SPECJALNE - Rubryka
Rekapitulacja roczna 2006: Metal
14 grudnia 2006
Rekapitulacja roczna 2006: Metal
Przyszła kryska na Matyska, czyli Porcysowy beton postanowił rzucić okiem na metalowe poletko (oczywiście tylko przez pryzmat statystycznego fana niezalu, gorące ploteczki: podobno już za rok planowany jest oddzielny dział rekapitulacji dla sierściuchów, nietrudno się domyśleć czyjego pióra). Jakkolwiek skłonny jestem doznawać przy różnych odmianach muzycznych aberracji, metalhead ze mnie żaden, z tego prostego powodu NIEOGARNIAM jak można drzeć się do mikrofonu naśladując głos opętanego pedofila-kanibala rodem z 23 części Egzorcysty oraz wymyślać debilne okładki "straszące" typografią na wzór sraczki i bezdennie idiotyczne teksty najpewniej inspirowane kolorowankami z Władcy Pierścieni wypełnionymi przez biedne autystyczne dzieciaki z Centrum Zdrowia Dziecka (nic dziwnego, że tylu "metalowców" myli Frodo z Szatanem) – nie taplając się w kicz-łajnie. Tak przynajmniej było do niedawna.
"(...) A mury ruuuuną, ruuuną, runną" jak śpiewał bard, z którym również mam na pieńku i pewnie dlatego nie potraktowałem jego przestrogi z należytą uwagą. Co by nie przedłużać: za sprawą transoceanicznego hajpu na Sunn 0))) mającego miejsce blisko dwa lata temu, zostałem sprowadzony na drogę umiarkowanego entuzjasty, niepozbawionego wszak rudymentarnych resentymentów (boże drogi, to do pisania o metalu najlepszy językowo garnitur przyodziewam? wstrząsające) (nawiasem mówiąc gówno prawda; Borys mi kazał napisać to piszę). Duet wspomnianego wyżej Sunn 0))) i Boris codename Altar to odpowiednia, jak na moje ucho mieszanka ciężkich do(o)mowych droneów i gitarowych odjazdów (niestety są wyraźne doły na tym krążku tak to bym się nie zastanawiał co wsadzić na pierwsze miejsce listy, którą znajdziecie pod tym tekstem).
Bawiła mnie również niezmiernie tegoroczna–zeszłoroczna płyta samego Borisa (nie ta płyta, nie tego Borysa dowcipnisie, o tej kiedy indziej, gdzie indziej) Pink oraz stonerowy Om Conference Of The Birds (aj, gdyby drugi kawałek był tak nieprzyzwoicie zajebisty jak pierwszy, niestety na początek jest domek z piernika, a później trochę Babajaga wyskakuje). Sword Age Of Winters przykuł uwagę paroma soczystymi Black Sabbathowymi riffami, s/t Witch, w którym na perkusji gra J. Mascis (gitarzysta Dinosaur Jr. – przypadkowy wędrowcze) doesn't do the trick for me, a Danava przeniosła mnie w kolorowe, jak po kokainowym szlaczku, lata siedemdziesiąte. Melvins A Senile Animal, dwa razy więcej perkusistów, dwa razy więcej zabawy? – nie wiem, czy można zastosować, taki łopatologiczny przelicznik ale niewątpliwie jest więcej do kochania niż na your average Melvins record, mówiąc krótko polecam. Udało mi się dorwać prog-kraut-metalowy debiutu Titana, całkiem całkiem ale liczę na więcej w przyszłości, niestety sztuka ta nie udała mi się z EP-ką dobrze rokujących dziewuszysk z hard rockowego Fireball, ubolewam. Tu przy okazji wyszło, że niezdarnie symuluje bo o "prawdziwym" metalu, takim bez wygolonych miejsc intymnych, to jeszcze tutaj nie wspomniałem, już się poprawiam.
Zacznijmy od jeśli się dobrze orientuje całkiem znanego i poważnego black-metalowego Enslaved i ich nowego krążka Ruun. Krótka pałka znaczy się piłka, jak chcecie grać przyzwoity melodyjny prog-metal to zrezygnujcie z karykaturalnych liryków i wokalisty brzmiącego jak pieprzony miś Jogi przechodzący młodzieńczą mutację. Dalej, Gorgoroth Ad Majorem Sathanas Gloriam... (no proszę czasy się zmieniają, już nawet zespoły metalowe nie kryją się ze swoją orientacją). Drudkh z Ukrainy (to jakieś nieudolne tłumaczenie z cyrylicy) Krov U Nashykh Krynytsyakh (Blood In Our Wells) – ciężka, gęsta maź, wsparta motywami ludowymi, niczego sobie. Martwi trochę Bohun na wokalu produkujący nacjonalistyczne bajanie o UPA, jak wiadomo niezbyt to ciekawa karta bądź co bądź wspólnej historii naszych narodów.
Skoro zahaczyłem o sąsiadów wypadałoby rzucić okiem co tam nasi ułani zmajstrowali w tym roku. Blindead Devouring Weakness to płyta którą zachwalano nawet na naszym forum, czy słusznie? Faktem jest, że jak na moja wątłą znajomość tematu ziomale grają bardziej z głową niż inni przedstawiciele rodzimej sceny. Są repetycje, są kombinacje, są motywy na których można zawiesić ucho, mam tylko dwa ale. Raz, z dwojga złego wole żeby wokalista testował wytrzymałość swoich strun głosowych bo inaczej niebezpiecznie blisko mu do jakiegoś, belzebubie uchowaj, Creeda. Dwa ciągle odnoszę wrażenie, że można by coś tam jeszcze pokombinować w warstwie rytmicznej. Zobaczymy jak się to wszystko rozwinie, na razie jest tylko ciekawie.
Nowy Mastodon, cóż mogę powiedzieć, właśnie są w trasie z Toolem (ha, tu was mam: podoba mi się Blood Mountain, goście kipią rzadko spotykaną w tym stylistycznym grajdole ilością pomysłów – math-metalu nigdy za dużo). Żeby jednak nie było, i tu znajdziesz garść wypełniaczy; co zrobić, takie czasy, jak widać nawet w Valhallii. Trop sympatycznego ssaka kopalnianego za sprawą zbliżającej się wspólnej trasy po półwyspie amerykańskim prowadzi do nowego hc/metal/punka dziadygów z Converge, raz jeszcze ponarzekam na debilne darcie mordy psujące mi szczeniacką zabawę z tępo trzaskającymi po ryju, aczkolwiek zawsze mile widzianymi, repetami. Jeszcze tylko Isis srajsis i z grubsza mamy już wszystkich pretendujących do miana niezalmetalowców. Właśnie, że srajsis i nie dlatego, że cienkie, tylko już niebawem trzeba będzie przerzucić ich do inne rekapitulacji. Poruszają się panowie w rejonach post-rockowych git–arowych pasaży, dlatego ci co grali w Warhammera albo D&D krasnoludem tudzież innym barbarzyńcą mogą czuć się zawiedzeni, (ja miałem słabość do elfów, ale magiem też się bywało).
Dochodzimy do niejakiego Agalloch Ashes Against the Grain. K@#&* co za psi pomiot wcisnął im tego człowieka-węża na wokal? – normalnie przypomniał mi się taki jeden filmy o Conanie ze Schwarzeneggerem, ci co widzieli wiedzą, że to BOLI. Rozumiem, że jak się używa akustyków w metalu, to, aby nie wzbudzić podejrzeń w środowisku, należy jakimś akcentem podkreślić, że inicjacje seksualną ma się już za sobą, że się goli tępym nożem do smarowania chleba, a paznokcie obcina sekatorem, ale no ludzie nie mogliście po prostu walnąć więcej krwi na okładce? Ostateczny werdykt: świetny metal-folk, zupełnie nie do zniesienia kiedy wokalista wrzuca wsteczny bieg ewolucji. Z innych być może mniej znanych acz zajebistych poleciłbym Intronautr, ambitny metal bez deficytu testosteronu, czyli coś w sam raz dla każdego (plus specjalny ukłon w stronę informatyków, ich debiutancka EP-ka nazywała się NULL, a polecany album to Void).
"Widze ze sluchasz metalu po wokalach! a to tzreba po riffach i harmoniach!" – powiedział Borys zachwalając Fex Urbis Lex Orbis Ludicra na gg. Tak wiem, że dzisiaj moje laserowo nakierowywane rakiety krytycznej destrukcji trafiają w jeden cel w Iraku-bezguścia. Ale musimy wiedzieć na czym stoimy jeśli mamy się spotykać częściej w tej kolumnie, a dla mnie sprawa jest nader oczywista – nawet najlepszy pornol nie obroni się jeśli główny "dopychacz" pieprzy się zapomniawszy zdjąć skarpetek, nawet najładniejsza supermodelka wywoła odruch rzymiotny jeśli spod kiecki straszy anorektycznym szkieletorem, nawet najbardziej wyjebane black-metalowe riffy sczezną w otchłani niepamięci jeśli wokalista uczy się emisji głosu od swojego czworonożnego przyjaciela. Kurwa, oswoili niedźwiedzia grizzli i puścili na wokal! Sorewicz, ale mam swoje estetyczne imperatywy i bynajmniej nie mam zamiaru robić wyjątku dlatego, że "to przecież metal", a ch... tam!
Rok obfitował w powroty wielkich [niekoniecznie chodzi tu o doniosłość, wszak gołym okiem widać, że metalowcy to nie wegetarianie i nie żyją na diecie z jogurtów zero procent tłuszczu i brokułów
Już kończył będę, z góry uprzedzam ze znawca ze mnie żaden. Poza tym nie raz nie dwa natrafiłem na zespoły, którym powiedziałem basta już po kilku sekundach z tego prozaicznego powodu, że wokalista starał się mnie przekonać, że obce mu są ludzkie emocje, że w przeciwieństwie do zwykłych śmiertelników nie posiada matki, tylko powstał ulepiony z ociekających żółcią i rzygowinami kulek gnoju stoczonych z prastarych kurhanów wikingów przez demoniczne żuki służące szatanowi. Gdyby na koniec odcinaka pojawił się He-man z obowiązkową pogadanką (młodsi czytelnicy mogą nie wiedzieć, że ów heros maił to w zwyczaju albo, o zgrozo, w ogóle nie wiedzieć kto to He-man) brzmiała by ona pewnie tak: "Kochani czytelnicy z tej rekapitulacji powinniście wynieść, iż należy pomagać rodzicom w pracach domowych (bo jak nie będziecie to skończycie jak Szkieletor) oraz fanki metalu statystycznie eksponują o wiele więcej swojej uhhh... 'osobowości' na zdjęciach na Myspace niż dziewczyny słuchające innych rodzajów muzyki".
1. Om, Conference Of The Birds
2. Mastodon, Blood Mountain
3. Celtic Frost, Monotheist
4. Agalloch, Ashes Against The Grain
5. Boris & Sunn 0))), Altar
6. Isis, In The Absence Of Truth
7. Danava, Danava
8. Boris, Pink(w Japonii wydane już w 2005)
9. Mevins, A Senile Animal
10. Intronaut, Void
–Paweł Nowotarski, grudzień 2006