, która nie spodbała się nawet zastępom jego licznych fanów i której okładki powstydziłby się Trent Reznor.

04 James Morrison, Undiscovered
Patrz Paolo Nutini. Tylko bardziej irytująco.

03 Audioslave, Revelations
Czyli Noc Alt.Metalowych Trupów III.

02 Evanescence, The Open Door
Czyli symfoniczny, emocjonalny, pełen smutku i desperacji gotycki nu-metal (powinienem im pisać materiały prasowe).

01 Razorlight, Razorlight
Czyli jedna z najgorszych rockowych płyt wszechczasów, nagrana przez pozbawionych kręgosłupa karierowiczów. I teksty też słabe.

Bardzo też postarali się ci artyści:
Badly Drawn Boy
Muse
Pearl Jam
My Chemical Romance
Tool
Incubus
Niestety top 10 to top 10. Może się uda następnym razem.

Przy tworzeniu rankingu uwzględniałem tylko płyty, które ukazały się na rynku międzynarodowym, ale trzeba przyznać, że są polskie pozycje, które przebijają chyba wszystko, co wymieniłem wyżej. W 2006 pojawiły się u nas co najmniej trzy płyty, mogące kandydować do najgorszych w dziejach muzyki rozrywkowej, w tym jedna, która wygrywa w cuglach w kategorii najgorszy tytuł wszechczasów. No dobra, jeśli to nie oczywiste: Graftmann, Rubik, Coma. Jeśli ich lubisz, nie jesteś spoko. Szczęśliwszego nowego roku.

Łukasz Konatowicz, grudzień 2006

BIEŻĄCE
Ekstrakt #5 (10 płyt 2020-2024)
Ekstrakt #4 (2024)