SPECJALNE - Rubryka

Rekapitulacja roczna 2006: Hip-hop

11 grudnia 2006



Rekapitulacja roczna 2006: Hip-hop

Komercyjnie źle i niedobrze

W tym roku padło dużo stwierdzeń o słabej kondycji hip-hopu, przede wszystkim w wymiarze komercyjnym. Świadczyć mają o tym przede wszystkim rankingi sprzedaży – platyną w Stanach pokrył się w tym roku jedynie King T.I., choć w momencie gdy piszę te słowa wszystko przemawia za tym, że i Kingdom Come bez większych problemów powinno w przeciągu tygodnia czy dwóch przekroczyć milion sprzedanych sztuk. Jednak jakby nie patrzeć albumowi, będącego obok nadchodzącego Nasa najgorętszą premierą roku, wróżono 850 tysięcy lub nawet więcej już w pierwszym tygodniu sprzedaży, tymczasem rzeczywistość brutalnie zweryfikowała te prognozy. Nie pomogła nawet wyjątkowo intensywna kampania medialna i niekończące się plotki wokół związku Cartera i Beyonce (w miniony weekend miał podobno być ślub, co oczywiście okazało się jedynie plotką, a sam Jay powiedział, że jeszcze nie jest gotowy na małżeństwo).

Za jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy należy bez wątpienia uznać nieustającą ekspansję mp3 i fakt iż praktycznie każdy tegoroczny album hip-hopowy wyciekł przed premierą do Internetu. Def-Jam już skarży MySpace, obwiniając użytkowników serwisu o nielegalne rozpowszechnianie albumu, domagając się przy tym 150 tysięcy dolarów odszkodowania za każdy utwór z Kingdom Come który znalazł się na stronach serwisu. Sytuacja jest o tyle śmieszna, że jak wszyscy zapewne jeszcze pamiętają, to Def Jam było prawdopodobnie odpowiedzialne za wyciek "Show Me What You Got" i powstały wówczas szum medialny. Kupa kasy poszła na kampanię reklamową krążka, więc Jay którego sytuacja jako szefa Def Jam staje się coraz bardziej nieciekawa, stara się jak może zwrócić uwagę na siebie, swój krążek i wytwórnię.

W ostatnim czasie doszło również do wycieku Doctor's Advocate, album znalazł się w sieci jakieś dwa tygodnie przed oficjalną sklepową premierą. Jak się szybko okazało to sam Game był za niego odpowiedzialny, specjalnie się nawet nie kryjąc ze swoim działaniem. W jednym z wywiadów otwarcie przyznał iż chciał dać swoim fanom szansę wcześniejszego zapoznania się z krążkiem by ci byli świadomi co kupują. Podejście godne pochwały, tylko czy takie praktyki podniosą sprzedaż płyt? W tym roku już nie jeden wykonawca hip-hopowy, żeby wymienić tylko Roots czy Lupe Fiasco, przekonał się że tego typu zdarzenia nie najlepiej wpływają na liczbę sprzedanych płyt.

Oprócz tego, różne źródła wskazują na coraz większe znudzenie młodzieży hip-hopem, prognozując w związku z tym szybki zmierzch gatunku lub w najlepszym przypadku drastyczny spadek jego popularności. Póki co trochę trudno w to uwierzyć, hip-hop wydaje się być jednym z najprężniejszych i najbardziej widocznych w mediach, jednak oznak nieco słabszej kondycji również trudni nie zauważyć. Def Jam, pomimo pozornej siły i bogactwa wykonawców, zdaje sobie zupełnie nie radzić z ich promocją i tylko kwestią czasu wydaje się kiedy kolejni raperzy zaczną opuszczać szeregi wytwórni. Ostatnio do grona niezadowolonych z działalności labela dołączył Black Thought, dając wyraźnie do zrozumienia że Roots nagrają dla Def Jam jeszcze tylko jeden album, wywiązując się tym samym z kontraktu i zapewne poszukają innego wydawcy. W tej sytuacji, jeżeli zapowiedziane na grudzień tego roku krążki Nasa, Young Jeezy'ego, Ghostface i Faboulusa (jakaś strzelanina i aresztowanie niedawno, ale kto jeszcze na to zwraca uwagę?) nie osiągną oczekiwanych wyników można się spodziewać zdecydowanych zmian z wymianą szefa na czele.

Ostatnim z czynników niezbyt dobrze świadczącym o kondycji gatunku jest pare naprawdę dobrze zapowiadających się płyt, które niestety okazały się większymi lub mniejszymi niewypałami. Jako sztandarowe przykłady można tu wymienić Blue Carpet Treatment (tutaj jestem dość odosobniony w tej opinii), In My Mind, jak również wspomniane już tu wielokrotnie Kingdom Come, które to albumy zupełnie nie spełniają pokładanych w nich oczekiwań. Taki Snoop najwyraźniej oszalał będąc w ciągu tego roku kilkukrotnie aresztowanym, a to za jakieś głupie burdy na lotnisku, a to za posiadanie dragów w ilościach hurtowych. Pomimo całej masy przechwałek i zapowiedzi nie doczekaliśmy się z jego strony nawet przyzwoitego singla; zamiast tego doczekalśmy się nowego projektu. Bez komentarza. Pharrell nie sprawdził się w roli solowego wykonawcy, Jay chyba niepotrzebnie postanowił powrócić, a takie Mobb Deep to zupełnie nie wiadomo po co jeszcze coś nagrywa.

Co tam liczby, liczy się poziom

Pomimo tej dosyć pesymistycznej wizji nie można powiedzieć żeby był to rok słaby. Światło dzienne ujrzały albumy chyba wszystkich liczących się w światku raperów i chociażby ze względu na ten uradzaj należy zaliczyć ten rok do udanych. Poza tym patrząc całkiem obiektywnie, większość z tych wielce oczekiwanych premier to albumy artystycznie udane i trzymające przynajmniej przyzwoity poziom. Owszem brak było albumów jednoznacznie wybijających się ponad ogół, lecz to bardziej oznaka dzisiejszych czasów niż słabość samego gatunku. Wiele z albumów to naprawdę świetne pozycje do których z przyjemnością będzie się wracało po latach (lista podsumowująca trochę niżej). Doczekaliśmy się ponadto wielu znakomitych singli, więc można wróżyć że w tegorocznych podsumowaniach singlowych będzie można zobaczyć cały szwadron reprezentantów gatunku ze świetnymi "Kick Push" Lupe Fiasco i "Where Y'All At" Nasa na czele. Co więcej, wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że wielokrotnie przekładane tegoroczne Clipse, również zagości w czołówce niejednego rankingu na album roku.

Przyszły rok póki co nie zapowiada się jakoś nadzwyczaj ciekawie. Wynika to zapewne z faktu, iż w tym roku właściwie każdy ważniejszy artysta hip hopowy coś wydał i fizycznie niemożliwe jest oczekiwać tak szybko kolejnych albumów. Na dzień dzisiejszy w zapowiedziach można odnaleźć wzmianki o nowym krążku RJD2, nowy El-P też w drodze, ponadto należałoby oczekiwać rychłej premiery drugiej płyty Madvilliany. Dodając jeszcze sprawę polską można wspomnieć o lutowej premierze O.S.T.R. i zbliżającymi się powrocie Łony (najświeższe wiadomości mówią że krążek Absurd I Nonsens już 24 marca w sklepach). Ale to wszystko dopiero za jakiś czas. Wypadałoby więc jeszcze zachęcić, jakoś zareklamować, polecić i przedstawić w miarę rzetelny obraz wydawnictw hip-hopowych roku 2006. A więc oto i on (kolejność nie do końca zobowiązująca):

1. Roots: Game Theory
Czy Roots kiedykolwiek nagrali słaby album? Na szczęście taka wpadka jeszcze nigdy im się nie zdarzyła. W dużym skrócie - prawdopodobnie najlepszy krążek zespołu wydany w tym tysiącleciu.
recenzja płyty »

2. Clipse: Hell Hath No Fury
Większość serwisów śmiało tytułuje Hell Hath No Fury jako (hip-hopowy) album roku. Trzeba przyznać, że w tej zbiorowej opinii faktycznie jest jakieś ziarnko prawdy. Pomimo dość przewidywalnego kształtu, z jakichś powodów naprawdę oryginalne i wciągające.
recenzja płyty »

3. Ghostface Killah: Fishscale
Szczyt możliwości Ghosta, w związku z czym śmiało można powiedzieć że jest to jeden z najlepszych solowych albumów członków Wu-Tanga. Wstyd nie docenić.
recenzja płyty »

4. Lupe Fiasco: Food & Liquor
Owszem, może i faktycznie album nierówny i odrobinę przydługi, ale gdyby wyciągnąć średnią ze wszystkich tracków jakaś solidna nota bez wątpienia by się uzbierała. Już samo "Kick Push" to lektura obowiązkowa i chociażby z tego powodu wypadałoby się zapoznać.
recenzja płyty »

5. T.I.: King
Jeden z najsolidniejszych tegorocznych albumów hip-hopowych, nie tylko dla fanów nurtu gangsta. A do tego kolejny krążek z silną reprezentacją dobrych singli.

6. Afro Kolektyw: Czarno Widzę
Wszyscy chwalą, więc czemu ja nie mógłbym? Dowód, że polski hip-hop to nie tylko katalog Asfaltu(-a?) i Pezet.
recenzja płyty »

7. J Dilla: Donuts
Szczerze mówiąc to osobiście ciągle nie miałem okazji przesłuchać tej instrumentalnej kolekcji, ale wszystkie pozytywne opinie skutecznie zachęcają do zapoznania się z Donuts (ponadto wyszedł pośmiertny album producenta, The Shining, jak i jego instrumentalna edycja).

8. Game: Doctor's Advocate
Wszyscy się śmieją, że praktycznie w każdym tracku możemy usłyszeć ksywkę Dr. Dre, a ten w rzeczywistości właściwie nic wspólnego z tym krążkiem nie ma. I chociaż The Documentary wydaje się lepsze, to nie ma na co narzekać, bo to ciągle całkiem niezły towar.

9. Jay-Z: Kingdom Come
W takim "Minority Report" Hova brzmi jak ciota, a spotkanie z Chrisem Martinem to również jakaś pomyłka. I chociaż różnych wpadek jest na tym krążku więcej, to ciągle jest to dobry album. Otwarta pozostaje tylko kwestia czy powrót Jaya był konieczny?

10. Nas: Hip Hop Is Dead
Nadzieje są, i to całkiem spore. Parafrazując kultowy tekst: "To nie może nie być hit!"

Łukasz Halicki, grudzień 2006

BIEŻĄCE
Ekstrakt #5 (10 płyt 2020-2024)
Ekstrakt #4 (2024)