SPECJALNE - Rubryka
Rekapitulacja: Muzyka polska
28 marca 2006
Rekapitulacja kwartalna (styczeń-marzec 2006): Muzyka polska
Teoretycznie największymi wydarzeniami koncertowymi pierwszego kwartału 2006 były koncerty nowojorskich legend – Johna Cale'a i Laurie Anderson. Jednak jak to bywa z koncertami gwiazd już nie na dorobku, różnie to w praktyce wychodzi. Laurie podobno dała radę, Cale podobno był fatalny. Podobno – gdyż nie byłem na tych koncertach, nie mając wówczas stu kilkudziesięciu złociszy do dyspozycji. Obecnie przeciętnego konsumenta nowej muzyki pop z pewnością ekscytują ujawniane co jakiś czas nazwy wykonawów na Opener Festival – ostatnio Sigur Rós, Scissor Sisters i Coldcut. No i jest w perspektywie festiwal Malta w Poznaniu – chodzą plotki o wyjątkowym jak na polskie warunki zestawieniu (Antony And The Johnsons, Joanna Newsom, Animal Collective, Devendra Banhart) – ciekawe, czy ten punkt imprezy teatralnej dojdzie do skutku.
Sprawdziłem legendarną formę koncertową zespołu Plum w ramach ich trasy "Mental Crap Tour" – rzeczywiście na żywo są 1000000 razy lepsi od swoich wcieleń studyjnych, a ostatnio wydane Nothing Personal to chyba ich najbardziej udane wydawnictwo. Z dzieł w obszarze gitarowego emo – drugi album 3 Moonboys ukazał się całkiem niedawno (tym razem nie w Europeans). Rozpoczęto szeroko zakrojoną akcję promocyjną sceny Pink Punk, co powiązane jest z premierami wspomnianego już Plum i Kristen.
W pierwszym kwartale 2006 ukazało się kilka omawianych szerzej płyt. Ofensywę na eter Polskiego Radia przeprowadziły Pustki. Zbiór sympatycznych gitarowych piosenek (tym razem liczba utworów instrumentalnych ograniczona do minimum) niewątpliwie doczeka się wielu pozytywnych recenzji. Z syndromem 3 płyty wyraźnie zmagają się CKOD, ale wrzawa i nienawiść do zespołu nie koncentrują się akurat na muzyce. Końcowy efekt oceniam pozytywnie, choć uwaga o ograniczeniach formy z zajawki porcysowej recenzji raczej jest trafna.
Ukazało się wydawnictwo poświęcone perkusiście Jackowi Olterowi. Z bardzo wieloma wykonawcami, między innymi sporą reprezentacją sceny yassowej w doborowym składzie. Czekałem z niecierpliwością na ukończenie projektu od czasu, gdy kilka lat temu ukazały się pierwsze zapowiedzi lidera przedsięwzięcia Piotra Pawlaka. Ma on dla mnie wartość sentymentalną. Byłem na koncercie Miłości, stypie po Olterze, w styczniu 2001 roku, w Remoncie. Pamiętam ten występ do dziś. Za bębnami siedział fenomenalny bębniarz jam sessions, zastępujący Jacka Grzegorz Grzyb. Trzaskę, Tymona i Tomasza "Świętego Hesse" wspierali Glenn Meyer, Robert Brylewski i Milo Kurtis. Pierwsza część koncertu była misternym jazz-rockowym obrzędem. Druga – 75-minutową wersją "A Love Supreme". Do dziś w mojej prywatnej mitologii uznaję ten występ za najlepszy koncert, w jakim brałem udział. Więc nie tylko szacunek dla studyjnych dokonań Oltera (choćby z Adamem Pierończykiem czy przede wszystkim Miłością) sprawił, że jest to dla mnie wydawnictwo wyjątkowe. Dołączony do płyty film dokumentalny przedstawia perkusistę, jakiego chyba nikt poza najbliższymi nie znał.
Co do kompilacji "tribute to", to jest już dostępna druga część hołdu dla Kryzysu z kilkunastoma wykonawcami ze sceny niezależnej, której pojawienie się zostało pilnie odnotowane przez największe portale poświęcone kulturze alternatywnej. Pierwsza część nie powalała (typowy benefis, z klęskami interpretacyjnymi legend takich jak Karpaty Magiczne chociażby), również teraz nazwy typu Los Trabantos każą pozostać sceptycznym. Pięć wersji "Ambicji" i tak dalej.
Z podwórka post-yassowego duże wrażenie robi też ostatnia płyta Łoskotu, która ukazała się pod koniec 2005 roku, Sun – pogięte motywy gitary i klarnetu, charakterystyczny, naturszczykowski saksofon Trzaski. Wszystko chwilami wręcz w duchu gitarowego noise'u, no i wszechobecnego free, no i dopracowana produkcja Piotra Pawlaka: o tym się pisze. Choć słabe koncerty Łoskotu, które widziałem przez ostatnie kilka lat nic dobrego nie zapowiadały.
Z chronologicznych ograniczeń (do których podchodzę jednak na luzie, patrz Łoskot – zakładam, że dystrybucja muzyki nie zawsze jest nad Wisłą perfekcyjna) nie wspominam szerzej tutaj o Legionowie Brazil And The Gallowbrothers Band – płyta wydana jesienią 2005 przeszła raczej bez echa.
Co dalej? Unhappy Songs Silver Rocket to avant-pop na wysokim poziomie, 5 minut sławy weterana scen niezależnej i popowej, Mariusza Szypury. Choć może za często piosenki idą w stronę epigoństwa Mercury Rev, ale mogą się podobać. "Nothing Is Forever" komentowany w dziale playlist to akurat jeden z najsłabszych na płycie numerów. "Druga płyta hiphopowo-funkowego Afro Kolektywu, wydana przez Blend, spotkała się z bardzo dobrym przyjęciem" i pochlebnymi recenzjami. Koncertówkę wydaje w najbliższych dniach Pogodno – album będący zapisem ich fatalnego koncertu z lutego 2005 ze Stodoły, więc nie wiem, czy to dobry pomysł. Jest już nowy T. Love, podobno bardziej rockowy od ostatnich propozycji (na co wskazuje tytuł pożyczony od The Jesus And Mary Chain; miks promocyjny odsyła trochę do Prymitywa). Ciekawe, czy wyznania Muńka o tym, że stracił wiarę w rockandrolla nadal są aktualne. Janek Benedek, decydujący o brzmieniu najlepszych płyt sztandarowego zespołu III RP, wydaje w najbliższych dniach pierwszy solowy album. Zajawki (singiel) sugerują, że można spodziewać się solidnej porcji angielsko-żoliborskiego rockandrolla.
Reasumując: trudno wskazać na medialną gwiazdę początku roku (co zresztą zaskoczeniem nie jest, bo taki styczeń to tradycyjnie martwy sezon) – na razie brak jest nad-recenzowanych premier na miarę zeszłorocznej Kapeli Ze Wsi Warszawa czy Powstania Warszawskiego, a highlightami pozostają tribute to Olter i 50 artystów, Łoskot i Silver Rocket. Amen.
–Piotr Kowalczyk, Marzec 2006